Po pewnym czasie zwiedzania danego województwa — nagle mam potrzebę zobaczyć coś niestandardowego i z dala od obleganych szlaków. W tym artykule skupiłam się na miejscach mniej znanych w województwie świętokrzyskim. Niekoniecznie warto do nich jechać „specjalnie”. Są to raczej ciekawostki, ukryte skarby, o których mówi się mniej. Są to dobre miejsca na przystanek w trasie, skoro i tak masz po drodze. Jeśli trafiłeś tu przypadkiem, szukając czegoś „wow” i turystycznych hitów, a nie bardzo wiesz, co ze sobą teraz zrobić — zajrzyj do kategorii: świętokrzyskie.
A teraz chodź — pokażę ci ciekawe miejsca w Świętokrzyskiem!
Ciekawe miejsca w Świętokrzyskiem
#1 Kolonia Robotnicza w Skarżysko-Kamiennej
Będąc w Skarżysko-Kamiennej, przy okazji zwiedzania Muzeum im. Orła Białego — warto przejechać się malowniczą uliczką Staffa. Dawniej Skarżysko-Kamienna wchodziła w tzw. trójkąt bezpieczeństwa. Należał do niego jeszcze Radom (z Fabryką Broni) i Pionki (dawniej Zagożdżon — z Fabryką Prochu i Materiałów). W Skarżysko-Kamiennej wybudowano Państwową Fabrykę Amunicji. Dziś zakłady te znane są jako „Mesko”. Miasta trójkąta bezpieczeństwa znajdowały się daleko od granic państwa, przebiegała tędy kolej, było tu wiele przeszkód terenowych (fabryki powstały w lasach) i uważano te tereny za względnie bezpieczne.
Przy okazji budowy fabryki — w latach 20. i 30. ubiegłego stulecia — wybudowano tu piękne budynki, w których mieszkali robotnicy i wyżsi stopniem urzędnicy. Do pracy w rozwijającej się fabryce ściągano najlepszych fachowców z całego kraju. Tutejsze okolice były uważane za bardzo malownicze — wszędzie były lasy, ptaki, ryby. Pensje płacono wysokie, a nowo wybudowane budynki miały wysoki standard. Wystarczy spojrzeć na ostałą się Kolonię Robotniczą nawet teraz — kamienne fronty ciągle zwracają na siebie uwagę.
#2 Radom Centrum Potworów?
Wracając z wycieczki ze świętokrzyskiego, kierowcy jadący do Warszawy obwodnicą — mogą zobaczyć znak, układający się w mało subtelne zdanie: „Radom Centrum Potworów”. No, można nie lubić Radomia, ale żeby aż tak? Chyba jest tu potrzebny Wiedźmin!
#3 Psia Górka
Psia Górka to mniej spektakularny obiekt, który miniesz w drodze na Grodzisko w Wiślicy. Poza znakiem nic tu de facto nie ma, ale miejsce kryje w sobie ciekawą legendę, więc nie wypada o niej nie wspomnieć. Królowa Jadwiga została któregoś razu oskarżona o zdradę swojego męża — Władysława Jagiełły. Intrygę zapoczątkował Gniewosz z Dalewic, który był agentem na posługach Habsburgów i chciał doprowadzić do rozpadu małżeństwa.
Niesłusznie oskarżona Jadwiga postanowiła poddać Gniewosza pod sąd, który w 1389 roku udowodnił, że królowa jest niewinna. Gniewosza skazano na grzywnę i publiczne „odszczekanie” kłamstw.
Dlaczego? Miało to związek z powiedzeniem: „łże jak pies”, gdzie w tamtych czasach pies był uważany za najmniej przydatne zwierzę w gospodarstwie, a psie szczekanie za nic niewarte. W starożytności i średniowieczu psy służyły za czyścicieli odpadów miejskich, czasem rzucano im wrogie ciała na pohańbienie albo… wieszano je razem z ludźmi. Kojarzysz powiedzenie: „wieszać na kimś psy”? Prawdopodobnie wzięło się od tego, że aby dodatkowo upodlić skazańca i podkreślić, że nie zasługuje on na miano człowieka — wieszano obok niego psa. Przy okazji cierpiący zwierzak dodatkowo nieszczęśnika kąsał, zwłaszcza jak dla wzmocnienia efektu — pod szubienicą rozpalano jeszcze małe ognisko. Zanim psy stały się naszymi przyjaciółmi — miały niezbyt dobry PR, jak się zastanowisz to i dziś można usłyszeć przekleństwa z psem, czy suką, powstałe w nieprzyjaznych im czasach.
W każdym razie upokorzony Gniewosz wszedł pod drewnianą ławę; wyznał, że łgał i kilkukrotnie zaszczekał. Na pamiątkę tego wydarzenia, to miejsce nazwano Psią Górką.
#4 Największy kaloryfer na świecie
Jeśli zimą lubisz przytulić się do kaloryfera, aby ogrzać zziębnięte ciało, to być może zainteresuje cię pomnik największego grzejnika na świecie, który znajduje się w Stąporkowie. Na tutejszych terenach występują rudy żelaza, a miasto zawsze miało tradycje odlewnicze. To właśnie w tym miejscu — w upadłej dziś Odlewni Żeliwa, wyprodukowano 96% kaloryferów żeliwnych używanych jeszcze całkiem niedawno (bo w okresie Peerelu) na terenie Polski. Ba, jeśli mieszkasz w mieszkaniu starego typu — być może jeszcze masz takie cudo techniki w swoim domu.
Pomnik kaloryfera liczy sobie dwa metry, a z cokołem — prawie trzy. Wokół porozstawiane są mniejsze grzejniczki, w „tradycyjnych” rozmiarach. Przyjemnie się do nich przytulić. Jedyny minus? Nie grzeją!
#5 Giga pingwin w Dołach Biskupich
Jeśli właśnie pomyślałeś, że pomnik największego kaloryfera powinien znaleźć się na liście najdziwniejszych pomników w Polsce — to popatrz na ogromną figurę pingwina, która znajduje się w Dołach Biskupich. Tuż obok znajduje się kolorowy dom, który mocno przyciąga uwagę i w pierwszej chwili wydaje się jakąś ukrytą atrakcją turystyczną. Zaproszona przez właściciela, gapiąc się dłuższą chwilę na tę niestandardową posiadłość — miałam możliwość zwiedzić cały ten ogródek. Nie robiłam jednak zdjęć, bo jakoś tak mi nie leżało, wrzucanie prywatnej posiadłości na turystycznego bloga… Zimą wygląda to wszystko jak dom Kevina albo coś (zobacz).
Małe śledztwo pokazało, że początkowo był to pingwin Cody reklamujący film „Na Fali” (Surf’s up). Później, jak farba zaczęła schodzić — dostał nowe wdzianko.
#6 Góra Piwniczna w Pierzchnicy
Świętokrzyskie to magiczna kraina, tutaj nawet piwnice nie mogły być typowe… Na terenach Pierzchnicy, w XIX wieku mieszkańcy wspaniale poradzili sobie z podmokłymi terenami. Aby woda gruntowa nie podtopiła im zapasów — na wzgórzu (dziś zwanym Górą Piwniczną), będącym wspólnotą miasteczka — wybudowali piwniczyska. Jest to ewenement w skali Europy, ponieważ jest tu ich największe nagromadzenie na tak małym terenie. Przypomina to trochę sposób przechowywania towarów z Sandomierza i Opatowa, z tym że piwnice są położone w oddaleniu od domów, a nie bezpośrednio pod nimi.
Każdy z mieszkańców posiadał swoją wymurowaną z łomów wapiennych albo kolorowego piaskowca piwnicę o długości około 4 na 2,5 metra wysokości, z sypem oszalowanym deskami i otworami wentylacyjnymi z boku. Pierwotnie piwnice były zamykane na kraty albo drzwi drewniane.
Wewnątrz mieszkańcy chowali wszystko to, co wymagało stałej temperatury — czyli wszelkie płody rolne, owoce, czy warzywa, a prawdopodobnie nawet miody i alkohole. Całość wygląda jak kadr z hobbickiej wioski przez fakt, że na górce wyłaniają się tylko niewielkie murowane fragmenty zabudowań. Wygląda to bardzo ciekawie, a w planach jest odnowienie i zabezpieczenie piwnic, więc za kilka lat do wybranych będzie można zajrzeć!
#7 Zabytkowy wodowskaz w Zawichoście
Dawniej, gdy Wisła miała istotne znaczenie dla żeglugi — zaistniała potrzeba, aby regularnie mierzyć stan wód na rzece i tym samym rozeznać się w warunkach żeglugi. W Zawichoście po raz pierwszy zaznaczono poziom Wisły na ścianie spichlerza w 1813 roku, podczas wielkiej powodzi. Wielka woda zabrała ze sobą ruiny zawichojskiego zamku, a sama wyspa, na której stał — widoczna jest tylko czasem podczas suszy.
Wraz z pojawieniem się statków z napędem mechanicznym (które wymagały większych głębokości wody) – określono punkt zerowy (zero absolutne) Bałtyku, odnoszący się do punktu zero, czyli najniższego, od którego liczy się poziom Wisły. Jako że byliśmy aż pod trzema zaborami — w Zawichoście (wówczas pod zaborem rosyjskim) określono go względem wysokości Bałtyku (Kronsztad) i Morza Czarnego (Varna). W zaborze austriackim odnoszono go do poziomu Adriatyku, a w pruskim do Morza Północnego. Dziś została jedna miara — odnosząca się do miary rosyjskiej.
Upamiętniono to na pamiątkowym reperze (niestety obecnie znajduje się na prywatnej działce i nie ma do niego dostępu) przy spichlerzu Prendowskiego. W 1914 roku wybudowano przy nim kamienny wodowskaz, który wyglądem przypomina małą wieżyczkę. Woda z rzeki docierała do linii brzegowej, do aparatury pomiarowej, z której codziennie spisywano odczyt. Każdego dnia przekazywano go telefonicznie do Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Sandomierzu, a potem podawano do informacji ogólnej w radiu. Z czasem spichlerze rozebrano (dziś jeden ze spichlerzy z Zawichostu można zobaczyć w Tokarni), więc dane, które pokazywały pierwotny poziom Wisły — przeniesiono na łatę wodowskazową umieszczoną w tym samym miejscu.
Stan wody w Zawichoście nadal jest podawany jako informacja ostrzegawcza dla terenów położonych niżej biegu Wisły, aby szacować ryzyko powodzi. Dziś jednak odczyt bierze się ze wbitych łat. Z zabytkowego wodowskazu przestano korzystać, kiedy na rzece praktycznie zamarła żegluga.
Na dole wodowskazu znajduje się pamiątkowa tablica z oznaczeniem powodzi z lipca 1934 roku. Do wodowskazu można wejść, drzwiczki są otwarte. W środku nie ma jednak nic specjalnego, najładniej prezentuje się z zewnątrz.
#8 Pomnik Zawiszy Czarnego w Garbowie
Zawisza Czarny (czarny od ciemnej karnacji i kruczoczarnych włosów) z Garbowa herbu Sulima do tej pory jest uważany za najwybitniejszego polskiego rycerza, o którym uczy się już najmłodsze dzieci w szkołach. Mówi się, że przestrzegał rycerskiego kodeksu, był wierny, honorowy i waleczny. Legendy wokół niego podają, że zawsze dotrzymywał obietnic i nigdy nie złamał słowa, przez co ukuło się powiedzenie: „Polegać na kimś jak na Zawiszy”, czyli bezgranicznie.
Reprezentował króla podczas soboru powszechnego w Konstancji, gdzie przekonał papieża do potępienia szykanującego Jagiełłę paszkwilu. Walczył w Bitwie pod Grunwaldem, ochraniając chorągiew króla przed Krzyżakami. Był zwycięzcą licznych turniejów zarówno w kraju, jak i za jego granicą. Zwyciężył z najznamienitszym rycerzem Europy — Janem z Aragonii, którego strącił z konia jednym pchnięciem włóczni. Miał talent dyplomatyczny i militarny. Zginął niewdzięcznie w walce z Turkami w 1428 roku. Dostał się do niewoli, niestety trafił wyjątkowo pechowo, bo tamtejsi wojownicy pokłócili się o to, kto ma wziąć za niego okup i w końcu nie mogąc dojść do porozumienia — ścięli mu głowę, a zbroję rozkradli.
No, taki narodowy bohater, który dziś świetnie nadawałby się na pierwszoplanową postać w jakimś średniowiecznym filmie. Jan Długosz poświęcił mu spory kawałek w swojej Kronice, Jan Matejko utrwalił jego wizerunek na obrazie, a Sienkiewicz rozsławił go w „Krzyżakach”.
Zawisza urodził się około 1370 roku w Garbowie. Pochodził ze średniozamożnej rodziny, ale był dumny ze swojego pochodzenia i chętnie podkreślał, że jest właśnie z tego miasta. Jeszcze kilka lat temu naukowcy niezbyt wiedzieli, o który właściwie Garbów chodzi, ale prześledzone przez historyków rodowody pozwoliły stwierdzić jednoznacznie, że chodzi o ten w gminie Dwikozy. Obecnie trwają poszukiwania archeologiczne konkretnego miejsca, gdzie mógł się wychować.
Jadąc do Garbowa teraz — masz szansę zobaczyć jego pomnik. Choć miewał już patronat nad szkołami, rondami, czy parkami — do tej pory nie miał w Polsce swojego pomnika, który miałby jego posturę, a nie przedstawiał pamiątkowy kamień. W rodzinnej miejscowości powstał pierwszy, na dodatek od razu 2,5-metrowy. Przedstawia Zawiszę w zbroi, z mieczem i tarczą z elementami herbu Sulima. Wykonany został w brązie, a postawiony z okazji 600-lecia bitwy pod Grunwaldem.
#9 Dwór w Śmiłowie
Śmiłów 1, Ożarów
www.dworwsmilowie.pl
Do Dworu w Śmiłowie zabrałam córkę, by zaprezentować jej — jak mieszkała szlachta. W tym celu wybraliśmy się do świętokrzyskiego Śmiłowa. Przyznam, że to miejsce powinno mieć swój prywatny artykuł na Skomplikowane, ponieważ jest jedną z ciekawszych atrakcji w Świętokrzyskiem. W środku jednak nie bardzo można robić zdjęcia, a ja mam tylko jedną fotkę z architekturą z zewnątrz. Obiekt jest prywatny, utrzymywany głównie z własnych środków i pewnie właściciele obawiają się, żeby nie skusił osób niepowołanych. I uczciwie mówię — nie dziwię się. Jeśli masz ochotę zobaczyć jak żyło ziemiaństwo — to jest to dla ciebie kierunek konieczny.
Na początku XX wieku — Cyprian Baczyński wraz z małżonką Katarzyną — przebudowali istniejący tu XVIII wieczny dworek barokowy (postawiony tu przez posła sejmu czteroletniego Józefa Wiercińskiego) na styl klasycystyczny. Sam budynek jest przechodni, ma 10 pomieszczeń i zorientowany jest na godzinę 11.00, co zapewniało oświetlenie promieniami słonecznymi w różnych porach dnia i przypominało domownikom o zbliżającej się porze obiadu, czy snu.
Józef był ojcem Katarzyny i kiedy umarł — córka wniosła tę posiadłość w posagu. Potem, w kolejnych latach — malowniczy dworek był dziedziczony i sprzedawany, aż do 1945 roku, kiedy w życie weszła reforma rolna. Wyglądało to jak we wszystkich innych miejscach na terenie Polski — państwo polskie zabierało majątki, nie wypłacając odszkodowań, a w pięknych wnętrzach powstawały różne instytucje, w zależności od potrzeby. W Śmiłowie powstały kolejno: komisariat milicji obywatelskiej, świetlica, biura stacji hodowli roślin i mieszkania pracownicze. Kiedy wyeksploatowano wnętrza na tyle, że w środku nie dało się mieszkać, ani kompletne nic więcej nie można było rozkraść – 21 października 1985 roku nastąpiły dla niego w końcu lepsze czasy. Kupili go dzisiejsi właściciele — Bogdan Szczerbowski z żoną Janiną. I remontowali przez około 30 lat. Budynek wewnątrz prezentuje się okazale, ale właściciel niepytany od razu szczerze powiedział, że raczej drugi raz nie podjąłby się tego przedsięwzięcia. Możesz sobie tylko wyobrazić, ile pracy i serca włożył, aby można go było dzisiaj zwiedzać.
W środku przywiązano dużą uwagę do odtworzenia detali, łącznie z zachowaniem ich na ścianach, czy malowidłach na drzwiach. Gdzie nie spojrzysz — znajdują się bibeloty i szpargały od XVIII do początku XX wieku. Nie brakuje tu jednakowo malarstwa, mabli, porcelany, sreber, jak i oryginalnych tkanin. Wszystko wykonane jest z klasą i ze smakiem, bez przypadkowych gadżetów. Wchodzisz do środka i przenosisz się w czasie. Ostatni raz czułam się tak w Pałacu w Kozłowce. Odnosisz wrażenie obcowania na szlacheckim dworze, są tu zachowane nawet oryginalne piece! Biblioteczne regały dopiero co trafiły z konserwacji i czekały na rozpakowanie w nich książek.
Wraz z otoczeniem, gdzie wokół dworu są pola i park — Dwór w Śmiłowie stanowi cudowny przykład, jak powinno się traktować zabytki. Wejście jest płatne, można iść większą grupą i zrzucić się na kilka słów od przewodnika, albo zapłacić jedynie za wstęp do środka. Tak czy siak — chapeau bas. Bardzo polecam, i coraz częściej utwierdzam się w przekonaniu, że miejsca prowadzone przez pasjonatów, są często o kilka szczebli wyżej niż te, prowadzone przez państwo.
#10 Kaplica Świętej Anny w Pińczowie
Widoczna na zdjęciu otwierającym artykuł o ciekawych miejscach w Świętokrzyskiem — to właśnie kaplica świętej Anny w Pińczowie. Magiczne miejsce na mapie świętokrzyskich krajobrazów. W pierwszym odruchu przypominała mi bardzo fragmenty Bazyliki na Świętym Krzyżu.
Kaplica Świętej Anny powstała z pińczaka, znanego też pod nazwą kamień pińczowski. Jest to wapień, bardzo łatwo poddający się obróbce i szybko twardniejący na słońcu. Z tego materiału jest wykonany m.in. Pałac Kultury i Nauki i kilkanaście innych ważnych zabytków w Polsce. Budowy pierwszej w Polsce stojącej kopułowej kaplicy o przeznaczeniu wyłącznie kultowym — podjął się Santi Gucci w 1600 roku. Gucci był Włochem. Pracował dla władców Polski — Zygmunta Augusta, Anny Jagiellonki i Stefana Batorego. Z czasem na dobre osiedlił się w tej okolicy, zakładając tu pińczowską szkołę kamieniarstwa. Materiały do różnych części kraju spławiano stąd Nidą i Wisłą.
Kaplicę umieszczono na najwyższym wzgórzu, górującym nad Pińczowem. Rozpościera się stąd majestatyczny widok na Dolinę Nidy i panoramę miasteczka. Obok kaplicy znajdują się kamienne figury świętych. Sama kaplica jest otwierana kilka razy w roku z okazji wspomnienia patronki (m.in. 26 lipca w święto świętej Anny). Niedawno przeszła remont, po wyczyszczeniu dokładnie widać, w którym miejscu zostały zamurowane okna. Koniecznie tu podjedź, aby pozachwycać się tą niestandardową panoramą. Nie pożałujesz.
#11 Pomnik sołtysa w Wąchocku
Kawały o Wąchocku znają przeważnie ludzie urodzeni przed 1985, choć przyznam, że w dzieciństwie — często sama słyszałam dowcipy na temat tego miasta. Głównie dlatego, że nazwa „Wąchock” dobrze wpadała w ucho, kojarzyła się z urzędem sołtysa, który marzył, by małą mieścinę budżetowano i traktowano tak samo jak dużą metropolię, a jednocześnie wieś z dowcipów utożsamiała wtedy wszystko to, co kryje się w znaczeniu „wieśniackie”. Tu muszę jednak posypać głowę popiołem i przyznać, że nie miałam pojęcia, że taka miejscowość realnie istnieje — byłam przekonana, że to takie hipotetyczne miasto jak Szczecin, czy coś.
Dziwnie było tam pojechać i dowiedzieć się, że masa osób darła w pewnym momencie łacha z realnych ludzi z Wąchocka. Na dodatek wszyscy myśleliśmy, że to jakaś zapyziała, nieistniejąca wiocha, a tymczasem od 1994 roku jest to miasto, w którym rządzi burmistrz, a nie sołtys. Ponoć żarty zaczęły się w czasach PRL, kiedy ówczesnej władzy nie bardzo pasowało, że Wąchock był mocno patriotyczny. Kojarzył się z Armią Krajową i dowódcą partyzanckim Janem Piwnikiem „Ponurym”. Komunistom nie było to na rękę, więc zaczęli wykpiwać miasto, aby przyćmić znaczenie patriotów. Cała Polska to podchwyciła.
Marketingowo Wąchock na początku był nieco urażony, ale od kilku lat dzielnie śmieje się sam z siebie. Żarty o Wąchocku co prawda zaliczają się już raczej do kategorii sucharów, a rolę kozła ofiarnego przejęły już inne miasta, mimo to władze postanowiły sfinansować pomnik sołtysa, który przypominałby o tej części historii. Sołtys trzyma komórkę przy uchu i załatwia „jakieś coś”, opierając się o koło. Według jednego z dowcipów — sołtysa w Wąchocku wybiera się, puszczając koło z górki. W czyj dom ono uderzy, ten zostaje mianowany sołtysem.
Ha.
Nieco zabawniejsza wydaje się historia wyboru twarzy sołtysa. Zorganizowano casting, gdzie przy wpłacie minimum stu złotych i swojego zdjęcia — można było pomnikowi nadać swoją twarz. Miasto oczekiwało sporego zainteresowania i samofinansowania się pomnika, niestety wpłynęły tylko dwie oferty. Szybko je unieważniono, ponieważ po sprawdzeniu, okazało się, że owszem zdjęcia doszły, ale kasa nigdy nie wpłynęła na konto. Sołtys ma więc twarz bezimienną.
Naprzeciwko sołtysa na płytach chodnikowych zostały wyryte żarty, które kiedyś opowiadało się o Wąchocku. Ogólnie bardzo polecam, doceniam dystans do siebie.
#12 Zespół Opactwa Cystersów w Wąchocku
Przy okazji wizyty w Wąchocku, nie można zapomnieć o odwiedzeniu zespołu opactwa cystersów. Zakonników sprowadził tutaj z Francji w XII wieku biskup krakowski Gedeon, aby wzmocnić pozycję księcia w Krakowie. Cystersi mieli za zadanie odnowić na tych terenach życie monastyczne, czyli zgodne z regułami zakonnymi, w odosobnieniu, z surową praktyką ubóstwa co miało ich przybliżać do Boga. Jednocześnie zakony szerzyły oświatę i kulturę.
Cystersi musieli być samowystarczalni, bo żyli daleko od ludzi. Zajmowali się działalnością związaną z hutnictwem żelaza (mieli przywilej poszukiwania kruszców m.in. złota, srebra, ołowiu, cyny, miedzi w księstwach krakowskim i sandomierskim), górnictwem, tkactwem, młynarstwem i hodowlą. Żyli z tego, co sami wyprodukowali, a ich dewizą było „ora et labora”, co oznacza: „módl się i pracuj”. Dla łamiących narzuconą sobie dyscyplinę — stworzono specjalny karcer. W małej celi dostawali skromną wodę i piętkę chleba. W refektarzu znajdowała się wspólna jadalnia.
Dziś za darmo można zobaczyć kościół wykonany z czerwonego piaskowca wąchockiego, a za opłatą przewodnicką — zwiedzić cały obiekt. Kościół jest bezwieżowy, ponieważ w średniowieczu cystersów obowiązywał zakaz wznoszenia wież. Miało być prosto i skromnie, ale wnętrze jest naprawdę godne podziwu, wykonane w stylu romańskim malowidła z motywami roślinnymi, zwierzęcymi i przedstawiającymi świętych — są wspaniale zachowane i uważane za jedne z lepszych w Polsce. I to mimo dwukrotnych zniszczeń dokonanych przez Tatarów.
W 1818 roku władze carskie dokonały kasacji zakonu cystersów w Wąchocku, ale mnisi powrócili tu w 1951 roku — reaktywując opactwo.
W jednej ze ścian kościoła wmurowano prochy Jana Piwnika „Ponurego”, którego szczątki specjalnie tu sprowadzono. Założono też Muzeum Cystersów, gdzie zgromadzono sporo pamiątek patriotycznych. Cystersi popierali powstanie kościuszkowskie i prawdopodobnie zaopatrywały jego wojska w broń białą i palną. Zakłady cysterskie pomagały w czasie powstania listopadowego i styczniowego, stając się bazami oddziałów powstańczych.
#13 Pomnik karpia w Rudzie Malenieckiej
Co? Czy ty dobrze widzisz, i czy ja właśnie będę opisywała pomnik wigilijnej ryby?! Tak, właśnie to będę robić. Ten blog już dawno schodzi na… yyy… idzie na ryby. Świętokrzyskie jest bardzo ciekawe pod względem niestandardowych pomników i już chyba nic dziwnego mnie nie zaskoczy (no, w łódzkim jest fajnie pod tym względem, ale to temat na inny czas).
W 1900 roku Felicjan Jankowski zainwestował fundusze w hodowlę ryb na terenach m.in. Rudy Malenieckiej. Ogłosił konkurs, w którym zwyciężył ichtiolog Franciszek Staff — doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1912 roku utworzono w tym miejscu Stację Doświadczalną, która była pierwszą tego typu naukową placówką w Polsce i jedną z pierwszych w Europie. Planowano wyprzeć introdukowanego karpia rasy polskiej i zastąpić go karpiem rasowym z małą ilością łusek. Placówka zajmowała się oczywiście masą dodatkowych zadań jak rozród, żywienie, czy zimowanie tej ryby. W 2012 roku na stulecie tego wydarzenia — odsłonięto tu pomnik tej sympatycznej ryby, czyli karpia królewskiego.
W Rudzie Malenieckiej mają nie tylko pomnik, mają też karpia wpisanego na listę produktów tradycyjnych i robią karpiowy festyn (Konecka Ryba)! Ułaskawia się wtedy karpia — czyli jedną rybkę wyławia się z wody, daje jej buziaka i wypuszcza z powrotem na wolność, aby nie skończyła jak jej koledzy. To zdecydowanie powinna być wigilijna stolica Polski.
#14 Kamień z Kontrewersu
W 1988 roku pewien rolnik znalazł na swoim polu nietypowy kamień. Był dziwny, bo widniały na nim postacie… z rogami! Jak nic diabelski kamień! O odkryciu natychmiast poinformowano archeologów, a że lata 80 i 90 fiksowały się na „ufo” – zaczęto dopatrywać się związków i tam. Na wieś najechała chmara turystów, ktoś próbował ukraść kamień, inny ktoś próbował go zniszczyć — więc władze zdecydowały się kamień zakopać, do mediów podając informację, że trafił na badania do muzeum.
Przypomniano sobie o dziwnym znalezisku dopiero w 2005 roku, za sprawą odkryć dinozaurów na terenie Świętokrzyskiego. Leżał bowiem tuż obok odcisku dinozaura ptasiomiednicznego na dawnym wzgórzu kultowym. Okazało się, że kamień jest ułożony idealnie względem stron świata na specjalnym postumencie, a paleontolog badający ten temat — zasugerował, że postaci są podobne do wyobrażeń z mitologii… Indian. Dokładniej do duszków cocopelli. Kamień zabezpieczono szybą pancerną i ustawiono w Mniowie. Rysunki mogły powstać nawet 2.5 tysięcy lat przed naszą erą!
#15 Oranżeria Egipska w Końskich
Oranżeria Egipska, zwana też czasem Egipcjanką — to jedno z ciekawszych miejsc w Świętokrzyskiem. Włoski architekt (Francesco Maria Lanci), osobiście nie był nigdy w Egipcie, a cały projekt odtworzył na podstawie… przeczytanych książek. Oranżerię Egipską stworzył w 1825 roku na zlecenie Anny Małachowskiej herbu Nałęcz, będącą wraz z mężem Stanisławem właścicielką zespołu pałacowego w Końskich. W środku tej niezwykłej oranżerii uprawiano egzotyczne rośliny.
Na budynku znajdują się posągi faraona, rysunki hieroglifów (które jednak nic konkretnego nie znaczą, są tylko zbiorem rysunków) i nawiązujące do tego kraju zdobienia. To jeden z dwóch zabytków w Polsce będący przykładem egiptyzującego stylu w architekturze. Tym drugim jest Świątynia Egipska w Łazienkach Królewskich w Warszawie.
#16 Pomnik Czarnieckiego w Czarncy
Pamiętasz ten fragment hymnu:
„Jak Czarniecki do Poznania
Po szwedzkim zaborze,
Dla ojczyzny ratowania
Wrócim się przez morze”?
Za czasów, gdy Szwedzi planowali sobie zrobić prywatne jezioro z Bałtyku i byli na tyle silni, że ciężko im się było postawić — Hetman Stefan Czarniecki z Czarnicy postanowił nękać ich wojska napadami małych oddziałów w tzw. wojnie szarpanej. Z czasem wojska polskie udały się do Danii, aby ją wesprzeć w walkach i razem przeprawili się cieśniną Als Sund na wyspę Als, na której stacjonowali zaskoczeni Szwedzi. Ponoć wojsko Czarnieckiego przepłynęło wodę na łodziach, tuż za nimi ciągnąc konie i szybko odbiło miasto Sønderborg zajęte przez Szwedów. Co interesujące z punktu widzenia turysty — Czarniecki urodził się w Czarncy, gdzie można dziś oglądać jego pomnik.
#17 Golgota Martyrologium Narodu Polskiego
Golgota to nieco specyficzne miejsce na terenie województwa świętokrzyskiego. Niecodzienna budowla nawiązywać ma do czasów średniowiecznych. Całość wygląda dość chałupniczo, ale jest na tyle niespotykana, że ma się ochotę tam zajrzeć. Poziomem przypomina betonowe, odpustowe lwy umieszczane na wsi przed płotem. Nie ukrywam, że to jedna z dziwniejszych atrakcji turystycznych, którą miałam okazję zobaczyć.
Zwiedzać Golgotę można oczywiście za darmo, w środku umieszczono ogromną ilość kaplic, które upamiętniać mają martyrologię Narodu Polskiego. Niektóre z kaplic zostały sfinansowane przez prywatnych sponsorów, a obejrzeć tu można m.in. salę poświęconą księdzu Janie Popiełuszce, Leśnikom Polskim, czy NSZZ „Solidarność”. Jest też… betonowy tupolew. Ze szczytu zobaczyć można panoramę na Góry Świętokrzyskie.
Ciężko powiedzieć, że zwiedziło się wszystkie ciekawe miejsca w Świętokrzyskiem, skoro przy każdej wycieczce w te okolice, odkrywamy coś nowego. Na pewno nas oczarowało — czasem legendą, innym razem ludźmi, albo pięknymi krajobrazami. Nie spodziewałam się, że na tak — zdawałoby się niewielkiej przestrzeni, znaleźć można tyle fascynujących miejsc! Jestem ciekawa, czy znałeś je wszystkie? A może podzielisz się z nami swoimi odkryciami?
Z wymienionych miejsc znamy, jak dotąd tylko… Kaloryfer ??
Dziękuję za ciekawa listę, ciekawych miejsc.