Strona główna » Pamiątki ze Świętokrzyskiego — co kupić w tym województwie?
Magnesy przyczepione do srebrnej tablicy: gęś z Chmielnika, śliwka szydłowiecka, portret Henryka Sienkiewicza.

Pamiątki ze Świętokrzyskiego — co kupić w tym województwie?

Zastanawiasz się jakie pamiątki przywieźć z Sandomierza, Kielc i ogólnie — z Gór Świętokrzyskich? Zobacz, na co warto zwrócić uwagę podczas podróży po tym województwie.

Świętokrzyskie do tej pory traktowaliśmy jako „przejazdówkę” w drodze do Małopolski i bardzo cieszę się, że udało nam się je zobaczyć dokładniej. To fantastyczny region, do którego warto wpadać na weekend i za każdym razem można zobaczyć co innego.

Dużym atutem jest to, że sporo z atrakcji, które dla ciebie opisaliśmy — znajduje się na powietrzu. A przyjechać tu warto o każdej porze roku, a już zwłaszcza w takich momentach, kiedy np. nie pójdziesz w wysokie góry. Tutaj nie ma takiego problemu. Można przyjechać tu z dziećmi, które nie miały do czynienia z długimi szlakami albo potraktować okolicę jako fajne miejsce do 1- czy 2-godzinnego postoju. Większość z opisanych przez nas miejsc znajduje się przy głównych trasach.

Pamiątki ze Świętokrzyskiego

Piździ jak w Kieleckiem — zabawne koszulki

Przyznam ci się szczerze, że jeszcze całkiem niedawno mocno narzekałam, bo w ramach pamiątki marzył mi się scyzoryk, magnesy z czarownicą (i ogólnie motywy z wiedźmami) i więcej gadżetów z dużym dystansem. Wręcz chorowałam na czapkę albo szalik z napisem „Piździ jak w Kieleckiem”. Byłam wręcz przekonana, że na każdym stoisku znajdę takie coś i jednocześnie strasznie rozczarowana, że nie mogę nic znaleźć.

W końcu, któregoś pięknego dnia, podczas Święta Kielc — znalazłam stoisko Regioszulek. I… udało mi się kupić koszulkę z takim hasłem! Co prawda kupiłam dla Filipa, ale zawsze.

Zielona koszulka z napisem: "Piździ jak w Kieleckiem".Swoją drogą — podobno to kultowe już w Polsce wyrażenie wzięło się od słynnego kieleckiego dworca w kształcie UFO, który został wybudowany na wzniesieniu. Dookoła nie było jeszcze żadnych zabudowań, więc wszyscy, którzy zatrzymywali się tutaj, aby skorzystać z komunikacji — po kilku minutach byli już mocno zmarznięci. Inną informacją, jaką wytropiłam — jest ta na stronie… sejmu z oświadczenia Posła Lucjana Marka Pietrzyka, gdzie pisze on tak:

„[…] Wychodzi nam z dociekań, że stereotyp ten ma źródło w czasach zaborów, kiedy to chodziło z rosyjskiego o dvorec, czyli pałac, w tym przypadku Pałac Biskupi w Kielcach. Otóż bardzo często tam tłukły się szyby, rachunki za te szyby były bardzo duże i w ramach wyjaśnień do Petersburga słano pisma, że przyczyną tego są przeciągi, a więc wieje, ale nie na dworcu, tylko w pałacu”.

Ciekawe koszulki innych firm, można czasem znaleźć podczas wydarzeń miejskich na stoiskach lokalnych producentów.

Magnesy

Chodząc po polskich straganach, odnosi się wrażenie, że jedną z najpopularniejszych pamiątek przywożonych z podróży jest magnes. Choć kiedyś uważałam, że to całkiem zbędna kurzołapka — w pewnym momencie sama wpadłam w szał ich kupowania. Przyznam jednak uczciwie, że bardzo długo chodzę za „idealnym” magnesem. Lubię takie z efektem trójwymiaru, a najbardziej wartościowe są dla mnie takie, które powstają lokalnie. Na tutejszych terenach nie spotkałam zbyt wiele magnesów, które by mnie ujęły. Największy wybór jest w Pacanowie i Sandomierzu. Najładniejszy zdobyłam w Szydłowie. Ciężko za to kupić coś fajnego z… Kielc. Trzeba się nachodzić!

Powtarzające się motywy to głównie: amonity z Miedzianki, dworzec kielecki, śliwka szydłowiecka, Henryk Sienkiewicz i Ojciec Mateusz. Ostatniego lata udało mi się w końcu dorwać magnes z wizerunkiem świętokrzyskiej Baby Jagi. Szukaj pod Łysą Górą!

Magnes z wizerunkiem świętokrzyskiej Baby Jagi.

Pieczątki Turystyczne

Nie wiem, czy zbieranie pieczątek jest popularnym hobby, ale od kilku lat zbieram również takie pamiątki. O ile stemple urzędowe są totalnie nijakie — tak wszelkie stempelki, często uprawniające do zdobywania odznak m.in. PTTK — są w Polsce naprawdę piękne. W większości miejsc, w których sprzedają bilety — przybijam sobie takie mini arcydzieło. I to kompletnie za darmo!

Pieczątki z województwa świętokrzyskiego: zoo Leśne Zacisze, Regionalne Centrum Informacji Turystycznej w Kielcach. Figurka ceramiczna Łowiczanki w regionalnym stroju, obok notatnik z pieczątkami z Szydłowa (brama i śliwka szydłowiecka). Porcelanowy kotek z Ćmielowa na notesie z pieczątkami z Pacanowa i Szydłowa.

Świętokrzyska Czarownica

Maskotką regionu świętokrzyskiego jest Baba Jaga, co raczej nie dziwi — wziąwszy pod uwagę, chociażby legendy o sabatach na Łysej Górze. Nie jest jednak tak straszna jak baśniowy oryginał, ma na sobie zapaskę świętokrzyską w podłużne, barwne pasy i czerwoną chustę na głowie. Dla mnie ta oficjalna jest zbyt mało wiedźmowata, ale podobno na straganach pod Łyścem można znaleźć takie bardziej konkretne.

Dziewczynka trzymająca maskotkę świętokrzyskiej Baby Jagi. Czarownica to ciekawa pamiątka ze Świętokrzyskiego.
A skąd się wzięła Baba Jaga? Ciekawy wydał mi się mit opisany w książce „Mitologia Słowiańska” Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony. Otóż Jaga od dzieciństwa była szpetna, miała garbaty nos, wyłupiaste oczy i niecodzienny chód przez nierówne, pokrzywione nogi. Dorośli uważali, że to bogowie ją przeklęli, a dzieci nie zadawały się z nią, aby nie zarazić się od niej brzydotą. Nie trzeba być psychologiem, żeby domyślić się, że dorastająca dziewczynka robiła się coraz bardziej samotna, wyizolowana, ale i wredna. Potrafiła wypuścić trzodę z zagrody, rozgłaszała plotki o niewierności mężów i żon i robiła inne „psikusy”, które nie były dobrze widziane. Mieszkańcy szybko zaczęli Jagi unikać i przypisywać jej wszystkie nieszczęścia, które trafiały się w wiosce, nawet jeśli dziewczyna nie miała z tym nic wspólnego. Jaga szybko zrównało się z jędzowata.

Jak to jednak się stało, że dziewczyna nauczyła się czarować i trafiła na Łysą Górę — szkoda spoilerować. Koniecznie przeczytaj książkę, jest kopalnią ciekawostek!

Biżuteria z krzemienia pasiastego

Bardzo lubię kupować regionalną biżuterię, a właśnie w województwie świętokrzyskim znajduje się jeden z piękniejszych kamieni w Polsce, z którego się ją wytwarza. Co ciekawe, biżuterię z krzemienia pasiastego wykonuje się dopiero od 1972 roku (za sprawą artysty Cezarego Łutowicza, który jako pierwszy ten minerał docenił), ale szybko zaskarbiła sobie sympatię przez niezwykły wzorek. Krzemień został podarowany między innymi belgijskiej królowej Matyldzie, nosi go także Victoria Beckham i Robbie Williams. W 2022 roku w Sandomierzu obchodzono 50-lecie jego wykorzystania w jubilerstwie. W sprzedaży są zarówno kolczyki, bransoletki, jak i zawieszki. Można też kupić magnes (na zdjęciu tytułowym).

Początkowo krzemień pasiasty wykorzystywany był do wytwarzania narzędzi. Duży ich odsetek znaleziony przez archeologów, jasno pokazuje, że były one nieużywane w przeciwieństwie do innych zabytków krzemiennych. Możliwe, że minerał ten był oznaką statusu albo że był uważany za przedmiot magiczny, ochronny i traktowano go jako amulet. Dzisiaj jest znany jako kamień optymizmu, czasem jest nazywany polskim diamentem (tylko że w przeciwieństwie do niego występuje rzadziej!). Fajnie mieć coś takiego, tym bardziej że podobno najładniejszy krzemień pasiasty jest właśnie w Górach Świętokrzyskich.

Wyciągnięta dłoń z ułożoną na niej "główką" róży, na nadgarstku biżuteria z krzemienia pasiastego.

Śnieżna kula

Śnieżne kule to hobby Lilki, która z każdego zakątka świata i Polski przywozi sobie właśnie taki rodzaj souveniru. Niestety w Kielcach ciężko było nam dostać taki produkt — w rezultacie zamówiłam kulkę z Pałacem Biskupów Krakowskich u producenta, przez internet. Te z Sandomierza z wizerunkiem ratusza i drugą z Ojcem Mateuszem na rowerze — kupiliśmy na miejscu.

Śnieżna kula z Ratuszem to popularna pamiątka ze Świętokrzyskiego.
Śnieżna kula z Pałacem Biskupów Krakowskich w Kielcach to pamiątka kielecka.
Ojciec Mateusz na rowerze zamknięty w śnieżnej kuli to popularny gadżet i pamiątka ze Świętokrzyskiego.

Energetyczne kamienie

Nie do końca rozumiem, dlaczego całkiem niedawno pojawiały się głosy od polityków, aby zastąpić logo czarownicy w świętokrzyskim, czymś bardziej katolickim. Przecież to kopalnia pomysłów na turystykę! Szkoda, że w niewielkim stopniu się to wykorzystuje.

Będąc pod Łysicą — zwróciliśmy uwagę, że na każdym stoisku sprzedają kamienie. I to nie jakieś tam zwykłe kamienie, a takie z mocami! Ten kamulec na zdjęciu niżej — dostaliśmy z ustną instrukcją użytkowania. Należy polewać go co jakiś czas wodą i postawić przy źródle promieniowania elektromagnetycznego. Ponoć je niweluje.

Takie tam świętokrzyskie czary-mary. Nawet jak nie działa.

Żabka przyczepiona do minerału.

W świętokrzyskich rezerwatach jest zakaz pozyskiwania kolorowych kamieni, które niegdyś hurtowo wydobywano ze świętokrzyskich kamieniołomów, ale bez problemu kupisz te bardziej popularne na pobliskich stoiskach albo w muzeach geologicznych. Mimo że to kawałki skały, potrafią zrobić wrażenie!

Zielonkawy kamień, który można kupić na stoisku z pamiątkami ze świętokrzyskiego.

Ojciec Mateusz

Będąc w Sandomierzu — ciężko odmówić sobie kupna pamiątki z serialu kryminalnego Ojciec Mateusz. Zresztą znajduje się tutaj dedykowane mu miejsce, zwane po prostu Muzeum Ojca Mateusza, którego akcja rozgrywa się właśnie w tym mieście. W środku marzenie każdego fana — krówki, magnesy, a nawet herbata i kubki z logiem. My ograniczyliśmy się do wielu fajnych zdjęć we wnętrzach, gdzie znajdują się woskowe postaci.

Czekolady mleczne z grafiką nawiązującą do Ojca Mateusza.

Alkohol — dla pełnoletnich

Kiedy zapytaliśmy lokalsów, co topowego można przywieźć z Sadomierza — dwie osoby skierowały nas po Jabłuszko Sandomierskie. Wino marki wino, zamykane na plastikowy korek, które smakuje jak za słodki cydr — ma ponoć wielu zwolenników. Podejrzewam, że niektórzy wiążą z nim wiele wspomnień i głównie to się liczy.

Jabłuszko sandomierskie to tani alkohol ze Świętokrzyskiego. Tzw. "wino marki wino".
Oczywiście można przywieźć sobie też mniej popularne trunki np. świętokrzyskie wina, które można kupić m.in. podczas wizyty w świętokrzyskich winnicach. Przy zwiedzaniu możliwa jest degustacja różnych gatunków wina. Smak trunku można dobrać do potrawy, którą zamierzamy przyrządzić.

Wino białe wytrawne z Winnicy Milanowskiej.

Krówki

Mój mąż to urodzony krówkożerca, więc siłą rzeczy zawsze w Polsce próbujemy tego przysmaku. W Świętokrzyskim liczą się głównie dwie firmy produkujące ciągutki: krówki opatowskie i krówki sandomierskie.

Krówki z Opatowa są uważane za jedne z lepszych w Polsce, wpisano je na polską listę produktów tradycyjnych. Do tej pory są robione według niezmienionej receptury. Ich skład to mleko (pozyskiwane od rolników z powiatu opatowskiego), cukier, syrop ziemniaczany, tłuszcz roślinny bez środków barwiących. Produkuje się je w dużej mierze ręcznie, a kupić je można bez problemu przy okazji zwiedzania atrakcji Opatowa. Są dostępne praktycznie w każdym tutejszym sklepie, ale dla prawdziwych fanów — utworzono małą kawiarenkę o zachęcającej nazwie „Krówkarenka”. Lokal powstał w pomieszczeniach po dawnej Mleczarni w Opatowie.

Krówki Opatowskie zawinięte w kolorowe papierki są świetnym pomysłem na pamiątkę ze Świętokrzyskiego, z myślą o dzieciach.

Krówki sandomierskie to znacznie młodszy produkt dostępny na terenie Sandomierza. Zakład Produkcji Cukierniczej z Opola Lubelskiego postanowił wprowadzić produkt, który będzie mocno kojarzył się z Sandomierzem. W składzie ciągutki znajduje się: cukier, śmietana (z mleka), syrop glukozowy, mleko w proszku odtłuszczone, mleko i aromat. Krówki mają przeróżne smaki i występują też w formie „batonów”, owiniętych w papierek z panoramami najważniejszych zabytków miasta.

Króki sandomierskie w kolorowych opakowaniach z wizerunkami zabytków miasta.
Trzymane w dłoniach krówki sandomierskie na tle Ratusza w Sandomierzu.
Dużo mniej znaną firmą produkującą (najlepsze według mnie) krówki ze Świętokrzyskiego — jest Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Bidzinach z powiatu opatowskiego. Krówki kupić można w rejonie Opatowa lub przez internet. Ich skład to: cukier, syrop glukozowy, mleko w proszku pełne, masło, sól i aromat. Krówki zawijane są ręcznie, by zachować lepszy smak. Produkowane są w kilku wersjach. Najciekawszym jest kultowy słony karmel. Paczka krówek poszła jeszcze w samochodzie.

Majonez kielecki (i inne kulinarne nowinki ze Społem)

Kto nie zna majonezu kieleckiego, niech pierwszy rzuci jajkiem! Kultowy produkt to dzieło Wytworniczej Spółdzielni Pracy „Społem”. Recepturę opracowano w 1959 roku, ale na początku kielecki majonez nazywał się Stołowy. Ponoć smak testowano — częstując kanapkami ludzi, odjeżdżających do pracy z kieleckiego dworca. Dopiero z czasem przez miejsce produkcji zaczęto go nazywać Kieleckim. Był to jednocześnie pierwszy w Polsce majonez wytwarzany drogą przemysłową. Na początku sprzedawano go lokalnie, stopniowo poszerzając dystrybucję. Dziś jako marka Kielecki jest wyceniany na bagatela… 42,7 mln zł, a na kieleckiej majonezowej recepturze oparto Polską Normę Majonezu.

Ponoć w okresie przedświątecznym — popyt na majonez kielecki jest tak duży, że wytwarza się go 24 h na dobę, 6 dni w tygodniu! W 2022 roku WSP „Społem” wycofał jajka z chowu klatkowego i od tej pory także w kultowym majonezie — znajdują się wyłącznie jajka z chowu ściółkowego. Do majonezowego eldorado wprowadzono także wersję roślinną — na bazie oleju rzepakowego  z białkami grochu i musztardą. Do produkcji wykorzystuje się głównie produkty od polskich producentów. Jeśli zdarzy się współpraca z dostawcą zagranicznym — dla firmy ważne jest, aby choć produkcja odbywała się w Polsce. Godne pochwały!

Produkty Społem: majonez kielecki, musztarda kielecka i lokalny ketchup.

Społem ma w swojej ofercie znacznie więcej „kieleckich” smaków m.in. sosy kieleckie, ketchupy, czy musztardy. Wśród nich najbardziej wyróżnia się Przysmak Świętokrzyski (snacki do smażenia), który wielu kojarzy z czasów dzieciństwa (co zresztą nie dziwne, bo powstał już w 1988 roku). Produkt powstaje na bazie wyselekcjonowanych gatunków mąki — nie ma w sobie przypraw i aromatów.

Jest to rodzaj „domowych” chipsów, bo przed zjedzeniem należy chrupki wysmażyć. Po wrzuceniu na gorący olej — już po chwili przysmak zwiększa swoją objętość. Chrupki trzeba dowolnie przyprawić (cukrem pudrem,  macza się je w dipach, posypuje się ostrą papryką, a odważni ponoć maczają je w czekoladzie) i odsączyć wcześniej z nadmiaru oleju. Paczka jest dosyć wydajna, bo z 400 g wychodzi 10 l chrupek. Głupio nie spróbować.

Wskazówka: Przysmaku Świętokrzyskiego można spróbować na pizzy w Małomiasteczkowej.

Porcelana Ćmielowska

W świętokrzyskim znajduje się prawdziwa gratka dla fanów pięknych filiżanek, figurek, talerzyków, czy kubków. Oprócz możliwości zwiedzania Żywego Muzeum Porcelany można tu nabyć piękną porcelanową pamiątkę. Sami za namową córki zdecydowaliśmy się na wzór kotów, ale przyznam, że był to jeden z „tańszych” kubeczków. Najdroższe zestawy dochodzą do… 40 000 zł, a i wzory w zestawach premium są malowane ręcznie. Każdy z przedmiotów ma dołączony certyfikat autentyczności.

Porcelana ćmielowska - mały, pękaty kubek z wizerunkiem dwóch słodkich kotków.

Z czasem zakupiłam sobie najładniejszą według mnie figurkę, która przedstawia Kota Filemona. To tutejsza ciekawostka — w Ćmielowie oprócz nowoczesnych trendów — znajdują się też wzory, które produkowano dawno temu. Projektant tego kotka, ani rok, w którym powstał — nie są znane, co wcale nie przeszkadza odtwarzać go do tej pory. Mój Filemon zajął zaszczytne miejsce na kominku.

Ćmielowską porcelanę  w swoich kolekcjach mają m.in. prezydent Barack Obama (dostał figurkę psa Bo — portugalskiego psa wodnego), George W. Bush (figurka teriera), papież Franciszek (naczynie Yerba Mate). Wszystkie te figurki można kupić w sklepie fabryki.

Figurka kota Filemona, porcelana ćmielowska.

Dworzec PKS/Kielecki Spodek

A może zamiast porcelany, przywieźć sobie coś z kamionki? Instytut Dizajnu Kielce zainspirował się bryłą dworca autobusowego w Kielcach i stworzył niebanalną… miskę z talerzem w kształcie kieleckiego UFO. Oczywiście z przygotowanego zestawu można jeść, a nawet myć go w zmywarce. Zestaw jest ładnie spakowany, więc może równie dobrze posłużyć za ciekawy prezent.

Gadżet można nabyć zarówno na miejscu, jak i w sklepie internetowym.

Kielecki Spodek przedstawiony jako miseczka z talerzem jest świetną pamiątką w z województwa świętokrzyskiego.

Kielecki Spodek, czyli miska z talerzem, widziany od góry.

Kieleckie "UFO", czyli miska z talerzem nawiązująca do kieleckiego dworca autobusowego.

Kielecki Dzik

Jedna z bardziej znanych kieleckich legend dotyczy… dzika. Pisałam o niej przy okazji innego wpisu, tu tylko wspomnę, że dzięki niemu Kielce zawdzięczają swoją nazwę. Taki temat aż się prosi (hehe) o pamiątki!

Tu również z inicjatywą wyszedł Instytut Dizajnu, tworząc ceramiczne dziki, które pełnią funkcję skarbonek. Pomysł sprzedaje się jak świeże bułeczki, dzięki czemu na stronie jest do wyboru kilka dzików, a co jakiś czas wychodzą nowe propozycje małych, limitowanych egzemplarzy w stonowanej kolorystyce. Każdy z dzików ma swoje imię, a nawet charakter.

Do każdego z egzemplarzy dołączany jest woreczek, w który zapakowany jest leśny prosiak. Ja swojego Dzikusa wygrałam w konkursie organizowanym na fanpage marki. Małym minusem (albo plusem — zależy jak na to patrzeć) — jest niemożliwość wyciągania pieniędzy z brzucha dzika. Jednocześnie właśnie dzięki temu, może łatwiej będzie ci oszczędzić na kolejne wycieczki w Świętokrzyskie?

Kielecki dzik, czyli czarno biała skarbonka to super pamiątka z Kielc.

Kubek z Kielc albo z Sandomierza

Też masz różne kubki do kawy i herbaty? Mam taki fetysz, że nie przepadam za piciem napoi z kubków firmowych i regularnie kupuję sobie coś ładnego. Kubek z Kielc dostałam w prezencie i bardzo przyjemnie się z niego pija. Ma na sobie printy kojarzące się z Kielcami — jest tu zupa zalewajka, scyzoryk, Pałac Biskupów Krakowskich, amfiteatr na Kadzielni i dworzec PKS.

Kubki z Sandomierza i z widokiem na Święty Krzyż to polska firma Omel. Polecam je gorąco, świetnie sprawdzają się w zmywarce, kupuję je nałogowo w różnych miastach Polski. Mają bardzo oryginalne wzory nawiązujące do zabytków i lokalnej zwierzyny.

Kubki firmy Omel z wzorami zabytków sandomierskich i Świętego Krzyża.

Śliwka szydłowska

Śliwki nieodłącznie kojarzą mi się z jesienią, powidłami u babci i pachnącym ciastem. Ostatnio doszło nowe skojarzenie, a to za sprawą mojej wycieczki do Szydłowa, gdzie królowa jest tylko jedna i zwie się śliwka szydłowska. Niepozorny owoc (najczęściej odmiany węgierki i jej pochodnych, co daje ponad 45 odmian!) ma Chronione Oznaczenie Geograficzne, a robi się z niej cuda-niewidy. Pisałam już o śliwce nałęczowskiej, ale ta szydłowska zdaje się być do kupienia we wszystkim, w co da się ją wcisnąć. Występuje w wersji wędzonej i suszonej. Temperatura, w jakiej się ją robi — wynosi od 45 do 90 stopni Celsjusza, a całkowity czas zamyka się zazwyczaj w około 48 h. Wszystko odbywa się w tradycyjnych szydłowskich suszarniach (często odziedziczonych po dziadkach), gdzie lokalni producenci, wykorzystując ciepły dym z drzewa liściastego (często jest to drzewo śliwkowe, wiadomka) — podsuszają i podwędzają śliwki na laskach, czyli szufladach w palenisku. Podobno umiejętności suszenia przekazywane są z pokolenia na pokolenie, a mieszkańcy nabyli je od Żydów, na długo przed wojną.

Suszenie i wędzenie śliwek na tzw. laskach.

Charakterystyczny posmak wędzenia, który zostaje na języku — niestety nie stał się moim ulubionym, bo mam chyba jakąś ukrytą traumę z dzieciństwa i przy każdorazowym otworzeniu np. czekoladki ze śliwką, czy śliwkowych krówek — miałam wrażenie, że jem apteczne cukierki na infekcje gardła, czy problemy żołądkowe. Wyjątkiem jest tutaj suszona śliwka, z pestką w środku, którą nabyć można bezpośrednio np. podczas pokazu na Święcie Śliwki. Pachnie drzewem i soczystym, słodkim owocem. Gotowe produkty, które sprzedają w sklepach, nie mają do niej startu.

Tak samo Szydłowianka — pralina czekoladowa ze śliwką ukrytą wewnątrz — jest znacznie lepsza od masowo sprzedawanych cukierków, które można spotkać w sklepach dużych sieci.

Śliwka w czekoladzie Szydłowianka to lokalny frykas, który dobrze sprawdza się jako świętokrzyska pamiątka.

Pomijając już moje gusta smakowe — warto przy okazji wizyty w Szydłowie, rzucić okiem na pobliskie sady, gdzie odbywają się wszystkie etapy produkcji śliwki szydłowskiej. Jedynym wyjątkiem jest drewno wykorzystywane do produkcji, które może być sprowadzane spoza Szydłowa. Najmilej przejechać się tu w porze kwitnienia drzewek owocowych (na przełomie kwietnia i maja) — pachnące, ciemnoróżowe i białe kwiatki ciągnące się po horyzont — dają odpowiedź, dlaczego Szydłów jest nazywany czasem Stolicą Śliwki. Produkcja śliwki w tej okolicy to rocznie około 20% ogólnej produkcji krajowej. Z jednego drzewa zbiera się do 100 kg owoców.

Kwitnące na różowo sady śliwkowe w Szydłowie. Sad kwitnący na różowo w okolicy Szydłowa.

Co roku w sierpniu — w Szydłowie organizowane jest wydarzenie pod nazwą „Święto Śliwki”, gdzie można skosztować przetworów ze śliwek, śliwowicy, dań ze śliwką, czy pierwszych owoców. Są też pokazy suszenia śliwek na „laskach” – czyli sposobem ziemnym. Nie trzeba jednak czekać cały rok, bo na szydłowieckim rynku w centrum — znajduje się sklepik, w którym przebierać można od lodów śliwkowych, śliwce w czekoladzie, ketchupach śliwkowych (ten akurat bardzo polecam!), czy różnych powidłach, krówkach, a nawet… śliwkowym piwie.

Śliwkowe Piwa Szydłowieckie. Cydr Szydłowiecki Śliwkowy.

Sery sandomierskie

Jestem zdecydowaną fanką deski serów podawanej w towarzystwie krakersów o smaku chilli, z figą, czy z rozmarynem, dobrej jakości wędlin i pistacji. W czasach globalizacji można sobie pozwolić na dostarczenie zamówienia z drugiego końca kraju, wprost pod drzwi — rękami kuriera, z czego skwapliwie skorzystałam.

W bliskim sąsiedztwie Sandomierza, w miejscowości Drygulec — znajduje się serowarnia, w której można kupić takie ciekawostki kulinarne jak: ser Krzemień Pasiasty (z charakterystycznymi paskami jak w prawdziwym minerale, tu uzyskanych przy pomocy lukrecji i popiołu drzewnego z dębu. Ser powstał z okazji  50-lecia wykorzystania krzemienia pasiastego do biżuterii artystycznej), Zawisza Czarny (tak, Zawisza pochodził z Grabowa, do sera dodaje się mleko i popiół z drewna bukowego), czy różne magnackie odmiany jak: Jaśniepanki, Hrabianki, Panicze z dodatkami ziół (m.in. czarnuszką, kozieradką, czosnkiem niedźwiedzim), czy wina z Winnicy Sandomierskiej (która też należy do tej samej rodziny).

Ponoć motorem do powstania tego biznesu był syn Mariusza Małkiewicza, zwanego „Dziedzicem”, który zachęcił ojca, by zaczął wyrabiać swoje sery pod sandomierskie wina. Pomysł się przyjął i od 2015 roku — są wytwarzane tradycyjnymi metodami. Bez konserwantów, pozwala im się długo dojrzewać i leżakować (nawet do roku!) przed trafieniem na nasze konsumenckie stoły. Skórka na serze wysycha naturalnie, bez dodatku polioctanu. Z ośmiu litrów powstaje jedynie 1 kg sera, o smaku spokojnie mogącym stanąć w szranki z produktami zachodnich sąsiadów, bez poczucia obciachu. I ten wygląd! Wow!

Sery sandomierskie ułożone na desce serów w towarzystwie krakersów.

Olej z Olejarni Zagłoby

Na Ponidziu znajduje się wspaniała manufaktura tzw. oliwy północy, czy naszego polskiego oleju. W Świętokrzyskim jest to jedyne miejsce, które mnie zaintrygowało — wcześniej tego typu tłoczarnie widziałam w województwie lubelskim. W przeciwieństwie do swoich korporacyjnych odpowiedników — Olejarnia Zagłoby jest małą manufakturą, która nie konkuruje na wytwarzaną ilość oleju, a na jego jakość. Wszystkie oleje są tu z pierwszego tłoczenia na zimno, nie są filtrowane (co pozwala zachować właściwości zdrowotne), nie są rafinowane i mają krótkie daty ważności. Z 7 kilogramów rośliny uzyskuje się około 2 litrów oleju, niektóre ziarna mają ekologiczne certyfikaty — właściciel jest zwolennikiem zdrowej żywności i stara się wybierać ziarno, które np. nie było wcześniej chemicznie suszone.

Do wypróbowania jest około 20 wersji oleju — w tym olej słonecznikowy, rzepakowy, musztardowy, morelowy, czy rydzowy. Ja skusiłam się na ten ostatni, tłoczony z najstarszej rośliny oleistej uprawianej w Polsce — lnianki siewnej. Ponoć w tych okolicach najczęściej spożywa się go w okresie Bożego Narodzenia, ale oj tam — byłam tu wiosną i wybornie sprawdza mi się do sałatek podawanych do innych potraw z grilla.

Na miejscu (po wcześniejszym umówieniu) odbywają się pokazy tłoczenia na zabytkowej 150-letniej maszynie, która należała niegdyś do margrabiego Wielkopolskiego z pobliskiego Chrobrza.  Można tu też skosztować różnych wersji oleju i sprawdzić przed zakupem, który smak nam najbardziej odpowiada. Bardzo ciekawy według mnie miał smak olej słonecznikowy, bo naprawdę czuć było przewagę tej rośliny w smaku, co nadawało mu lekko słodkawy posmak. Oleje, aby zachować jakość — zamknięte są w ciemnych butelkach, ale jak możesz zobaczyć na zdjęciu — co rodzaj oleju, to inny kolor i gęstość. Każdy z nich ma opisany szereg właściwości, witamin i do czego najlepiej go spożywać. Raczej nie do smażenia, a do spożywania na zimno, żeby zachował wszystkie swoje właściwości. Do kupienia na miejscu, ale bez problemu można zamówić sobie buteleczkę przez internet.

Oleje z Olejarni Zagłoby ustawione w rządku. W miskach można zobaczyć różnice w kolorze.
Czuję, że ta lista jest cały czas nie do końca zrealizowana i na pewno niebawem pojawi się tu jakieś uzupełnienie. Jestem też strasznie ciekawa, czy sam masz pamiątki z tych okolic?

Klaudyna Turczyńska

Nie może usiedzieć w miejscu, każdy weekend spędzałaby w trasie. Pasjonatka fotografii. Lubi odpoczywać na wsi, ale kocha miasto. Łatwo odnajduje się w każdej roli i nie potrafi spędzać czasu bezczynnie. Czasem można ja spotkać, jak pilotuje z dzieckiem samolot i bazgra kredą po chodnikach, malując kotki. Nie żyje bez kawy.

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Cześć!

Świat dzieli się na tych, którzy nie lubią zapachu benzyny i na tych, którzy go uwielbiają. My jesteśmy z tych drugich. Na tym blogu pokazujemy wszystkie fajne miejsca, które warto odwiedzić w Polsce. Nie musisz się już więcej zastanawiać co robić i gdzie iść w weekend. Z nami spędzanie czasu stanie się proste!

Chcesz więcej? Dołącz do grupy!

A może jeszcze więcej?