Wracając z Krzemionek Opatowskich, wpadliśmy na chwilę do pobliskiego Bałtowa. Parę minut pokręciliśmy się po bezpłatnej części Szwajcarii Bałtowskiej należącej do jura parku i stwierdziliśmy, że spacer po okolicy będzie lepszym pomysłem na ten dzień.
W oczy rzucił nam się zabytkowy młyn i ciekawe skałki, ale na naszej liście na mapkach Googla, było zaznaczone coś, co nazywało się Żydowski Jar. Urocze zakątki Bałtowa są ewidentnie porozsypywane po całej okolicy. Chcąc wykorzystać, chociaż fragment pozostałego dnia — wybraliśmy się do położonego nieopodal wąwozu.
Żydowski Jar — wąwóz w Bałtowie z tropami dinozaurów
Ciężko stwierdzić, czemu ten wąwóz przybrał taką, a nie inną nazwę. Zaintrygowani próbowaliśmy nawet podpytać okolicznych mieszkańców, ale ci tylko wzruszali ramionami. Dwóch z nich odpowiedziało, że to dlatego, iż podczas okupacji niemieckiej rozstrzelano tutaj dwóch żydów. Czy mają rację? Tego nie wiem.
Ciekawi tego, co zastaniemy w środku — postanowiliśmy przejść się widniejącą trasą, bo z daleka zachęcała do eksploracji. W zasadzie na wejściu (bo po pokonaniu raptem kilkunastu schodów) – warto zrobić przystanek przy odcisku dinozaura. Tropy nie są bardzo widoczne — trzeba mocno wytężyć nie tylko wzrok, ale też wyobraźnię. Tym bardziej należą się owacje dla odkrycia polskiego paleontologa dr. Gerarda Gierlińskiego, tego samego, który później zdobył nagrodę za odnalezienie najstarszych odcisków stóp człekowatych na Krecie w Trachilos. W Bałtowie znalezione przez niego ślady okazały się odciskami roślinożernych dryomorfonów, a tuż obok poruszał się mięsożerny przedstawiciel celuozarów (przodek ptaków) i karłowaty krewny allozaurów. A jak doszło do odkrycia?
Przez lata na obszarze Kielecczyzny krążyły legendy miejskie dotyczące tropów „czarcich stópek”. W okolicy pełno jest kamieniołomów, a ludzie raz za razem okrywali dziwne odciski na skałach. Ci bardziej przesądni sądzili, że to sprawka biesów, a w okolicy musi być piekło, albo może diabły się stąd wyniosły przy pomocy Boga. W Bałtowie istnieje legenda, że zazdrosny o aniele skrzydła diabeł — założył się z nim, że bez problemu przeskoczy jednym susem dolinę rzeki Kamiennej. Czart gnębił tutejszą ludność, więc anioł zarządził, że jeśli diabeł przegra — ma się stąd wyprowadzić. W innym przypadku anioł miał przestać na jakiś czas latać nad tym miejscem.
Belzebub naprężył się mocno i odbił od tutejszego głazu — niestety nie udało mu się przeskoczyć doliny i niepyszny musiał stąd odejść. Na kamieniu jednak został ślad po tym wydarzeniu. Legenda, legendą — ale za jakiś czas, w 2001 roku paleontolog Gerard Gierliński zainteresował się tą folklorystyczną zagadką i okazało się, że z diabłem co prawda odcisk nie miał zbyt wiele wspólnego, ale za to z dinozaurem i owszem. Jakiś czas później (w 2004 roku) w tym miejscu powstał JuraPark Bałtów.
Przy okazji przypomnę, że w Gagatach Sołtykowskich znajduje się cudowna ścieżka, która wydaje się żywcem przeniesiona z Jury. Planując wycieczkę do Bałtowa z dziećmi – warto ściągnąć sobie i wydrukować wcześniej Quest: „Śladami historii w Żydowskim Jarze” i wciągnąć maluchy w szukanie informacji o tych terenach.
Gdy postanowisz kontynuować spacer – to zostanie ci jeszcze około 220 metrów, by dotrzeć na szczyt. Trasa jest dość wymagająca, a w deszczowe dni z pewnością nie brakuje tu śliskiego błotka. Jeśli zamierzasz przyjść tutaj z wózkiem, to lepiej pomyśl o chuście, bo szybko okaże się, że będziesz dziecko i wózek niósł na plecach. Starsze dzieci nie powinny mieć żadnych problemów z tą krótką wspinaczką.
Natura w pełnej krasie
Wąwóz Żydowski Jar w Bałtowie w żaden sposób nie jest przeobrażony przez człowieka, poza kilkoma schodkami na początku trasy. Idąc nim, stopa często zatapia się dosłownie po kostki w liściach, które opadają z drzew nad tobą i zsuwają się po zboczach. Czasem natknąć się można tylko na pojedyncze belki, które robią tutaj za ławki. Całość robi jednak fenomenalne wrażenie i spokojnie może konkurować z np. kazimierskimi wąwozami. Zbocza dosłownie zalane są wystającymi korzeniami drzew, one same często się już poprzewracały — tworząc turyście taką niewielką przeszkodę do pokonania.
Zaletą jest to, że w gorące dni jest tutaj faktycznie ciut chłodniej dzięki temu, że korony drzew tworzą tutaj liściasty dach. Temperatura spokojnie spada tu o dobre 10 stopni. Czy jest się jednak z czego cieszyć? Gdy wspinasz się cały czas pod dość strome wzniesienie, szybko ta różnica jakoś zanika.
Szczyt Żydowskiego Jaru może być równie dobrze zwieńczeniem twojej trasy, jak i być tylko jego połówką. My ruszyliśmy dalej „jak droga prowadzi”. Nietrudno rozpoznać, którędy idzie ścieżka, bo masz tylko jedną opcję do wyboru: w prawo. Tamtędy dojdziesz na skraj lasu, w którym znajduje się Żydowski Jar, a po drugiej stronie będą odgraniczały go pola uprawne. Jednak warto mimo wszystko pójść kawałek dalej, ścieżką obok lasu.
Tarasy widokowe i stare, uschnięte drzewo
Samorząd przygotował tutaj kilka balkonów. To takie punkty widokowe na sam wąwóz — oraz jeden będący skierowany bezpośrednio na park rozrywki. Na nas jednak największe wrażenie zrobiło ogromne, majestatyczne, wyschnięte drzewo, które dosłownie wyróżniało się na tle całego krajobrazu. Musisz zobaczyć je koniecznie. Oczywiście nie mogliśmy powstrzymać się od „strasznych” zdjęć na jego tle, udając, że to mieszkanie jakiejś zabłąkanej świętokrzyskiej czarownicy.
Cały dystans, jaki jest do przebycia — to mniej więcej 1,5 km, ale liczyć trzeba co najmniej 40 minut właśnie ze względu na ukształtowanie terenu. Koniec trasy wybiega akurat w miejscu rozpoczęcia szlaku, więc nie ma obaw, że wyjdziesz w tajemniczym punkcie, w którym trudno ci się będzie odnaleźć.
Uwielbiam takie niespodzianki
To nic wielkiego — ot, wąwóz — jakich w Polsce wiele. Jednak jest szalenie fotogeniczny i naprawdę spacer po nim sprawił nam ogromną przyjemność. Tajemnica jego nazwy w dalszym ciągu nas intryguje i na pewno będziemy temat jeszcze drążyć, a gdy tylko się dowiemy – to z pewnością zaktualizuję ten tekst!
Dodaj komentarz