– Kochanie, z czym ci się kojarzą Kielce? – zapytałam Filipa, kiedy już odkręciliśmy przypadkową rezerwację hotelu w Katowicach. W tej chwili ciężko było ustalić, kto wpadł na pomysł, że kieleckie spotkanie blogerów jest organizowane na Śląsku.
– Yyy… eee… co masz na myśli? – zapytał mało elokwentnie.
– No wiesz, jak jedziesz do Zakopanego, to kupujesz oscypki, jak do Torunia to piernik. Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi ci na myśl, gdy myślisz Kielce to…? – drążyłam.
– Scyzoryk? – spojrzał na mnie i dodał – Szczerze mówiąc – to nie mam pojęcia. Takie zwyczajne większe miasto-dziura, przez które się przejeżdża, a nigdy nie ma potrzeby tam wstąpić. O! Przypomniało mi się! Słyszałem, że tam piździ – ucieszył się szczerze.
Wręcz fantastycznie
Pomyślałam w duchu, kiedy zaparkowaliśmy przy głównym deptaku w Kielcach (czyli ulicy Sienkiewicza), a w moim kierunku właśnie podążał strażnik miejski. Przyzwyczajeni, że nigdzie w Polsce nie ma „naszych” bankomatów – tym razem karty nie wzięliśmy wcale, mając w kieszeni plik banknotów.
– Mąż poszedł rozmienić… – nie skończyłam zdania, a strażnik szeptem polecił mi zadzwonić po Filipa, aby koniecznie, ale to KONIECZNIE (!) go poinformować, by wrócił z bilecikiem, bo parking jest mocno monitorowany i szkoda by było, jakby jakiś nadgorliwiec wręczył nam pismo z automatu. Następnie odmaszerował, zostawiając mnie zszokowaną w samochodzie.

Pierwsze wrażenie
Spędziliśmy w Kielcach cztery dni i każda kolejna napotkana osoba, tylko nas utwierdzała, że jest to miasto pełne sympatycznych i uprzejmych osób. Recepcjonistka w hotelu, pracownicy lokali gastronomicznych, ochrona w muzeach, przypadkowi przechodnie – doradzali, uśmiechali się, zagadywali przyjaźnie i polecali kolejne punkty do odwiedzenia. Ostatni raz z podobnymi reakcjami w takiej skali, spotkaliśmy się na Thassos w Grecji.
Spacerując od świtu do późnego wieczora po rynku i okolicach – nie spotkaliśmy ani jednego odcinka, na którym balibyśmy się o swoje bezpieczeństwo. To naprawdę miła odmiana w zestawieniu z Toruniem, gdzie zboczenie z głównej alejki groziło spotkaniem z lokalnymi drecholami.


Miasto czyste, ale…
Miasto jest względnie czyste i zadbane, chociaż przez cały pobyt mieliśmy nieodparte wrażenie, że nie wykorzystuje w stu procentach swojego potencjału. Przykład? Urokliwy rezerwat Kadzielnia, znajdujący się około 20-30 minut od rynku. Ze szczytu jest fantastyczny widok na skałki i miasto, więc nic dziwnego, że jest to cel wędrówki młodzieży, rodzin z dziećmi, zakochanych i małżeństw. W okolicy ani jednego kosza, dzięki czemu mogliśmy podziwiać – co kto jadł i jakie piwo żłopał. Oczywiście nie twierdzę, że śmietniki pomogłyby na całe bydło, które po prostu nie umie się zachować – ale na pewno ułatwiłyby sprawę pozbycia się odpadów.




Co warto zobaczyć w Kielcach?
Z drugiej strony rezerwat Ślichowice takie kosze posiada. Jest czysto i schludnie, ale przez otaczające go bloki i trakcję kolejową widok jest mniej ciekawy dla turystów niż dla mieszkańców. Obejrzeć tu można ciekawy układ warstw skalnych zwany fałdem obalonym. Ja jednak jestem zdania, że po wizycie w Kadzielni lepiej swój czas zainwestować w Dawny Pałac Biskupów Krakowskich (nazywany też czasem zamkiem). W wybrany dzień tygodnia wejście jest za free, a w środku zobaczyć można kilka ciekawych obrazów, wystawę ceramiki (trochę bardziej współczesnej) i kolekcję numizmatyczną.
To najlepiej zachowana w Polsce rezydencja z epoki Wazów (takich osobistości jak Zygmunt III, Władysław IV i Jan Kazimierz), a w jej wnętrzach powstała założona przez Stanisława Staszica — pierwsza w Polsce wyższa uczelnia techniczna (Szkoła Akademio-Górnicza). Ciekawostką jest, że architekt Tomasz Poncino, który zaprojektował Pałac Biskupów Krakowskich — wybudował drugi, prawie identyczny zamek Tarłów w Podzamczu pod Pieszkowem. Niestety, wygląda on znacznie, znacznie gorzej.
Jak powstała nazwa Kielce?
Rzeźba dzika o sympatycznym ryjku, wykonana z piaskowca i stojąca na Placu Artystów — nazywana jest przez mieszkańców Kiełkiem. Według legendy — syn Bolesława Śmiałego, Mieszko — przemierzał tutejsze rozległe puszcze w ramach rekreacyjnego polowania. W pewnym momencie odłączył się od swojej ekipy i zaczął za pomocą bawolego rogu nawoływać towarzyszy. Orszak co prawda nic nie usłyszał, ale sytuację szybko wykorzystali lokalni zbójcy, napadając na księcia.
Mieszko jednak bez problemu pokonał napastników, a jeden z ocalałych zbójców w ramach rekompensaty — zaproponował Mieszkowi wodę. Książę wody spróbował — niestety dopiero w momencie, gdy jego gardło zaczęło puchnąć, a on zaczął się krztusić — zorientował się, że to trucizna. Niestety w okolicy nie płynął żaden strumień, aby mógł przepłukać usta. Cierpiał ogromnie i myślał, że już po nim, gdy nagle tuż przed nim pojawiła się wielka jasność, a przed nim stanął sam święty Wojciech. Ostatkiem sił książę uklęknął, a święty swoim pastorałem nakreślił na ziemi ślad wstęgi, która od razu zamieniła się w potok. Mieszko ugasił pragnienie i zmył z ust truciznę, odzyskując siły. Ponownie zadął w róg i za chwilę wyłonili się z puszczy jego kompani. Już odjeżdżając, tuż obok polany dojrzał ogromne białe kły.
Po powrocie do zamku zlecił wybudowanie w tym miejscu grodu nazwanego Kiełcami (z czasem nazwa ewoluowała na Kielce) na pamiątkę znalezionych kłów. Na polanie stanął kościół św. Wojciecha, a strumień nazwano Silnicą.
Mniej barwne opowieści sugerują przypuszczać, że nazwa miasta pochodzi od rodu założycieli miasta Kiełczów, od dawnej pracy, którą wykonywali mieszkańcy (klecenie, czyli lepienie szałasów) albo od wapiennego wzniesienia w kształcie kolca, które dominowało nad osadą. Kiełek jest często wykorzystywany przez aktywistów — nosił już m.in. koszulkę z napisem Konstytucja i maseczkę.
Żarcie, żarcie, żarcie
Ulica Sienkiewicza jest świeżo po rewitalizacji i wygląda schludnie. Drażnią trochę wielkoformatowe reklamy, ale spacer w tych okolicach jest przyjemnością i warto się tam wybrać. Co nas zaskoczyło – nie znaleźliśmy tam żadnej ciekawej lodziarni, za to na każdym kroku można natknąć się na kebaba bądź pizzerię.
Edit: W międzyczasie powstała tu masa niebanalnych lokali gastronomicznych, w których można naprawdę dobrze zjeść. Z opisanych miejsc polecamy m.in. polecaną przez was regionalną restaurację Monte Carlo.
U Dziadka najlepsze ciastka
Z racji stękającego Filipa pod bokiem, zaczęliśmy szukać czegoś poza główną aleją. Najpierw udaliśmy się na ulicę Małą 4, gdzie znajdowała się piekarnio-cukiernia „U Dziadka” polecana nam przez Kielczan.
Na trochę strasznej, obdrapanej i odpychającej z daleka budzie znajduje się cennik bułek i słodkości. Wymieniliśmy się niepewnymi spojrzeniami i zeszliśmy po schodkach do piekarni. Przez chwilę mieliśmy wrażenie, że przenieśliśmy się w czasie – starszy jegomość krzątał się po tradycyjnie urządzonym pomieszczeniu, a w powietrzu unosił się cudowny zapach świeżo wypiekanych łakoci. Bułeczek już co prawda nie było, ale nakupowaliśmy sobie siatę ciastek i zapłaciliśmy… mniej niż 10 zł. Smaku nie da się do niczego porównać. Byliśmy tam dwa razy, z czego raz w niedzielę (gdzie sprzedawano pozostałości z soboty) i miało się wrażenie, że jest to bardziej świeże niż „dzisiejsze ciastko” w każdej innej cukierni. To nie tylko najlepsza cukiernia w Kielcach, ale też jedna z najlepszych w Polsce.
Na obiad do Starego Browaru
Na coś bardziej konkretnego warto wybrać się do Starego Browaru, pod szyldem piwa Tyskie. O tym, że jest to dosyć popularne miejsce, świadczył fakt, że lokal posiada 3 piętra, na każdym masę stolików, a w weekend, aby się tam dostać i tak trzeba zadbać o rezerwację. Zamówiliśmy dwa dania z karty:


Natrafiliśmy na negatywne opinie w sieci dopiero po powrocie do Warszawy – i bardzo dobrze, bo pewnie wcale byśmy tam nie poszli. A tak – byliśmy dwa razy przy pełnym obłożeniu sali, na danie czekaliśmy około 15 minut, a kelnerki wcale nie wydawały nam się niemiłe. Za genialny obiad dla dwóch osób, z przeciętnym piwem z tanka – zapłaciliśmy coś w granicach 50 zł.
Czy wrócilibyśmy do Kielc raz jeszcze?
Same Kielce bez problemu można zwiedzić w ciągu jednego intensywnego weekendu, co zresztą zrobiliśmy. Miasto jest przyjazne turystom, dość czyste, z dobrym jedzeniem. Nie ma może zbyt wielu atrakcji, ale jest położone w tak malowniczym sąsiedztwie, że stanowi wspaniałą bazę wypadową do dalej położonych regionów świętokrzyskiego. Na pewno jeszcze nie raz tu wrócimy i będziemy polecać je innym.
Pałac Biskupów Krakowskich
Pl. Zamkowy 1, Kielce
www.mnki.pl
Cukiernia „U Dziadka”
ul. Mała 4, Kielce
Stary Browar
ul. Rynek 19, Kielce
Stary Browar na Facebooku
Bardzo trafne spostrzeżenia, mam podobne. Jako „nierodowita kielczanka” zakochana w TYM mieście widzę niewykorzystany potencjał 🙂
Zapraszam do http://www.natalkowo.wordpress.com
Zabrakło nam tam trochę detali, takiego „szlifu” – ławek, koszy na śmieci, latarni. Ale położenie i tereny śliczne!
Fajnie, że wam się podobało! 🙂 Dość często chodzę do „Starego Browara” – chyba jedno z najbardziej obleganych miejsc:) A tuż obok Kadzielni, mam uczelnie 🙂
Pozdrawiam 🙂
Oblegane jest z pewnością – zrozumielibyśmy dzikie tłumy w weekend. Ale tam były też tłumy w tygodniu! A jedzenie? Mmmmmm 😀
Cieszę się, że was poznałem. Szkoda, że tak krótko rozmawialiśmy, każdy był w pędzie rozmawiania i nawiązywania nowych kontaktów. 🙂
Potwierdzę słowa o Kielcach – miasto zadbane, dosyć czyste, a jeśli się chwilę poszpera to można wyłowić naprawdę intrygujące perełki do zobaczenia i zwiedzenia w tym mieście. 🙂
PS Wybieracie się na kolejną edycję Blogotok?
I (chyba) wyłowiliśmy! Niedługo kolejne teksty 😉
Co do Blogotoku – nie mówimy nie 🙂 Na razie po drodze mamy Blog Conference poznań i wierzymy, że SeeBloggers 🙂
Ja zawsze mówiłam, że w Kielcach i całym świętokrzyskim jest potencjał! Szkoda, że tak często ten region jest omijany przez turystów. Cieszę się, że macie pozytywne wrażenia po wizycie w mieście scyzoryków i majonezu.
Miło było Was poznać i do zobaczenia wkrótce! 🙂
Już nie możemy się doczekać!
Szkoda, że nie poszliście do Monte Carlo na Paderewskiego – mogliście spróbować regionalnych dań ze świętokrzyskiego w najlepszym wydaniu. Następnym razem koniecznie to nadróbcie 🙂
Woow! Właśnie obejrzałam ich stronę internetową. Na pewno przy najbliższej okazji zajrzę! Dzięki 🙂