Puszcza Kozienicka to fantastyczne miejsce dla amatorów spacerów, rowerzystów i biegaczy. W tej cudownej, małej, zielonej krainie – zobaczyć można mnóstwo gatunków roślin przywodzących na myśl krajobrazy górskie. Są tu liczne wzniesienia, wiekowe drzewa, mocne jodły, które ocierają się swoimi pniami o siebie i przez dudniący wiatr wydają z siebie pusty złowieszczy odgłos, który sprawia wrażenie, że jesteś obserwowany przez jakieś stworzenie.
W starym lesie, pamiętającym jeszcze czasy króla Jagiełły – kryją się setki legend i opowieści przekazywanych z ust do ust. Sobotnim rankiem zatrzymaliśmy się przy ścieżce rozpoczynającej szlak przy uroczysku Krępiec. W przeciwieństwie do szlaku przy Królewskich Źródłach – w Krępcu spotkaliśmy jedynie pojedynczych turystów i miejscowych, którzy przejeżdżając na rowerach – serdecznie pozdrawiali nas, mówiąc dzień dobry.
Przy niewielkim parkingu, przy dość ruchliwej drodze stoi stolik, przy którym można się posilić, a tuż obok – możemy zobaczyć fantastyczne uroczysko Krępiec. Wejścia trudno nie zauważyć, bo masywna, drewniana rzeźba jest widziana już z ulicy. Przedstawia ona Krępa i Ankę, a wiąże się z nimi romantyczna opowiastka…
Rezerwat Krępiec
Uroczysko Krępiec
Dawno temu, kiedy Puszcza Kozienicka nie była w takim stopniu użytkowana przez człowieka – wszędzie dookoła rósł gęsty bór, a po lasach prócz saren pomykały też niedźwiedzie i bardziej mroczne istoty, takie jak topielice – ludzie unikali wędrówek w głąb kniei.
Mliś był inny. Zręcznie unikał niedźwiedzi, zapuszczając się coraz dalej w głąb puszczy w poszukiwaniu miodu. Miód był bardzo cenną walutą, więc chytry chłop na swoje wyprawy zaczął zabierać ze sobą swoją córkę Annę, aby zebrać go podczas jednej wędrówki – dwukrotnie więcej.
Mimo że Mliś znał las jak własną kieszeń – pewnego razu przewrócił się na bagnistym terenie. Bagno szybko zaczęło go wciągać w swoje sidła, ale Mliś – zamiast się ratować i wypuścić z rąk garnek miodu – starał się za wszelką cenę utrzymać naczynie prosto, aby nie wypadła z niego ani jedna kropelka. Przerażona Anka wyrzuciła z ręki swój garnek i podając ojcu gałąź – poprosiła, by ten się ratował. Mliś na jej oczach cały zatopił się w trzęsawisku wraz ze swoim płynnym złotem.
Nagle znikąd pojawił się Kręp – strażnik lasu i duch źródła. Na prośbę zapłakanej dziewczyny – wskoczył w mokradła, a za nim strużka wody. Silny wir przez nią wytworzony – wyrzucił na brzeg wszystko to, co utkwiło w bagnie w ostatnich miesiącach, łącznie z ojcem Anki. Stary głupiec ciągle trzymał w rękach dzban.
Podczas kolejnych wędrówek w las – Anna coraz bardziej zakochiwała się w Krępie. Przestała mieć opory, że spotyka się z duchem i chciała zamieszkać razem z nim gdzieś w lesie. Kiedy jednak duch poprosił Mlisia o błogosławieństwo – starzec powiedział, że da błogosławieństwo pod warunkiem, że Kręp wskaże mu ukryty leśny skarb. Kręp wskazał mu kamień, mówiąc, że tego skarbu sam strzeże, a jest ukryty głęboko pod ziemią.
Uradowany Mliś, zacierając ręce, dał córce błogosławieństwo – młodzi pobiegli wąwozem w głąb lasu, a on sam kopał i kopał wielką dziurę, aż w oczy trysnęło mu źródełko. Zawiedziony i rozgoryczony – ze zmęczenia siadł na pniu drzewa i napił się wody. Tak dobrej wody nigdy nie pił. Gdy rozejrzał się po okolicy i dojrzał, że do strumienia fruną ptaki, lgną sarny i garną się kwiatki – zawstydził się swojej niegodziwości. Pomyślał, że przywoła dzieciaki do siebie i przeprosi je za swoje zachowanie.
Podobno, gdy powstaje źródło – w jego szumie usłyszeć można pierwszy usłyszany głos. Podobno wieczorami, jeśli się przysłuchamy – można usłyszeć w szumie słowa:
-Kręp! Anka! Kręp i Anka. Krępczanka, Krypianka.
Cudowny punkt widokowy w rezerwacie Krępiec
Punkt widokowy jest doskonale oznakowany. Wystarczy przejść przez bramę z wizerunkami Anki i Krępca i po schodkach zejść w dół małego wąwozu. Na dole jest ławka, na której można przysiąść. W tym miejscu strumyk zaczyna swój bieg.
Na wiosnę (na przełomie kwietnia i maja) uroczysko w rezerwacie Krępiec jest absolutnie wyjątkowe. Kaskady wypełnione małymi kwiatami (to chyba zawilec gajowy, o ile się nie mylę), drzewa porośnięte mchem o odblaskowym kolorze, dęby, sosny, jawory i wesoło pluskająca woda – sprawiają, że zupełnie zapominasz, że jesteś względnie niedaleko dużych aglomeracji. Całość wygląda jak wyjęta żywcem z puszczy, z krajobrazów, które widujemy na widokówkach, czy filmach przyrodniczych. Wszędzie jest zielono, magicznie i warto tu podjechać, aby choć 10 minut pogapić się na ten szlachetny obrazek przygotowany przez matkę naturę.
Na dole prawie nie ma światła – las jest tu bardzo gęsty, a korony drzew przysłaniają niebo. Rośliny oplatają strumień z każdej strony, ciągnąc się dalej w głąb gęstwiny. Jeśli masz czas, siły i chęci – możesz ruszyć zielonym szlakiem wzdłuż źródła (na górze – należy od razu odbić w lewo). Ścieżka jest tu spokojna i bardzo cicha. Turystów praktycznie brak albo to my mieliśmy takie szczęście.
Szlak to dobrych parę kilometrów solidnego marszu (zielony szlak przechodzi w niebieski, niebieski w czerwony, by potem ponownie zamienić się w niebieski), ale tak naprawdę jego najbardziej zachwycająca część jest na szlaku zielonym. My przeszliśmy go na piechotę, ale gdybym miała tu wrócić – wybrałabym podróż rowerem. Są tutaj momenty, w których warto przystanąć, a resztę możesz spokojnie potraktować jako bardzo przyjemną ścieżkę relaksacyjną.
Cieszę się, że są takie miejsca
To jeden z tych punktów „na chwilę” jak opisywana przez nas ostatnio Głupianka. Możesz tutaj udać się na długi spacer, ale równie dobrze możesz zatrzymać się tutaj na kilka, kilkanaście minut w drodze do Królewskich Źródeł tylko po to, by nacieszyć wzrok fantastycznymi widokami a dziecku opowiedzieć ciekawą historię. W obydwu przypadkach nie poczujesz się zawiedziony. Ja dużym sentymentem darzę miejsca, które naznaczone są jakąś historią, legendą czy są wręcz baśniowe.
W czasach cyfryzacji, sprowadzania wszystkiego do czystej, niczym niezmąconej nauki – te punkty na mapie pozwalają na chwilę poczuć się znowu dzieckiem, uruchomić wyobraźnię, a jednocześnie poznać trochę stare bajania, słowiańskie legendy i naszą kulturę. Tą najstarszą, która dziś jest praktycznie zapomniana.
Dodaj komentarz