Strona główna » Czary Napary – ziółka w Sandomierzu. Odwiedzamy Akademię Ziołową Marcina z Urzędowa
Kostka na wystawie Czary Napary badająca stan trzeźwości.

Czary Napary – ziółka w Sandomierzu. Odwiedzamy Akademię Ziołową Marcina z Urzędowa

Zioła od zawsze były uważane za pewną formę dziwactwa i nie do końca poznanej dziedziny. Kojarzyły się z magami, guślarzami, czarownicami i szarlatanami. Można było za ich pomocą wyleczyć kogoś bez operacji, albo... równie szybko go uśmiercić, bez obciążania winnych.

Ziołolecznictwo jest najstarszą dziedziną leczenia, stosowało się je w mrocznych rytuałach, obrzędach, czy w inicjacjach. Dziś dobre marki kremów chwalą się, że mają w sobie wyciągi z roślin, a jeszcze całkiem niedawno, wiosną okadzało się domy święconymi ziołami, smagano bydło zielonymi gałązkami i majono domy, czyli odwracano złe uroki przez wyścielanie domów tatarakiem (kalmusowym zielem) i okładaniem domu i obejścia brzozowymi gałęziami. Wszystko musiało mieć zielone i żywe wiosenne gałęzie, stąd nazwa „Zielone Świątki” znane dziś bardziej za sprawą Kościoła pod nazwą „Zesłanie Ducha Świętego”.

Dziś zielarstwo to nieco zapomniana dziedzina, która coraz chętniej wraca do łask jako remedium nie tylko na choroby, ale też na wygląd i alternatywę dla chemicznych kosmetyków. Coraz więcej osób dzieli się swoją wiedzą w internecie, częściej też docenia się pozytywny wpływ ziół jako dodatek do medycyny alternatywnej.

Przedstawienie mandragory jako człowieka, pomnik przed wejściem do Muzeum Czary Napary.

Wystawa Czary Napary. Akademia Ziołowa Marcina z Urzędowa

Kim jest Marcin z Urzędowa?

Marcin z Urzędowa był botanikiem. Urodził się w Urzędowie na Lubelszczyźnie, ale 30 lat mieszkał w Sandomierzu, gdzie miał swój prywatny ogródek z leczniczymi roślinkami. Napisał encyklopedię zielarską pod (nieco przeze mnie skróconym) tytułem: „Herbarz polski, to jest o przyrodzeniu ziół i drzew rozmaitych i inszych rzeczy do lekarstw należących do Księgi Dwoje”. Herbarz przez specjalistów jest uważany za wybitne dzieło botaniczne epoki renesansu i pierwszy oryginalny polski zielnik.

Wiedzę Marcin zdobywał we Włoszech od bezpośrednich nauczycieli, ale oczywiście studiował też starszych autorów. Dużo czasu spędzał w terenie, opisując różne znalezione przez siebie ziółka, porównując je z opisami innych lekarzy i filozofów, często dodając do wpisu (m.in. uwzględniającego okres kwitnienia, czy działanie lecznicze) prostą rycinę przedstawiającą omawiany gatunek. Napisana przez niego księga, miała za zadanie poprawić poziom wiedzy przyrodniczej w Polsce i docenić polskie zioła zamiast stosowania na każdą przypadłość ziół zamorskich.  Ciekawostką jest, że to właśnie Marcin wypromował grzaniec (wzmacniany okowitą) jako substancję rozgrzewającą.

Botanik uwzględnił w herbarzu około 400 roślin leczniczych, z czego aż 23 gatunki z Sandomierza. Niektóre z roślin przez niego opisanych, dziś znajdują się w Polskiej Czerwonej Księdze jako zagrożone wyginięciem. Och, z przyjemnością przeczytałabym uwspółcześnioną wersję, z prostszą czcionką i uaktualnionym językiem.

Oryginalny Herbarz Polski na wystawie Czary Napary.

Muzeum Czary Napary w Sandomierzu

Sandomierz nie raz pojawił się już w moich artykułach i za każdym razem zaskakuje mnie atrakcjami, które tu powstają. Przedsiębiorcy biorą pod uwagę znane postaci miasta i promują je w nowoczesny i przystępny dla turysty sposób. Tak właśnie wyobrażam sobie podróżowanie po świecie, że w reklamowanych atrakcjach będę mogła lepiej poznać lokalną historię, która dla mieszkańców jest zazwyczaj oczywista.

Twórcy wystawy Czary Napary wzięli pod lupę działalność Marcina z Urzędowa i stworzyli interaktywne muzeum, w którym pokazali, że tematyka ziół we współczesnej rzeczywistości jest nadal fascynująca, jak za czasów botanika. Można tu nie tylko poszerzyć swoją wiedzę, ale także złapać inspirację do tego, aby z nich regularnie korzystać.

Szczerze? Mam wrażenie, że podświadomie odwiedzanie takich miejsc na mnie wpływa, bo faktycznie w kilka miesięcy od wizyty tutaj — prócz ziółek wypijanych zamiast herbaty, w mojej kosmetyczce pojawiły się naturalne olejki, na działce z przyjemnością robię miejsce dla „chwastów” typu pokrzywa i glistnik (w planach mam koncepcję mnóstwa nowych nasadzeń), a zamiast świeczek stosuję eteryczne olejki. Podczas lekkich przeziębień sięgam do „babcinych” sposobów na rozprawienie się z chorobą. Żucie goździków na ból gardła to moje nowe odkrycie. Traktuję to wszystko jako poszerzanie horyzontów i chyba lubię po prostu w kółko testować nowe rzeczy.

Część wystawy Czary Napary - wizualizacja roślinki i jej opis.
Zegary z narukami do poczytania na temat ziół - część wystawy w muzeum Czary Napary.
Plastikowe narządy ciała jako część wystawy w Czary Napary w Sandomierzu.
Jak wygląda zwiedzanie Muzeum Czary Napary?

Wystawa znajduje się w miejscu, gdzie niegdyś przez 200 lat znajdowała się apteka. Bez trudu ją znajdziesz, ponieważ Czary Napary znajdują się na Rynku. Jeśli to twoja pierwsza wizyta w Sandomierzu (albo dopiero poznajesz miasto) – możesz połączyć zwiedzanie z odwiedzeniem Muzeum Ojca Mateusza. Wówczas kupisz nieco tańszy bilet łączony do obu atrakcji.

Do środka wchodzisz przy udziale przewodnika, który jednak nie zwiedza z tobą całej wystawy, a tłumaczy, co spotka cię po drodze i w jaki sposób z niej korzystać. Potem każdy już chodzi w swoim tempie i nie ma limitu na oglądanie atrakcji. Na odwiedzenie tego miejsca trzeba liczyć co najmniej 40 minut. Osoby prowadzące to miejsce wpuszczają gości do środka co chwilę.

Muzeum mieści się na dwóch piętrach i jest skierowane do różnych grup wiekowych. Według mnie od 5 lat, choć nie ukrywam, że najwięcej wiedzy wyniosą oczywiście nastolatki i dorośli. Należy pamiętać, że przekazywane tu informacje tyczą się także bardzo starych receptur, czy informacji, więc nie zawsze to, co widzimy — jest prawdą w świetle obecnej nauki.

Cała wystawa jest prowadzona w humorystyczny i pełen ciekawostek sposób, niektóre porady należy brać z przymrużeniem oka. Niemniej wszystko podane jest w bardzo atrakcyjny sposób, są i ekspozycje na ciekawe zdjęcia, do poczytania, i kilka multimedialnych stanowisk dla poczucia, że nie wszystko „jest wikipedyczne”. Z przyjemnością spędza się tu czas, a w głowie roi się pomysł na założenie własnego zielnika.

Biała kuchnia z czarnymi obramowaniami, wyglądająca jak z komiksu - część do fotografowania w Muzeum Czary Napary.

Rycina odbita tuszem na kartce papieru - część wystawy w Muzeum Czary Napary.

Sklep

Przed wejściem do Muzeum Czary Napary znajduje się sklep. Jego niewątpliwą zaletą jest fakt, że w całości poświęcony jest różnym ziółkom. Możesz więc na miejscu kupić oryginalne krówki o smaku np. sosnowym, czy produkty z firmy Dary Natury — czyli herbatki, żele do ciała — wszystko z wyciągami z roślin. Przyjemnie wejść do środka, nawet kiedy niekoniecznie planujesz odwiedzić wystawę.

Czekolada sprzedawana w sklepie Czary Napary, sugerująca że w środku jest "czekoladowa trucizna", obok kubek w print z mandragorami.

"Magiczne" krówki sprzedawane w sklepie Czary Napary o smaku rześkiej mięty i sosnowego oddechu.

Trucizny, lekarstwa, przyprawy i afrodyzjaki

Autorzy odpowiedzialni za przygotowanie wystawy nie pominęli żadnej z właściwości roślin. Znajdziesz tu opowieści o najmroczniejszych w dziejach otruciach przy użyciu skażonych przedmiotów (którym mogła być, chociażby poduszka, czy serwetka do wycierania twarzy po posiłku). Na przykład taki sporysz, czyli grzyb atakujący zboże dodany do „dobrej” mąki – mógł spowodować halucynacje i masowe intoksykacje przy produkcji chleba, ponieważ jest odporny na wysoką temperaturę. Jednocześnie bywał też wykorzystywany jako lekarstwo na migreny, czy krwawienia poporodowe. Dziś przez badania zboża, zatrucia to głównie problem zwierząt.

Nie bez powodu na dworach królewskich, niegdyś posiadano własnego testera jedzenia. Próbował on dużych porcji potraw przed skosztowaniem ich przez elity, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo „ostatniego posiłku” króla. Doradcy odradzali jedzenie potraw maskujących smak trucizny np. bardzo ostrych, czy słodkich. Pod tym względem największymi trucicielami okazali się Włosi, którzy testowali nowe mikstury na zwierzętach, czy więźniach. Trucizny wbrew pozorom wcale nie działały od razu – łatwo więc było zatrzeć ślady lub zmylić je na objaw innej choroby. W polityce motywy otrucia zresztą są wykorzystywane do dzisiaj (tylko w znacznie ulepszonej wersji).

W chłopskich gospodarstwach dawniej polegano na medycynie ludowej. Różne zioła wspierają pracę serca, czy żołądka. Na większość trucizn znaleźć można było lekarstwo. Dziś w cenie są afrodyzjaki i przyprawy. Jeśli chodzi o te pierwsze – to dużym uznaniem cieszyła się mandragora, której korzeń przypomina człowieka. Szukano jej pod szubienicami, ponieważ powszechnie uważano, że karmi się krwią wisielca (albo…pojawiała się tam, gdzie wytrysnęło nasienie umierającego). Na dodatek, kiedy usłyszało się jej krzyk – osoba wyrywająca ją z ziemi mogła umrzeć. Nic dziwnego, że oszuści sprzedawali przypominający ją żeń-szeń, zarabiając na tym krocie.

Współcześnie od lat – jedną z droższych przypraw jest szafran – aby wyprodukować 1 kg potrzeba aż 150 000 kwiatów. Ciekawostki wypływające z tego miejsca są intrygujące, przyciągające uwagę i zachęcające do eksplorowania tej wiedzy nie tylko w ogrodnictwie, ale też kończą się poszukiwaniem nowych tytułów książek, aby zobaczyć,  jak to kiedyś było. Lekarze byli jednocześnie pionierami i… sadystami.

Na wystawie nie pominięto tematu używek, które w zależności od dawki – mają toksyczne działanie – mowa nie tylko o alkoholu i nikotynie, ale też cukrze. We własnej, woskowej osobie siedzi tu Marcin z Urzędowa, który powie ci diagnozę i da na nią odpowiednie ziołowe remedium. Najmłodsi pobawić się będą mogli w Magicznym Lesie, w którym aż roi się od grzybów, które przecież w medycynie też są stosowane od wieków. Można tu też rozwiązać zagadkę zatrucia księgi i odbić stempel graficzny z przygotowanej tu rekonstrukcji drzeworytu. To właśnie jego używano przy produkcji Herbarza. Oryginalny, zabytkowy Herbarz z XVI wieku także jest dostępny w jednej z gablot. Każdą stronę można obejrzeć w jego elektronicznej wersji, także  będącej częścią wystawy.

Napis na ścianie "winoterapia" i przedstawiona ilustracja mężczyzny wlewającego wino bezpośrednio do ust pacjenta przez lejek.

Różne rodzaje olejów w szlanych butelkach, na białych półkach.

Część wystawy w Czary Napary, gdzie wyświetla się film przedstawiający otrucia. Magiczny Las - część wystawy w Sandomierzu. Na ścianie umieszczony muchomor czerwony, ściany imitujące las. Księga znajdująca się pod szybką, obok napis: "Masz w sobie żyłkę detektywa?" Część wystawy w Muzeum Czary Napary.

Wysunięta szuflada, w któej znajduje się nadruk i opis piwonii.

Ziołowe nalewki w szklanych, ciemnych butelkach. Plastikowa krowa, do której się wchodzi w miejscu brzucha.

Rośliny tylko dla dorosłych - część wystawy w Muzeum Czary Napary, przedstawiająca afrodyzjaki i rośliny w perwersyjnych kształtach.

Podczas zwiedzania jest śmieszno i straszno. Muzeum Czary Napary to świetny pomysł na spędzenie czasu dla dorosłych, ale też najmłodszych. Nie jest to typowe zwiedzanie – twórcy tego miejsca często wydają się puszczać do nas oko i zachęcać do własnej eksploracji tego tematu. Szczerze? Zachęcili bardzo!

Czary Napary

Rynek 4, Sandomierz
www.czarynapary.pl

Klaudyna Turczyńska

Nie może usiedzieć w miejscu, każdy weekend spędzałaby w trasie. Pasjonatka fotografii. Lubi odpoczywać na wsi, ale kocha miasto. Łatwo odnajduje się w każdej roli i nie potrafi spędzać czasu bezczynnie. Czasem można ja spotkać, jak pilotuje z dzieckiem samolot i bazgra kredą po chodnikach, malując kotki. Nie żyje bez kawy.

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Cześć!

Świat dzieli się na tych, którzy nie lubią zapachu benzyny i na tych, którzy go uwielbiają. My jesteśmy z tych drugich. Na tym blogu pokazujemy wszystkie fajne miejsca, które warto odwiedzić w Polsce. Nie musisz się już więcej zastanawiać co robić i gdzie iść w weekend. Z nami spędzanie czasu stanie się proste!

Chcesz więcej? Dołącz do grupy!

A może jeszcze więcej?