Kiedy uświadamiam sobie, jak niewielką wiedzę posiadają warszawiacy o swoim mieście – ogarnia mnie wstyd. Sam jestem tego doskonałym przykładem – mieszkam w stolicy od dnia narodzin, a ciągle odnajduję w niej „nowe” miejsca. Miejsca, które dawno zapuściły korzenie, oczywiste dla ludzi mieszkających w pobliżu.
Tak było właśnie z Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej
Nie miałem potrzeby zapuszczać się w te rejony Warszawy, a w samym Wilanowie, które znajduje się tuż obok – byłem ze 3 razy w życiu. I dalej nie wiedziałbym, gdzie trafia nasze wojskowe zaopatrzenie, gdyby nie fakt, że któregoś razu wybraliśmy się do Ogrodu Botanicznego w Powsinie, mijając muzeum Polskiej Techniki Wojskowej po drodze.
Kiedy zatem nadszedł Dzień Dziecka, za cel obraliśmy nowo odkryty punkt
Mówiąc tak między nami – obawiałem się, czy Lilce spodoba się taki typ wycieczki. W końcu utarło się, że sprzęt wojskowy to bardziej miejsce dla chłopców niż dziewczynek. Z drugiej strony – sam chciałem poczuć się dzieckiem – zapakowałem dziewczyny do samochodu i ruszyłem w trasę.
Już po chwili zauważyłem ogromną różnicę pomiędzy Muzeum Wojska Polskiego a Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej. W tym drugim eksponatów było zdecydowanie więcej. Na dużym terenie, znajdziemy dosłownie wszystko – od całkiem nowoczesnych, zdalnie sterowanych oraz bezzałogowych dział – przez wieżyczki strażnicze, pojazdy-radary, samoloty odrzutowce, śmigłowce, armaty, działa, czołgi i pojazdy „nie wiem, do czego służące”. Słowem – raj dla pasjonatów żelastwa, malowanego w moro.
Na miejscu okazało się, że z okazji Dnia Dziecka – wszystkie atrakcje, które zapewnia muzeum – są darmowe. Do wielu maszyn można było wsiąść i obejrzeć, jak wyglądają od środka.
Lila usiadła za sterami ogromnego dwupłatowca i była wielce niepocieszona, że ludzie w kolejce zamierzają zastąpić ją w przyciskaniu wszelkich guziczków w kokpicie. Jakoś ją ułaskawiłem (tak… obiecałem jej „lot” plastikowym samolotem w hipermarkecie, który fruwa po wrzuceniu dwuzłotówki) i poszliśmy obejrzeć mobilny Radar. Niestety tylko z zewnątrz, ponieważ kolejka nas wystraszyła.
Normalnie za pojedyncze wejścia do czołgów, należy zapłacić 2 zł. Tymczasem jednak zarządca przygotował dla maluchów niespodzianki takie jak: spotkanie z mundurowymi, jazda opancerzonym transporterem BTR-152 i oglądanie pojazdów, które przybyły z okazji 1 czerwca.
Spoglądając na innych zwiedzających, dało się wyczuć ekscytację i ten magiczny, dziecinny pierwiastek. Każdy chodził z „bananem” na twarzy i tylko wiek uczestników zdradzał, kto tu jest ojcem, a kto dzieckiem. Nie byłbym jednak sobą, gdybym się nie przyczepił – większość maszyn wymaga gruntownego remontu. Na 90% z nich widać upływ czasu i że od dawna są na emeryturze.
W drodze do domu starałem się odpowiedzieć na pytanie – czy warto zajrzeć tam poza specjalnymi okazjami
Po dłuższym namyśle muszę stwierdzić, że mimo wszystko nie. Park maszynowy jest znaczny, ale obiektów – które można dotknąć – jest mało. W zasadzie to tylko 3 egzemplarze – czołg, dwupłatowiec i radar.
Chociaż Lilka wyglądała na zadowoloną, tak ja odczułem pewien niedosyt. W dalszym ciągu brakuje mi jednego wielkiego obiektu na wzór Centrum Nauki Kopernik, które będzie zbierać informacje o polskim wojsku kompleksowo – będą i maszyny, i obiekty ogólnodostępne, i broń, i mundury. Obecnie – aby zaczerpnąć wiedzy na temat polskiej wojskowości – trzeba odwiedzić kilka różnych obiektów, rozsianych po różnych częściach Warszawy. Szkoda, bo jeden, większy obiekt byłby nie tylko ciekawszy, ale i tańszy w utrzymaniu.
Jeśli jednak jesteś fanem Wojska Polskiego – nie zastanawiaj się, tylko ruszaj w drogę. Miejsce jest dobre na krótki spacer i warte odwiedzenia, przy okazji wizyty w Tężniach w Konstancinie, Pałacu w Wilanowie lub ogrodzie botanicznym w Powsinie.
Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej
ul. Powsińska 13, Warszawa
www.muzeumwp.pl
Dodaj komentarz