Dziś Kurozwęki to nadal sielska atmosfera, choć żadnych kur tu nie widziałam. Jest za to pałac i bizony. Choć wydaje się niewiele, z przyjemnością spędzi się tu minimum 2-3 godziny, chyba że zbłądzisz w jednym z labiryntów i nie wyjdziesz do wieczora. Ja polecam wybrać się tutaj na łączoną wycieczkę. Można zahaczyć o pobliski Szydłów albo wstąpić do Koziołka Matołka do Pacanowa.
Kurozwęki Atrakcje
Pałac
Nasi przodkowie z XIV wieku w życiu nie wpadliby na pomysł, jakie losy spotkają w kolejnych pokoleniach stworzony tu ufortyfikowany zamek rycerski. Na początku przekształcono go w rezydencję pałacową, gdzie gościły takie znamienite postaci jak Stanisław August Poniatowski, który wypoczywał w tym miejscu po spotkaniu z carycą Katarzyną II Wielką. Z zapisków w „Dyariuszu Podrozy” Adama Naruszewicza wiadomo, że Sołtykowie zaprosili go na wystawny obiad, a później król chętnie obtańcowywał wszystkie kobiety na wydanym na jego cześć balu. Wypoczywał tu również Stefan Żeromski i wziął na swoją inspirację, w Popiołach opisując Kurozwęki jako wieś Grudno.
Po II Wojnie Światowej pałac podupadł. Był w fatalnym stanie, a nazywanie go Małym Wawelem brzmiało jak ponury żart. Wnętrza Kurozwęk zostały zaadaptowane na lokale mieszkalne, a część na biura PGR-u. Nie trudno się domyślić, że wyglądał po tym jeszcze gorzej. Jednak to nie koniec, bo dłuższym dumaniu zdecydowano przeznaczyć wnętrza na ZUS. I tu można by się uśmiechnąć, gdyby nie fakt, że władza, prześcigając się w pomysłach na zaadaptowanie zabytku, wpadła na genialny pomysł utworzenia tu szpitala psychiatrycznego. Na szczęście do realizacji nie doszło.
Odetchnąć można, że spadkobiercy wpadli na pomysł odkupienia od państwa dziedzictwa swoich przodków. Dziś pałacowe wnętrza są wykorzystywane jako hotel, miejsce do integracji, czy duże wydarzenia jak wesela. W ostatnich latach prowadzony jest tu remont na ogromną skalę, co sprawić ma, że i turyści chętniej tu zajadą, a i pracy dookoła będzie więcej, więc i reszta wsi na tym zyska.
Zwyczajny turysta, który ma ochotę zobaczyć, gdzie król imprezował – może zakupić bilet na oprowadzanie z przewodnikiem. W środku znalazło się bowiem miejsce na muzeum, gdzie zgromadzono kilkanaście rodzinnych pamiątek ocalonych po Popielach i obrazy Józefa Czapskiego. Po smutnym losie, jakie spotkało to miejsce – nie ma tu zbyt wiele autentycznych zdobień, ale cudem zachowało się wnętrze kaplicy, gdzie po wojnie urządzono składzik węgla. I właściwie tylko to ją uratowało.


Czekając na zwiedzanie, można chwilę popatrzeć na kilka okazałych, starych drzew, zwanych platanami klonolistnymi. Dla mnie najlepszym określeniem jest „drzewo militarne” – ich kora bowiem wygląda jak moro. Głodni mogą wstąpić na obiad do restauracji, gdzie króluje jedzenie z… bizona. Kurozwęki uruchomiły też własny browar Popiel.
Labirynty
Wszystkie atrakcje w Kurozwękach są dodatkowo płatne. W ofercie jest możliwość zwiedzania aż dwóch labiryntów: bukowego i z kukurydzy. Ze względu jednak na fakt, że zwiedzałam to miejsce przed sezonem kukurydzianym i roślina nie zdążyła wyrosnąć – obejrzałam jedynie labirynt bukowy.
Labirynt z kukurydzy (połowa lipca – 15 października)
Właściciele Kurozwęk od 2007 roku regularnie, rok w rok – zachwycają różnymi kształtami labiryntu. Oczywiście nie do zauważenia jest to z dołu, ale jak ktoś ma drona, to w kolejnych latach mógł dojrzeć m.in. Koziołka Matołka, Fryderyka Chopina, a w 2021 – herby rodziny Popielów (Kurozwęckich, Lackrońskich, Popielów i Sołtyków). Każdy przed wejściem dostaje mapkę, a zadaniem jest znalezienie pytań do krzyżówki. Utrudnieniem zabawy jest fakt, że labirynt liczy ponad 4 hektary, a w środku… nie ma zasięgu.
Labirynt bukowy (5 czerwca – 15 października)
Buk w przeciwieństwie do kukurydzy rośnie cały rok, ograniczeniem jest jedynie wypuszczenie przez niego liści i dlatego w sezonie zimowym jest zamknięty. To świetna atrakcja dla najmłodszych, gdzie można im oddać pałeczkę władania, w którą stronę należy iść. Labirynt ma około 0,3 hektara, można tu trochę się pogubić, ale bez przesady – równie dobrze można na tę atrakcję puścić dzieci same i nie ma szans, aby ich nie znaleźć.
Przed wejściem do tej atrakcji dostajemy mapkę z kuponem. Na odwrocie jest „instrukcja obsługi”. Naszym zadaniem jest znalezienie tekturowych postaci, sprawdzenie jakiego numeru strzegą i wpisanie ich na naszej mapce. Gdy znajdziemy wszystkie postaci, możemy wziąć udział w losowaniu nagród.
Bizony
O tej atrakcji o ile pamięć mnie nie myli – pierwszy raz dowiedziałam się na długo przed prowadzeniem bloga, oglądając Kuchenne Rewolucje (chyba). Magda Gessler zabrała tu pracowników z innej knajpy, aby pokazać im, jak wygląda amerykańska kuchnia. Pomijając sam program – strasznie zainteresowała mnie informacja, że w Polsce mamy takie miejsce, gdzie można zobaczyć stado bizonów amerykańskich. Myślę, że spokojnie pytając o bizony na Świętokrzyskim – ludzie chętniej wskażą ci kierunek niż gdybyś pytał o pałac.
Co największy ssak Ameryki Północnej i symbol dziedzictwa narodowego USA robi w Kurozwękach? Właściciel sprowadził bizony amerykańskie w 2000 roku jako pierwszy w Polsce, czym zyskał szeroki rozgłos. Jednak wbrew pozorom nie jest jedynym hodowcą tych zwierząt, bo w 2005 roku niedaleko Elbląga, w Kwitajnach Wielkich sprowadzono inne stado z Danii do firmy Damson Agro, ale tam nie są one hodowane w celach agroturystycznych, a głównie na eksport mięsa.
Kurozwęckie Bizony początek hodowli zawdzięczają największej hodowli w Europie – Bison d’Ardenne w Belgii. Sprowadzono stamtąd 20 jałówek i 2 byki. Bizony w Kurozwękach są pod opieką lekarza weterynarii i mają do swojej dyspozycji 100 hektarów pastwisk. Żywią się trawą, a zimą są karmione własnym owsem i ogólnie warunki mają dobre, a jednak mimo to w 2015 roku prawie doszło do likwidacji stada. Urzędnicy bowiem uznali, że bizony stanowią zagrożenie dla… żyjących jakieś 400 km dalej żubrów. Podobno mogłyby je zarazić pasożytami albo w razie ucieczki – krzyżować się z żubrami tworząc płodne potomstwo żubrobizona. Na szczęście po medialnym szumie – od decyzji się odwołano.
Do bizonów nie można wejść sobie ot tak. Kupuje się bilet na safari, które w rzeczywistości okazuje się traktorem z doczepioną przyczepką, w której jadą turyści. Strasznie telepie, ale dość szybko dojeżdżamy do stada, i szczerze to zbliżając się do niego – jesteśmy już słuchani wyłącznie w to co mówi przewodnik, jednocześnie zachwycając się zwierzętami, pomijając wszelkie niedogodności. 😉

Po dojechaniu do stada traktor zatrzymuje się, a przewodnik opowiada różne historie związane z bizonami, na końcu odpowiadając na wszystkie pytania, jakie turystom przyjdą do głowy. Choć bizony mają nas w poważaniu, zrelaksowane odwracając się zadkami – przewodnik i tak nie wypuszcza nikogo z traktora. Zwierzęta są potężne i wzbudzają respekt, masa samców potrafi dochodzić do 1000 kg, a spłoszone spokojnie biegną 50 km/h.




Kurozwęckie bizony są zdecydowanie najciekawszą atrakcją, głównie ze względu na swoje podobieństwo do żubra. Są jednocześnie dostojne, groźne i spokojne. A przynajmniej sprawiają takie pozory. Ja rekomenduję zwiedzanie wszystkiego, chyba że jesteś już „duży” i nie w głowie ci bieganie po labiryntach.
Zespół Pałacowy Kurozwęki
ul. Zamkowa 3, Staszów
www.kurozweki.pl
Dodaj komentarz