Na wstępie zaznaczę, że nie obiecywałem sobie zbyt wiele po GRIDzie. Wystarczyło jednak kilkanaście minut, bym całkowicie zmienił swoje podejście. Nowa pozycja od Codemasters z pewnością zagości na dłużej na moim dysku. Zacznę jednak po kolei!
GRID to seria z 25-letnią tradycją!
Dziś już niewielu pamięta, że korzenie serii sięgają aż do 1997 roku, gdy zadebiutowała gra TOCA poświęcona brytyjskiej serii wyścigowej. Potem przez lata powstawały sequele, a gra przesuwała swój środek ciężkości z symulatora do zręcznościówki. Zresztą, by nie być gołosłownym — spójrz na listę poszczególnych tytułów:
- Toca
- Toca 2
- Toca Race Driver
- Toca Race Driver 2
- Toca Race Driver 3
- Race Driver GRID
- GRID 2
- GRID Autosport
- GRID
- GRID Legends
Poprzedni GRID mnie rozczarował i oczarował
Wydany w 2019 GRID był swoistym restartem serii. I podczas pierwszych sesji uznałem, że gra jest… do niczego. Wkurzało mnie tam tak wiele rzeczy, że gra poszła w odstawkę bardzo szybko. Po grę sięgnąłem ponownie gdy do moich rąk wpadł Logitech G923 z bardzo ciekawym systemem wstrząsów TrueForce. Kierownica i wibracje odmieniły grę o 180 stopni i spędziłem przy niej kolejnych kilkadziesiąt godzin.
Seria na przestrzeni lat miała właśnie takie swoje wzloty i upadki, a przez brak jasnego określenia, czym ona właściwie chce być – trudno związać z nią jakieś emocje. Wydaje mi się, że główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że Codemasters… ma za dużo marek sportowych. Ich dwie główne serie to DIRT (wraz z odnogami Rally, Showdown), F1, a także pomniejsze tytuły jak: Onrush, Micromashines, czy Race Stars. A po przejęciu studia Slightly Mad doszła im jeszcze seria Project Cars.
GRID przez to zawsze było zepchnięte trochę na boczny tor. I kierunek obrany przez Legends jest teraz bardziej klarowny.
Drive to GRID
Kojarzysz serial Drive To Survive? Jeśli nie, to odsyłam cię do tego tekstu. Legends czerpie z niego garściami. Dosłownie! Rozpoczynając grę, gracz postawiony jest przed wyborem. Albo rozpoczyna karierę z własnym zespołem, który tworzymy od podstaw albo rozpoczynamy zabawę od Drive to Glory. Jest to rozgrywka fabularna, gdzie przed każdym wyścigiem czeka nas wprowadzenie fabularne w postaci przerywników filmowych. Te zrealizowano z rozmachem – występują w nich żywi aktorzy, a sceny zrealizowane są z uwagą na najmniejsze detale. Czasem mamy okazję podejrzeć rozmowy mechanika, wywiad z innymi kierowcami, czy rzucić okiem na tzw. backstage, czyli to, co dzieje się w garażu bądź w padoku na torze.
W tym trybie rozpoczynamy zabawę jako utalentowany kierowca, który dołączył do zespołu Seneca Racing. W barwach tego zespołu musimy przejechać 30 wyścigów, a fabuła gry stawia nas przy okazji przed różnymi wyzwaniami. Jako „kierowca 22”, bo tak się nazywamy – nie bierzmy udziału w każdym wyścigu. Dlatego też czasem musimy nadrabiać stracone punkty przez naszego drugiego kierowcę. Lub wyjść z opresji, w jakiej znaleźliśmy się podczas wyścigu. Naszym celem jest oczywiście zdobycie tytułu mistrzowskiego!
W mojej ocenie po Legends warto sięgnąć choćby dla samego trybu fabularnego. To ok. 6-8 h świetnej zabawy w kapitalnym klimacie i 36 rozdziałów.
Tryb kariery
Zwyczajny tryb kariery jest zbliżony do tego znanego nam już z F1. Zresztą, wystarczy spojrzeć na samo menu główne, by dojść do wniosku, że gry są bliźniaczo podobne do siebie. I nie jest to żadna ujma.
Karierę rozpoczynamy od stworzenia własnego zespołu, wybrania flagi narodowej i utworzenia logotypu. Potem trzeba jeszcze znaleźć sponsorów. Tu warto się zastanowić, bowiem każdy z nich stawia przed nami inne cele. Za ich wypełnienie dostajemy kolejne zasoby gotówki, a ta przydaje się bardzo. Drugim kierowcą jest zawsze Ncuti Gatwa i w trakcie wyścigu podlega on niejako naszej kontroli. No, nie dosłownie, ale możemy mu wydawać proste komendy jak przyblokowanie przeciwnika, czy taranowanie go. Tak, to jest to samo rozwiązanie, z którym spotkaliśmy się w poprzedniej części. W tym trybie możemy też rozwijać umiejętności zespołu (i drugiego kierowcy) oraz ulepszać auta.
Jeździ się… fajniej
Gdy odbiłem się od poprzedniego GRIDa wynikało to głównie z powodu modelu jazdy. Nie mogłem się pozbyć wrażenia, że nie panuję w pełni nad autem. W Legends jest inaczej. Od samego początku samochód jest łatwiejszy w prowadzeniu (czy to za pomocą pada, czy też kierownicy). Sam tytuł nie wspiera już TrueForce od Logitecha (a szkoda, bo robił on kapitalną robotę), lecz zwykły Force Feedback, ale nadal sprawia to wielką przyjemność. Z drugiej strony to też zasługa całkiem inteligentnej SI, której tak jak i człowiekowi, zdarza się popełniać błędy, wpadać w poślizg, czy rozbić się o bandę. To sprawia, że wyścigi dają złudzenia realizmu i podnoszą imersję z zabawy na dużo, dużo wyższy poziom.
Do puli trzeba dorzucić 130 licencjonowanych aut oraz tory: Brands Hatch, Suzuka, Red Bull Ring, czy Indianapolis. Grający w poprzednią część na pewno zauważą też trasy znane z poprzednich części gry oraz nowe miejsca, takie jak Londyn, Okutama, czy Strada Alpina.
Oprawa audiowizualna
Oooo dobra. Spodziewałem się czegoś lepszego. GRID Legends nie wygląda źle, ale zdecydowanie nie jest to topowy tytuł pod względem graficznym. Moje oczekiwania szczególnie po Forza Horizon 5 były znacznie większe. Ogólnie gra robi dobre wrażenie. Jest ładna a niektóre momenty jak deszcz, czy śnieg – są wręcz fenomenalne. W ruchu potrafi prezentować się naprawdę ładnie. Gorzej, gdy oderwiemy wzrok od auta i skierujemy go na kibiców bądź – o zgrozo! – budynki. Te potrafią straszyć wyglądem. Z drugiej strony, gra jest szalenie płynna — dając fantastyczne doznania z jazdy.
Dźwiękowo jest super. Muzyka to kwestia gustu, ale jest rytmiczna i delikatnie „epicka”, co sprawia, że przyjemnie podnosi ciśnienie w żyłach szczególnie gdy nie jesteśmy na pożądanej przez siebie pozycji.
Ale są i drobne wady
Prócz wspomnianej grafiki mam jeszcze kilka innych, acz drobnych zastrzeżeń. Gra jest spolszczona (tylko tekst), acz zdarzają się drobne literówki. Wyjątkowo zirytowało mnie pierwsze doświadczenie z gry: po jej uruchomieniu włączyłem tryb Drive to Glory i… zabrakło napisów w cutscenach. By te włączyć, trzeba było: wyłączyć grę, wejść do ustawień, włączyć ręcznie napisy i dopiero ponownie uruchomić kampanię. Czemu tak? Nie wiem. Ale bez restartu gry nie ma szans dotrzeć do opcji z napisami. Bezsens!
Solidna produkcja!
GRID Legends to naprawdę fajna gra, dająca sporo satysfakcji. Trafia w trudny dla siebie okres – tuż przed Gran Turismo 7 na PS5, ale właściciele innych platform mogą być zainteresowani. Jeśli ograłeś Forzę Horizon 5, to w najbliższym okienku czasowym w zasadzie niczego nowego nie będzie.
Od ubiegłego roku Codemasters jest częścią Electronic Arts. Grając w ich najnowszą produkcję, co chwila łapałem się na tym, że mówiłem sobie: Chciałbym, by tak wyglądał nowy NFS. Bo to, że Codemasters zostanie oddelegowane do zrobienia nowej gry z serii Need For Speed — jest dla mnie oczywiste. Mają ludzi, mają technologię i zwyczajnie mają doświadczenie w robieniu gier wyścigowych zbierane od 1986 roku. GRID jest fajnym kierunkiem i gdyby ktoś podmienił logotypy – nadal byłby fajną grą.
Dodaj komentarz