Pamiętam, jak pierwszy raz obejrzałem film Mustang z Dzikiej Doliny. Dla mnie obraz ten wszedł do kanonu filmów! Wspaniała animacja opowiadająca trudną relację między człowiekiem a dzikim koniem – trzymała w napięciu do samego końca. DreamWorks ma jednak ten (w moim odczuciu dobry) schemat, że filmom towarzyszą również seriale animowane. W ten sposób na ekrany telewizorów trafiły seriale poświęcone Kung Fu Pandzie, Pingwinom z Madagaskaru, Jak Wytresować Smoka, czy właśnie naszemu mustangowi – Spiritowi. To naturalnie przedłuża zainteresowanie tematyką do premiery kolejnych filmów kinowych. A niedługo wchodzi nowa odsłona, czyli Mustang z Dzikiej Doliny: Droga do Wolności.
A jak jest film, to musi być i gra
Nie pamiętam dobrej adaptacji growej na bazie filmu. Tzn. pamiętam, ale było to lata temu. Mowa oczywiście o tak klasycznych przygodówkach jak Król Lew (które w ubiegłym roku było odświeżone), czy Tarzan, które na swój sposób wyznaczyły kierunek. Od tamtej pory gry na licencji to równia pochyła, a co najsmutniejsze – DreamWorks Spirit Lucky’s Big Adventure nie poprawia tego stanu rzeczy.
DreamWorks Spirit Lucky’s Big Adventure – bajkowa gra, na którą nie spojrzą nawet dzieci
Wbrew powszechnej opinii twierdzę, że najmłodsi gracze łatwiej wybaczają potknięcia niż dorośli. Dopracowanie graficzne, czy muzyczne może spaść na dalszy plan, podczas gdy grywalność wynagradza wiele. Przykład? A jakże, Minecraft!
Mimo wszystko uważam, że jest pewna granica, której przekroczyć się nie da. DreamWorks Spirit Lucky’s Big Adventure ją właśnie przekracza. Gra wygląda, jakby była zrobiona na kolanie albo wręcz w darmowym generatorze gier. Powiedzieć, że wygląda brzydko to jak nic nie powiedzieć. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że oryginalne przygody Spyro z PlayStation 1 wyglądają momentami lepiej.
Modele są proste, świat jest pusty i zwyczajnie brzydki i nic się w nim nie dzieje. Ponadto, z samą grą jest coś mocno nie tak. Gra instaluje się z przetłumaczonym, polskim tytułem – jednak zawartość jest już w całości po angielsku. W grze skierowanej do młodszego widza to ewidentna blokada, uniemożliwiająca ukończenie gry.
Największa zaleta gry? Achievmenty
Serio, to będzie rozchwytywany tytuł przez ludzi, którzy chcą szybko i łatwo nabić sobie swój gamescore. Cała gra jest nudna jak flaki z olejem i polega na przemieszczaniu się pomiędzy punktem A i B oraz podniesieniu rzeczy. A to tacie trzeba przynieść młotek, a to ciotce zdjęcie. Gdy już myślimy, że po wszystkim – tak tata informuje nas… że obok młotka zostawił też gwoździe. I tak w koło Macieju. Trudno tutaj opisać w grze coś więcej, bowiem wszystkie zadania wyglądają tak samo i działają na tej samej zasadzie. Frajdy w tym nie ma totalnie żadnej i jestem przekonany, że nawet dziecko, które by grało w ten tytuł jako pierwszą grę w życiu – odłożyłoby pada na półkę. Co może i jest dobrym elementem wychowawczym na zasadzie: zobacz, gry są nudne, nie dla ciebie.
Szkoda, bo uniwersum Mustanga jest ogromne i nośne
Nie doczekaliśmy się jeszcze porządnej gry z nim w roli głównej, a powinniśmy. Mustang z Dzikiej Doliny to nośny temat, z wielowarstwową, wciągającą fabułą i dobra gra byłaby mile widziana. Obecny tytuł wygląda bardziej jak praca zaliczeniowa na pierwszym roku studiów i mimo swojej atrakcyjnej ceny (niecałe 120 zł) stanowczo odradzam ten twór.