Niedzielny spacer był dla nas pretekstem do zastanowienia się, czemu ta część Polski jest tak mało reprezentacyjna. Owszem – można zwalić to na historię i uznać temat za zakończony.
Ale – zastanawiałeś się kiedyś – dlaczego panuje taka opinia? Czemu przeciętny człowiek wymienia tylko 4-5 obiektów wartych obejrzenia?
To się nazywa promocja. Albo marketing
Bo dlaczego, kiedy myślisz o Paryżu – przed oczami masz wieżę Eiffla, Pola Elizejskie, Disneyland i Luwr – z trudnością mogąc z siebie wykrzesać coś więcej? Czy tam też nic nie ma? Dlaczego jako dobrą restaurację wymieniasz Atelier Amaro – chociaż statystycznie mała jest szansa, że tam byłeś?
Każdy ma swoje zdanie i ja to szanuję. Rozumiem, że dla niektórych Polska nie ma porządnej starówki – a fajny to jest Wiedeń i Praga. Mam szacunek do osób, które odwiedzają różne zakątki stolicy i dalej uważają, że to brzydkie miasto. Jednego jednak nie jestem w stanie ogarnąć – jak ktoś, kto nie zapuścił się dalej niż na Dworzec Centralny i przesiadł się z jednego autobusu w drugi – może wydawać opinię o całym mieście.
Moja znajoma twierdziła, że miasto jest ciasne, nieprzyjemne i wiecznie zakorkowane. Nie przeszkadzało jej to kupić mieszkania na 30-letni kredyt w pobliżu centrum, mieszkać tam ponad 3 lata i pracować w Złotych Tarasach. Jednak kiedy jako miejsce spotkania wyznaczyłam Rotundę – a ona w szoku zapytała: „a co to jest?” (dla niezorientowanych – jeden przystanek od jej miejsca pracy, miejsce historyczne) – zrozumiałam, że niektórych ludzi się nie zmieni, a całe zdanie o mieście jest… wdrukowane w głowie.
Tak naprawdę, nie jest ważne miejsce, ale osoba, która je odwiedza
Wiesz, że są ludzie, którzy wyjeżdżają za granicę – nie wychodząc dalej niż 200 m od hotelu, często nawet nie wykupując wycieczek fakultatywnych? Dla mnie to był szok – ktoś wydaje kasę na wycieczkę, a tyłka nie ruszy dalej niż na plażę i z powrotem! Każdy robi, jak uważa – ale najdziwniejsze dla mnie jest to, że ci ludzie wracają potem do Polski i mówią „byłem w Grecji, ale tam jest tak sobie”. Wydają osąd na temat całego kraju, nie wychodząc z hotelu!
Wniosek jest jeden – jeśli ktoś wykazuje chęci, to w każdym miejscu na świecie znajdzie coś, co go usatysfakcjonuje. Dla jednego będzie to sklep z alkoholem w hotelu – dla innego spacer uliczkami, których nie uświadczy się w przewodnikach. Grunt to poszerzyć perspektywy, nie oglądać się na innych i patrzeć dalej niż pod własne nogi.
Zgodzę się z Tobą w kwestii „niesprawiedliwości” w wydawaniu ogólnej opinii na temat miasta/państwa. Cenie sobie ludzi, którzy nie powtarzają zasłyszanych rzeczy, tylko sami idą/jadą, by przekonać się, jak jest i wyrobić własną opinię.
Od kilku miesięcy mieszkam w Poznaniu, za Warszawa nie tęsknię, chociaż mieszkałam tu ponad 20lat. Jestem „prażanką” z Pragi Południe, całe życie słyszałam, że muszę bać się wychodzić po nocach lub obserwować patologie i pijaczków, którzy tam się kręcą. Mało kto kiedykolwiek był na Pradze, lecz opinię miał ?
To z czym się nie zgodzę- to Warszawa jest szara-lecz od nijakości ludzi, którzy w niej mieszkają. Mało tu lokalnych patriotów, którzy znają historię miasta lub własnej ulicy/dzielnicy -skąd taka, a nie inna nazwa; mało osób, które tworzyłyby klimat miasta poprzez utożsamianie się z nim. Przez to, że mieszkańcami Warszawy często są osoby pracujące tutaj, wracające na weekendy do domów -Warszawa nie ma klimatu-jedności, ciepła, gwaru na ulicach od rozmów, jakby wiele osób mowilo-tu pracuje, ale odpoczywam poza Warszawa… Jest przez to ogromny pęd, pośpiech i atmosfera wiecznego „spóźnienia”; w Poznaniu w weekendy idzie się na miasto, na Malte, nad jezioro- ludzie się tak nie śpieszą, mają czas, ze sobą porozmawiać, przystanąć. Mniej mam wrażenie, że ciągną ku sobie, bardziej wychodzą na przecie innym. Nie ma trąbiących kierowców chamsko wpychających się przed Ciebie, bo za wolno jedziesz, wpuściłaś kogoś przed siebie czy za późno ruszyłas, ze świateł. Cieszę się, że szukacie klimatu Warszawy, oby więcej ludzi propagowało takie podejscie-trzeba nam społeczności dumne, ze swojego miasta, a nie z zarobków, jakie osiągną i będą mogli się nimi cieszyć po powrocie do swojego rodzinnego miasta na odpoczynek… Tak jak napisałaś -to zależy od ludzi, nikogo nie chciałabym urazic-lecz Warszawiacy mają być, z czego dumni, a wtedy nawet kwitnący na wiosnę kasztanowiec za oknem będzie pięknym widokiem, nawet jeśli na tle biurowców, które są miejskim pejzazem ? może wtedy zamiast anonimowo, ze słuchawkami w uszach jadąc metrem -skusi się ktoś na bezinteresowny uśmiech czy powiedzenie dzień dobry do sąsiada! :))) od razu piękniejszy skecze robi w Warszawie;)
Diana – ja uwielbiam wypoczywać poza Warszawą! Mieszkam na obrzeżu, dość młodym osiedlu – zadbali u nas o jakiś „ład architektoniczny” więc wieżowców póki co nie mam 😉 Niemniej każdy dłuższy wyjazd utwierdza mnie w przekonaniu, że kocham to miasto i nie mogłabym mieszkać nigdzie indziej (choć miałam taką szansę). Wkurzają mnie ludzie, którzy przyjeżdżają tu twierdząc, że „nic tu nie ma do roboty”, za spacer uznając galerię handlową. Kluby, kawiarnie, muzea, miejsce do spaceru – wszystko się znajdzie jeśli ktoś chce. Fakt – miasto jest dosyć anonimowe, ale liczę że trochę to się to zmieni w najbliższych latach. Na moim osiedlu ludzie znają się z widzenia, mówią sobie dzień dobry i zagajają do siebie. Nie wszyscy, ale ci co chcą – znajdą kompanów do rozmowy. Jeśli zaś chodzi o kierowców – to nie zgodzę się z Tobą – każde większe miasto ma oszołomów, nam zdarzały się sytuacje „o tablice warszawskie” – zajedźmy mu drogę :>