Strona główna » Muzeum Wsi Kieleckiej — najładniejszy skansen w Polsce?
Wiatraki i widoczny kawałek drewnianych zabudowań w Muzeum Wsi Kieleckiej.

Muzeum Wsi Kieleckiej — najładniejszy skansen w Polsce?

Wydaje się, że po opisaniu dwóch skansenów, nic nowego nie spotka mnie w następnym. Ależ byłam w błędzie!

Chciałabym ci kiedyś powiedzieć, że w Polsce widziałam już wszystko i wszystko już o niej wiem. Im więcej jednak jeżdżę, tym z większą pokorą muszę przyznać, że być może nigdy nie zgłębię do końca wszystkich najbardziej urokliwych miejsc.

Każdy kolejny odwiedzany przeze mnie region jest w pewien sposób unikalny i niepowtarzalny. Zależny od pory roku — zmienia się w odpychający zimą i cudownie błogi w okresie wakacyjnym. Nieważne, czy jesteśmy na Mazowszu, Wielkopolsce, Śląsku, czy w Świętokrzyskim — każde województwo jest w pewien sposób takie same, bo polskie, ale jednak inne, bo lokalne. Każdy, kto mówi, że Polska jest brzydka — tak naprawdę nie wie, co mówi, bo nie dał się jej poznać.

Kwitnące jabłonie na tle drewnianego domu w Muzeum Wsi Kieleckiej.
Drewniane, stare, zabytkowe budynki przy polnej ścieżce w Skansenie Wsi Kieleckiej.

Kilka lat temu, jeszcze przed czasami prowadzenia bloga — zachwycaliśmy się Alpami. Piękne, majestatyczne góry zaczynały się po przekroczeniu granicy Austrii i wydawały się takie królewskie, przy naszych rodzimych, mikrusich Pieninach. A potem przez przypadek pojechaliśmy do Livigno na dwa cudowne tygodnie i pod koniec piątego dnia stwierdziliśmy, że polskie góry owszem są mniejsze, ale po stokroć bardziej fotogeniczne i nieprzewidywalne. W Livigno każdy kolejny szczyt wyglądał tak samo.

W Thassos było pięknie, ale wszędzie daleko. Na dodatek, żeby zrobić porządne zakupy — trzeba było wypłynąć z wyspy na stały ląd. Tutejsi mieszkańcy narzekali, że młodzi uciekają z wyspy, bo nie ma tu perspektyw. „Poznana” inność, już nie jest taka fajna i człowiek zauważa zieloną trawę także u siebie.

Kiedy w ramach blogowej konferencji, wybraliśmy się do Kielc — nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, z czego ten region słynie. Okazuje się, że mieszka tu wiele pozytywnych, przemiłych osób, którym zależy, aby podzielić się swoją wiedzą o tutejszych terenach. Ledwie po przekroczeniu progu pensjonatu — właścicielka uzupełniła naszą mapkę o kilka punktów i po każdym kolejnym dniu na „mieście” podpytywała, czy udało nam się zwiedzić to, co zaplanowaliśmy. Mimo że Park Etnograficzny w Tokarni znajduje się 20 km od Kielc — szczerze namawiała nas na wizytę w tym miejscu, sugerując, że będziemy żałować, jeśli tam NIE pójdziemy.

No więc poszliśmy.

Zabytkowe domy na terenie skansenu Wsi Kieleckiej tworza krajobraz, jakby zostały przeniesione z innego, starego świata.

Muzeum Wsi Kieleckiej

Bardzo lubię zwiedzanie skansenów, ponieważ często w przeciwieństwie do „zwyczajnych” muzeów — ma się tutaj wrażenie, jakby ktoś cofnął nas w przeszłość, do czasów kiedy ludzie byli bliżej natury, siebie, a mieszkańcy stanowili zgrane społeczności. Czuję w nich jakąś niesamowitą aurę, jakby duchy przodków, zabobony, dawne zwyczaje — były tuż na wyciągnięcie ręki. Żadne typowe muzeum mi tego nie dało w takim stopniu. Ewidentnie w skansenach czuję się jak u siebie, i nie zawsze muszę czytać długie elaboraty przy eksponatach, by wiedzieć, co mogło się tu dziać te lata temu. Oczywiście i tak czytam, ale chyba rozumiesz, o co mi chodzi.

Do tej pory zwiedziliśmy kilkanaście takich skansenów w Polsce, między innymi — w Sierpcu, Olsztynku, w Lublinie, czy w Nowej Suchej.  Muzeum Wsi Kieleckiej jest największe i wyróżnia się ogromem pięknie zrekonstruowanych wnętrz. Dobrze zwiedzić je na początku, by poczuć miętę do tego typu miejsc, albo na końcu — żeby nie porównać każdego kolejnego z tym. Nie będę ukrywać, że znajduję się teraz w tej drugiej grupie.

Najkrótsza trasa wyznaczona przez Muzeum Wsi Kieleckiej liczy około 40 minut, ale realnie, aby zobaczyć najciekawsze budowle — liczyłabym raczej od 2 h do nawet całego dnia. Nałazisz się, ale warto. „Nasza” Pani od pokoju miała rację! Na miejscu można pobrać aplikację na telefon, by zwiedzać razem z mobilnym przewodnikiem: „Muzeum Wsi Kieleckiej”. Tam możesz wziąć udział w questach trwających od 30 minut do nawet 1 godziny, aby lepiej poznać rzemieślnicze zawody (jak praca w młynie, garncarstwie, aptekarstwie, kowalstwie), ale także — zapoznasz się z legendami i wierzeniami świętokrzyskimi (i jak wyglądała praca znachorki, czy zielarki).

Odtworzone wnętrze dawnego sklepu ze starymi, białymi regałami pełnymi bibelotów.

Jak powstało to miejsce?

W 1946 roku profesor Roman Reinfuss — etnograf i znawca sztuki ludowej z Państwowego Instytutu Sztuki — zaczął przeprowadzać kilkuletnie badania terenowe, aby wytypować charakterystyczne i utrzymane w dobrym stanie — drewniane obiekty budownictwa wiejskiego i opracował założenia programowe do utworzenia skansenu w Kielcach. W środku miały znaleźć się zabytkowe chałupy z przedmieść Kielc, typowe dla regionu.

Niestety, kiedy w końcu zgromadzono dokumentację — pomysł upadł i dopiero w 1971 wrócił ponownie do rozpatrzenia. Wtedy to zdecydowano o przeniesieniu 45 zabytkowych budynków mieszkalnych, gospodarczych, kilku przemysłowych, kościelnych i dworskich do Tokarni. Domki rozbierano, opisywano i składano już na miejscu w docelowym muzeum. Docelowo miało się ich znaleźć tu aż 80, na działce wielkości 65 ha, z czego prawie 1/3 stanowią tu lasy. Skupiono się na budownictwie wiejskim, dworskim i małomiasteczkowym regionu kieleckiego od XVII wieku do XX wieku.

Sektory skansenu — opuszczona wioska z dawnego świata

Od początku planowano podział  na kilka sektorów, co miało odpowiadać zróżnicowaniu geograficznemu Kielecczyzny. We wnętrzach zgromadzono oryginalne wyposażenie, dzięki czemu jako turyści możemy się poczuć jak w opuszczonej wsi, albo małym miasteczku, gdzie wszystko wygląda jak zostawione tylko na chwilę — jakby ktoś miał zaraz wrócić i nastawić wodę na herbatę, na starym, rozgrzanym piecu. Na ścianach wiszą obrazki świętych, pejzaże wyszyte na dywanach, a przy łóżku leżą zostawione gumofilce — jakby właściciel wyskoczył na chwilę do drugiego pokoju.

Sektor małomiasteczkowy

W lokalnym sklepiku z Wąchocka pełno „towaru” jak dziś (tytoń, alkohol, wędliny, artykuły cukiernicze, chemia, kosmetyki), ale jest też nafta, wytwórnia wód gazowanych i zaplecze rodziny sklepikarza.

Apteka wypełniona jest pustymi już, szklanymi fiolkami. W zależności od oznaczenia — w niektórych flaszach przechowywano środki odurzające, w innych trucizny i leki o słabym działaniu. Dużo tu pustych opakowań po lekach z dawnej apteki w Busku-Zdroju, ale też po wyrobach spożywczych, kosmetycznych z proszkami do zębów, winami leczniczymi i wódkami odświeżającymi. Panował szał na upuszczanie krwi, a więc znalazło się i naczynie na pijawki, urządzenie do lania woskowych świec i miejsce do wypisywania recept. Sprzedawano tu lemoniady i wody lecznicze. To właśnie aptekarze, czy znachorzy udzielali pomocy w nagłych przypadkach, bo o lekarza było w małych miejscowościach bardzo trudno, chociaż w Skansenie Wsi Kieleckiej i dla niego znalazł się gabinet przeniesiony tu ze Skorzowa i będący autentycznym wyposażeniem z domu doktora Witolda Poziomskiego. Tu już na bogato — z aparatem do naświetlań i fotelem ginekologicznym. Miał „nawet” odkurzacz!

Podpatrzeć można na ginące zawody — jak żyło się ubogiemu żydowskiemu krawcowi? Obok maszyny do szycia leżały chałka, służąca jako pieczywo obrzędowe, obok wieczerza i rozłożone święte księgi. Można zajrzeć do szewca z Daleszyc, dla którego zajęcie to stanowiło dodatkowy, a nie główny zarobek. Nie zabrakło też fotografa ze studyjnym aparatem mieszkowym na drewnianym statywie i niewielką ciemnią.

Odtworzone wnętrze dawnego zakłądu fotograficznego, z ustawionym pośrodku drewnianym statywem i starym aparatem, na przenośnym tle mostu.

Sektor dworsko-folwarczny

Chciałoby się powiedzieć, że wszystkie rzeki kiedyś prowadziły do Gdańska, gdzie to spławiano zboże, drewno i inne towary. W Tokarni zobaczyć można spichlerze, gdzie to zboże tymczasowo przechowywano (w sektorze nadwiślańskim zerknąć można także na młyn wodny, czy chatę rybaka). Średniozamożna szlachta miała swoją bawialnię, gdzie w ramach czasu wolnego czytała, czy organizowała kameralne koncerty. W pokoju rezydentki mieszkała jakaś uboga ciotka, czy inna krewna, która miała darmowy wikt i opierunek, w zamian za pomoc przy gospodarstwie, gdzie zawsze było co robić.

Sektor świętokrzyski

Ciekawi cię jak mieszkał nauczyciel z małej miejscowości? Zerknij też na wyposażenie pracy pszczelarza u rodziny zajmującej się wyrobem koszy wiklinowych, a po sąsiedzku odwiedź Zagrodę z Okołu z tajemniczym tunelem partyzanckim prowadzącym od domu do szopy, gdzie odchylając deskę, można było uciec na zewnątrz, nie będąc zauważonym przez nieprzyjaciela.

Sektor lessowy

Tutaj zobaczyć można tajniki warsztatu tkackiego, gdzie pod jednym dachem żył i tkacz i tuż za ścianą jego wierzchowiec. Najciekawsza jest jednak ekspozycja nawiązująca do zwyczaju pustych nocy, czyli dnia tuż przed pogrzebem, gdzie rodzina zmarłego trwała przy jego łóżku (na którym było ciało) i śpiewała pieśni, żeby wymodlić się za grzechy zmarłego (a przy okazji kto śpiewa — modli się dwa razy). Zatrzymywało się zegar, żeby tykanie nie niepokoiło zmarłego, otwierało szafki i drzwiczki, by dusza opuściła ciało. Lustro zasłaniano, bo utrudniało odejście zmarłego, a jednocześnie w momencie, gdy zmarły nadal był w domu — spojrzenie w nie, mogło na nowo przywołać śmierć.

Z Gór Pińczowskich trafił do Muzeum Wsi Kieleckiej eksponat studni kieratowej, gdzie za pomocą zaprzęgniętych koni można było wydobyć tu wodę z ponad 70 metrów głębokości. Jedna studnia dzielnie przez lata służyła całej wsi.

Sektor wyżynny

Zwyczajowa praca kowala opierała się na podkuwaniu koni, naprawianiu kół i narzędzi rolniczych, ale także w skrajnych wypadkach na… leczeniu zębów. To znaczy dokładniej — na pozbywaniu się za pomocą odpowiednich narzędzi — bolącego zęba. W innych zagrodach zobaczyć można, na czym sezonowo tłuczono olej rzepakowy, czy na czym pracował garncarz.

Podsumowując: Skansen Wsi Kieleckiej to wspaniałe miejsce na wyciszenie

Tutaj po prostu człowiek czuje się, jakby czas kilka pokoleń temu stanął w miejscu i jakby go przeniesiono na wypoczynek do prababci na wsi. Z zachowaniem dbałości o najmniejszy detal, odtworzono całą wieś! Nie bez powodu na tej fantastycznej przestrzeni, kręci się przeróżne filmy. W dawnym kościółku nadal odbywają się msze, na scenie goszczą koła gospodyń wiejskich, które muzeum zaprasza do współpracy także w folklorystycznych wydarzeniach. Na chętnych dłuższego wypoczynku na tym spektakularnym łonie natury — czeka nocleg w jednej z dostosowanych chat. Warto — chociażby z tego powodu, że po godzinach pracy muzeum — nadal można spacerować między uroczymi posiadłościami z dawnej epoki.

Przy chatach urządzono typowe dla ówczesnego okresu ogródki — z ziołami, malwami i przyciągającymi barwne motyle — kwiatami. Przy drogach stoją zapomniane już nieco kapliczki. Czuć tu prawdziwą, swojską wsią. Powietrze pachnie sianem, a na drzewach kwitną (albo rosną w zależności od pory roku) jabłka. Ponoć kiedyś w Wigilię straszyło się drzewa siekierą, żeby lepiej starały się z obradzaniem owoców, bo inaczej kaput i trafią na opał. Tu chyba są nieźle przestraszone! To wszystko jest takie realne, tak pięknie zrekonstruowane, że wcale nie chce się stamtąd wychodzić. Wchodzisz do sklepiku i myślisz:
– O kurcze! Identyczny z tym u babci!
– Tam też były takie krzesła! I weranda!
– Mamy taki obrazek, teraz jest chyba na strychu!

Mamy tu typowe elementy dostępne dla każdego skansenu — wiatrak, drewniane domostwa, stare stodoły, płotki — czyli wszystko, czego szukamy w tego typu miejscach. Gdzieniegdzie drepczą kury, które wychodzą z wypasionego, starego kurnika i pasą się krowy, kozy i owce. Tuż obok znajduje się przystań kajakowa Czarnej Nidy.

Wyrwaliśmy się tam na chwilę, a nawet nie wiem, kiedy poleciały nam 3 kolejne godziny. Powietrze wdycha się pełną piersią, człowiek się relaksuje i tylko sobie myśli, kiedy znowu znaleźć w grafiku czas, aby ponownie to miejsce odwiedzić.

Muzeum Wsi Kieleckiej
ul. Tokarnia 303, Chęciny
www.mwk.com.pl

Klaudyna Turczyńska

Nie może usiedzieć w miejscu, każdy weekend spędzałaby w trasie. Pasjonatka fotografii. Lubi odpoczywać na wsi, ale kocha miasto. Łatwo odnajduje się w każdej roli i nie potrafi spędzać czasu bezczynnie. Czasem można ja spotkać, jak pilotuje z dzieckiem samolot i bazgra kredą po chodnikach, malując kotki. Nie żyje bez kawy.

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Cześć!

Świat dzieli się na tych, którzy nie lubią zapachu benzyny i na tych, którzy go uwielbiają. My jesteśmy z tych drugich. Na tym blogu pokazujemy wszystkie fajne miejsca, które warto odwiedzić w Polsce. Nie musisz się już więcej zastanawiać co robić i gdzie iść w weekend. Z nami spędzanie czasu stanie się proste!

Chcesz więcej? Dołącz do grupy!

A może jeszcze więcej?