Miasteczko Liw to zwykła wioska, niewyróżniająca się niczym szczególnym. Tak po prawdzie, gdyby nie fakt, że w pobliżu jest zamek – nie zatrzymałbym się tu nawet na chwilę. Jedyną „atrakcją” mogą być zabytkowe, metalowe tabliczki pod drzewami na terenie przy kościele św. Leonarda. Co, kto lubi.
Zamek w Liwie – warownia cudem ocalona od zniszczenia
Sama warownia znajduje się około 400 m od głównej drogi i zasłonięta jest gospodarczymi budynkami. Poprawnie nazwana powinna być (niezbyt wysoką) wieżą z białą przybudówką. Za to położoną w dość malowniczym miejscu, z widokiem na okoliczne pola.
Być może zostałyby nam do oglądania wyłącznie te widoki, gdyby nie Otto Warpechowski. W 1942 roku, po klęsce wrześniowej – starostą powiatu został bezwzględny SS-man, który chciał wykorzystać budulec z getta, synagog węgrowskich i zamku w Liwie – do budowy obozu zagłady w Treblince.
Warpechowski naściemniał staroście, że zamek jest pochodzenia krzyżackiego. Niemiec nie dość, że mu uwierzył – to jeszcze przeznaczył pieniądze na odbudowę zamku, z myślą o: „stworzeniu pomnika odwiecznej dominacji kultury germańskiej na Wschodzie”!
Muzeum Zbrojownia
Na terenie zamku znajduje się Muzeum Zbrojownia, w którym znajdują się eksponaty broni z XV-XX wieku. I tutaj miałem pierwszą refleksyjną zwiechę:
– Że hę?
Tak – rozumiem, że w związku z faktem, iż warownia została mocno zniszczona, a jej zawartość spalona – nie ma tu wiele autentycznych elementów. Kurde, ale nie po to jadę do średniowiecznego muzeum, by oglądać całkiem współczesną broń z okresu pierwszej i drugiej wojny światowej! Dla pasjonatów broni raj – ja wolałbym coś bardziej… staroświeckiego.
Druga rzecz, która mnie uderzyła – to fakt, że całym obiektem w dniu naszych odwiedzin zarządzały dwie osoby. Jedna robiła za przewodnika, druga przyjmowała płatność w kasie. Oznaczało to tyle, że chcąc zwiedzić zarówno zamek, jak i wieżę – trzeba było czekać dobre 40 min, aby przewodnik zdążył oprowadzić całą wycieczkę!
Żółta Dama zwana Ludwiką
Lilka w tym czasie zdążyła zbezcześcić kamień, na którym obcięto głowę kasztelanowej Ludwice – zwanej również Żółtą Damą (od koloru sukni, w której zmarła). Pewnego dnia, Ludwika dostała od męża piękny, drogocenny pierścień, który zaginął jej w niewyjaśnionych okolicznościach. Mąż zamówił jej u złotnika kolejny – ale niestety ten również przepadł.
Podejrzliwy kasztelan wręczył żonie następny pierścień, ale tym razem ze złością wysyczał, że jak go zgubi – to znaczy, że jest niewierna. Nie wiem, na jakiej podstawie te wnioski wyciągnął, bo baby zawsze coś gubią – fakt, faktem, że i ta błyskotka zginęła. Ludwikę ścięto za zdradę i dopiero po czasie, podczas remontu wieży – okazało się, że na poddaszu zamieszkała sobie… sroka. Oczywiście – błyskotki również się znalazły i wtedy kasztelan z rosnących wyrzutów sumienia – rzucił się z wieży. Na zamku zaczęło straszyć i często widuje się tam Żółtą Damę, z głową pod pachą.
Straszna szkoda, że legenda nie jest w żaden sposób wyeksponowana. Wieża wypełniona jest tymczasowymi wystawami, które są nawet ładne, ale nijak się mają do legendy zamku.
Z codziennych atrakcji to w zasadzie tyle. Ot taki – niewiele wyróżniający się bastion, ale za to bilety są przystępne (ok. 14 zł za bilet normalny).
Czy zatem warto tu zajrzeć?
Umiejscowienie tych murów nie ściąga tutaj znacznej ilości turystów – to miejsce jest nie po drodze zawsze, z jakiej strony byśmy nie jechali. Nie powinno zatem dziwić, że na tak małej powierzchni starano się upchnąć, co tylko się da: średniowieczne legendy, współczesną broń i nowe obrazy. Na plus niewątpliwie można uwzględnić cykliczne imprezy, z których dość znaną jest turniej rycerski (ponadto organizuje się tu festyny archeologiczne, międzynarodowe zloty motocyklowe i warsztaty teatru plastycznego). Jak widać – czym chata bogata. Cieszy, że właściciele chcą coś robić wokół tego miejsca, ale mnie osobiście martwi, że brakuje tu pewnej konsekwencji.
Ta część Mazowsza nie ma zbyt wielu atrakcji. Okolice słyną przede wszystkim z kąpielisk i pięknych terenów łąkowo-leśnych do odpoczynku. Jeśli jesteś na letnisku np. w Urlach albo męczy cię paskudna, deszczowa pogoda – warto tu podjechać. Koszty są niewielkie, a latem organizowane są ciekawe eventy, co znacznie podnosi morale tego zamku.
Muzeum Zbrojownia na Zamku w Liwie
ul. Stefana Batorego 2, Liw
www.liw-zamek.pl
Nie zgadzam się! Ale ja mam prawo.. wychowałem się całkiem blisko.. 🙂