Kiedy Filip pisał o łódzkiej starówce – od razu zaznaczył, że wszystkie wymienione miasta zwiedzimy raz jeszcze. Dziś, wiem już na pewno, że wiele rzeczy zapamiętuje się przez pryzmat emocji, które nami miotają i niekoniecznie są zgodne z rzeczywistością. Inaczej zwiedza się jako dziecko, inaczej jako Kowalski i inaczej jako bloger podróżniczy. Po niecałych dwóch miesiącach mój mąż zrewidował swoje zdanie na temat Płocka, a dziś ja odniosę się do Gdańska.
„Miasto portowe z najgorszą pizzą świata”
Właściwie to zdanie huczało mi w głowie przez cały spacer po starym mieście. Jadłam razem z Filipem tę pizzę i faktycznie mogę potwierdzić, że była okropna. Twarde, ciągnące się ciasto skapywało na talerz, na którym szybko utworzyło się coś w rodzaju serowej zupy. Szybko stamtąd zwialiśmy, ale niesmak pozostał.
Tym razem – celem moim był nie romantyczny wieczór, a zwiedzenie jak największej części Gdańska, mając ze sobą Lilkę w komplecie z aparatem. Mróz od kilku dni szczypiący w policzki – tego dnia zdecydowanie złagodniał, a przez szare niebo zaczęło nieśmiało przebijać się słońce.
Szczerze mówiąc, dawno nie mieliśmy takiego tempa w zwiedzaniu. To znacząco wpływa na postrzeganie przeze mnie kolejnych ulic, zabytków, czy całych aglomeracji. Każde miasto oglądam na świeżo, na bieżąco porównuję z innymi i nie wypaczam starymi wspomnieniami.
Stare Miasto Gdańsk jest kameralne tylko w porze jesienno-zimowej
Odwiedziny znanego portu były dla mnie szczególne – latem zawsze byłam tu niesiona „falą” przez rzesze turystów. Większość zabytków „obejrzałam” w locie, a to – co zobaczyłam, było raczej wynikiem przypadku niż świadomego wyboru. Kiedy więc miałam okazję popatrzeć znowu na nadmorskie kamienice, cieszyłam się strasznie z faktu, iż… miasto jest wyludnione!
To jedna z niewielu aglomeracji, w której nie przeszkadza brak „upiększaczy” w postaci pomników. Bogato zdobione fasady budynków nadają miastu koloryt i sprawiają, że mimo późnej jesieni, nadal jest tu ślicznie. Co mnie uderzyło to fakt, że kamienice nie są tylko na najstarszych, reprezentacyjnych ulicach, ale także na bocznych. Nie ma tu „budynków-klocków”. Aż trudno uwierzyć, że zabytkowe centrum Gdańska zostało niegdyś, prawie całkowicie zniszczone!
Co ciekawe, Gdańsk zrobił coś, co raczej nie wychodzi w innych częściach Polski. Udanie połączył nowe ze starym. Nowoczesne biurowce są wpasowane w stylistykę miasta, nie psując przy tym reszty krajobrazu. Niestety zabieg ten nie udał się m.in. w Warszawie i według mojej opinii – Plac Trzech Krzyży ucierpiał na kreatywnych architektach znacznie.
Gdańsk mnie oczarował. Nigdy nie przypuszczałam, że na jesieni – ten nadmorski kurort odkryje przede mną drugie dno. Nie odczuwa się tu marnotrawienia czasu, a turysta od razu czuje się jak u siebie. Dziś śmieszy mnie ta wypomniana przez Filipa pizza. Cieszę się, że tu wróciłam i znalazłam znacznie więcej.
Co to za pizzeria?
Sprawdziliśmy – już nie istnieje więc nie ma co rozdrapywać ran 😉