Pamiętam jak dziś, gdy w Niedzielę Palmową leciały wiadomości, gdzie pokazywano wielkie, strzeliste palmy ze wsi Łyse. Byłam totalnie zauroczona, bo w Warszawie nie było zwyczaju robienia takich rzeczy własnoręcznie. Pod kościołem zawsze stała jakaś kobieta i za 15 zł sprzedawała ci bardzo proste, związane ze sobą zielone gałązki bukszpanu albo kilka ozdobnych kłosków z suszonymi kwiatkami. Nawet w szkole nie robiło się palemek wielkanocnych i tak naprawdę pierwszą palmę po raz pierwszy zrobiliśmy z córką wczoraj na warsztatach organizowanych przez miasto.
Niedziela Palmowa w Łysych
Byłam strasznie zafascynowana całym wydarzeniem
Podobno jego inicjatorem był pewien ksiądz, który w 1969 roku zorganizował konkurs na najpiękniejszą palmę, dzięki czemu tradycja plastyki obrzędowej nie zanikła.
Wysokie, sosnowe pręty ozdobione kolorowymi kwiatami z bibuły, baziami i często strzelistą „koroną” – są niesamowite. Zdjęcia z Łysych, które miałam przyjemność oglądać – zawsze były dla mnie pełne magii i takiego powrotu do tradycji, do dawnych czasów, kiedy życie wyglądało totalnie inaczej.
Konkurs na kurpiowską palmę ma złożony regulamin, gdzie pod uwagę nie bierze się palemek o niskiej wartości artystycznej, mniejszych niż 1,2 m (liczonych od początku zdobienia palmy), czy nietradycyjnych materiałów. Konkurować ze sobą teoretycznie mogą wszyscy, a w praktyce – ewidentnie tradycja musi być przekazywana z pokolenia na pokolenie, bo zrobić takie dzieło sztuki mogą tylko wprawione ręce! Na Kurpiach chyba jest największe zużycie bibuły na osobę. 😉
Kurpiowski folklor wciąga
Od kilku lat nasz udział w Niedzieli Palmowej w Łysych niestety był ciągle „w planach”. W poprzednich latach odwiedziliśmy m.in. Kościół Kamedułów na Bielanach, gdzie w procesji pomagał osiołek Franio.
Lubię zobaczyć wydarzenia, o których czytam na własne oczy i w tym roku uparłam się, że musimy jechać na Kurpie. Nie musiałam namawiać Filipa zbyt długo, bo po wizycie w Muzeum Wachu – byliśmy tak totalnie zauroczeni tymi okolicami, że od razu wpisaliśmy to w tegoroczny grafik. Plusem wizyty w muzeum była szansa na spokojne obejrzenie pokonkursowych palm, a przy okazji mniej więcej coś wiedzieliśmy o tutejszych okolicach, dzięki czemu czuliśmy się mentalnie przygotowani na to, co możemy zobaczyć. Przyjazd na miejsce jednak szybko zweryfikował moje założenia.
Etnograficzny jarmark
Dziś Niedziela Palmowa w Łysych to nie tylko msza z ogromnymi, zdobionymi palmami, ale cała impreza folklorystyczna, w której można dojrzeć prawdziwe kulturowe serce bijące na Kurpiach. Tutejszy kiermasz obfituje w produkty i rękodzieła wykonane przez mieszkańców. Pierwsze co cię tutaj zaszokuje – to mnogość wyboru. Drugie – ceny.
Kurpie słyną przede wszystkim z różnego rodzaju wypieków. Już wcześniej mieliśmy okazję opisać fafernuchy, które teraz czasem wykonujemy w domu jako drobną przekąskę, a czasem mimowolnie w osiedlowej piekarni sięgamy po chleb kurpiowski. Nie zabrakło również masy tradycyjnych produktów regionalnych, których bezskutecznie poszukiwaliśmy, odkrywając w zeszłym roku Mazowsze. Piwo kozicowe i jałowcowe, podpiwki, miody z czekoladą i inne obco brzmiące dla mnie cuda, które kusiły na licznych stoiskach.
Nie zabrakło również ludowych wycinanek, które opisywałam przy okazji wpisu o pamiątkach z Mazowsza. Wielu handlarzy sprzedawało również malowane piórem lub lejkiem wydmuszki wielkanocne, wiklinowe kosze, dziergane serwetki, drewniane rzeźby, naszyjniki z bursztynu, pojawiły się nawet gwizdki w kształcie sówki, którymi zachwycaliśmy się w Muzeum Gwizdka. Owszem – nie zabrakło też chińszczyzny i disco polo gdzieś w tle, ale to było w takiej mniejszości, że jeszcze nie mierzi.
Spora część z tych kramików prowadzona jest przez lokalną społeczność. Gdy zatem zapytasz o jakiś produkt – jego pochodzenie lub wykonanie – często usłyszysz:
-A, to akurat moja córka robiła. Jest na innym stoisku, tam po prawej!
Mieszkańcy ewidentnie się znają i są sympatyczni nie tylko wobec przyjezdnych, ale także wobec swojej konkurencji. Trudno nie uśmiechnąć się pod nosem, gdy mijając kramiki, słyszy się rozmowę:
-Spróbuj, jaki mi smalczyk wyszedł! – tutaj podaje pajdę chleba ze smalcem i ogórkiem.
-O tak! Fantastyczny. To ty spróbuj mojej kiełbasy!
Gdy więc spojrzeliśmy na „naszą palmę” przywiezioną ze sobą, stwierdziliśmy, że obciach ją nosić. 😉 Te sprzedawane w Łysych były wykonane z takim kunsztem i precyzją, że bez wahania od razu jedna wylądowała w naszych rękach. Jeśli planujesz wybrać się z „pospolitą palmą masówkową”, czy jak to tam inaczej nazwać – to rozważ zakup na miejscu. Wspomniałam o cenach, że są szokujące. Podtrzymuję to zdanie – szokująco niskie. Za średnią palmę nad którąś ktoś spędził spokojnie kilka godzin – 20 zł. Za cały jabłecznik – 15 zł. Miła odmiana, ale nie mogę wyjść z szoku, że opłaca się im robić te palemki.
Do tego grajkowie wesoło zagadujący przechodniów, występy lokalnej społeczności na scenie, kapeli, zespołów folklorystycznych, Kół Gospodyń Wiejskich. Nie tylko posłuchasz piosenek i wierszy, ale zapoznasz się z lokalną gwarą!
Wystawa palm zgłoszonych do konkursu w starym kościele
Msza święta z procesją barwnych palm kurpiowskich to oczywiście najważniejszy punkt programu. Trudno się temu dziwić, skoro wydarzenie znane jest już w całej Polsce, a podobno na tę mszę przyjeżdżają też turyści z zagranicy. Nie mam co do tego wątpliwości – wystarczyło spojrzeć na horyzont podjeżdżających autokarów, licznych samochodów i tłumów z palmami w rękach.
Na szczęście, zanim wyjechaliśmy na Niedzielę Palmową do Łysych – przeczytaliśmy program na stronie miasteczka. Okazało się, że spokojnie można przyjść z samego rana, bo w starym drewnianym kościele św. Anny zgromadzono wszystkie palemki zgłoszone do konkursu. Pośród łudząco przypominającymi żywe kwiaty palemkami – przechadzała się komisja konkursowa, skrupulatnie notując coś w swoich notatkach. My przechadzaliśmy się tak samo – tylko że przy każdej palmie wydając z siebie okrzyki zachwytu, że ktoś zrobił takie cudeńko z bibuły! Kurde, a ja się cieszyłam, jak mi wyszła praca plastyczna ze sklejonych kulek bibuły na kartce papieru.
Przy okazji obejrzeliśmy też sam kościółek, który jest otwierany tylko przy specjalnych okazjach.
Niedziela Palmowa w Łysych
W protokołach konkursowych podobno co rok przewijają się wciąż te same nazwiska. Palmy z Łysych są ogromne – sięgają od 1,5 m do kilkunastu metrów, a najwyższa w tegorocznym konkursie – do drewnianego kościółka w pionie się nie zmieściła. Musiała stać pod skosem. Fajne było to, że nie czułam w tym wszystkim ducha niezdrowej rywalizacji. Mimo iż rodziny stały obok siebie ze swoimi propozycjami konkursowymi – wesoło ze sobą gawędziły. To się ceni.
Chwilę przed godziną 11 – zawodnicy zaczęli wynosić swoje „palemki” przed kościół. Większość z nich stała w pionie, lekko kołysząc się na wietrze. Muszę jednak powiedzieć, że nasza palemka była naprawdę sztywna – i nie było szans, aby się rozpadła. Tutejsze dzieła sztuki są naprawdę solidne!
Tłumek przed samą mszą mocno zgęstniał, ale palmy są na tyle wysokie, że bez problemu można im robić zdjęcia. Co prawda trzeba być dość szybkim i wprawionym, aby zrobić ciekawe ujęcie – ale jeśli chcemy zrobić tylko fotki do kroniki rodzinnej – to bez problemu spotkamy tu wielu życzliwych przebranych osobowości, które nam zapozują. Wiele osób ma na sobie tradycyjny ubiór, co jeszcze bardziej podkreśla regionalizm.
Widok, który zapamiętam na zawsze
Kiedy procesja się rozpoczęła – 90% palm zostało podniesionych w górę (z wyjątkiem tych najdłuższych), a niebo dosłownie zostało zalane falą kolorów. Tak pięknego, wesołego i kolorowego wydarzenia folklorystycznego chyba jeszcze nie widziałam.
Następnie wszyscy ruszają do nowo wybudowanego kościoła tuż obok – na mszę. Część z palm zostaje pod kościołem, a ludzi tutaj jest już tak wiele, że ciężko wcisnąć się nawet na teren kościoła.
Kurpie stają się moim ulubionym regionem
Wystarczy wyjechać za Ostrołękę, by dosłownie znaleźć się w innym świecie. Cisza, pola i ogromne połacie lasów przeplatane sympatyczną społecznością, która tryska radością, umiejętnościami i naprawdę dobrym jedzeniem – brzmi jak przepis na spokojne życie. Jednak ciągle tyle miejsc do odkrycia!
Niedziela Palmowa w Łysych
Niedziela Palmowa odbywa się oczywiście w Niedzielę Palmową. 😉 Najlepiej być tu z samego rana.
Dodaj komentarz