Muzeum Sztuki Nowoczesnej jeszcze niedawno mieściło się w pawilonie Emilia, tuż za Złotymi Tarasami. Dziś znajduje się przy Bulwarach Wiślanych. Wstęp jest płatny (ale średnia rynkowa za tego typu miejsca), a wystawy czasowe – co zachęca do częstego odwiedzania (zwłaszcza studentów ASP, których w weekend było tu od groma).
Zaraz na wejściu trafiła nam się „Kolekcja architektury – murator dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej”. Były to po prostu makiety budynków, wybudowanych w Polsce po ’89 roku. Lilce podobały się szczegóły takie jak ludziki i drzewka i ich wskazywanie sprawiło jej największą frajdę.
Powiem szczerze, że ta część wystawy była naprawdę ciekawa i pokazywała precyzję i talent autorów. Zachęceni, weszliśmy po schodach, aby obejrzeć resztę eksponatów. Przy małej szafce stał ochroniarz, trzymający w rękach kubek po kawie.
Serio – skłamałabym, mówiąc, że nie pomyślałam, że to jakiś prymitywny pokój pracowniczy. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to „dzieło” to część wystawy!
Tak, tak – słyszałam o kupie sprzedawanej w puszkach, po absurdalnie wysokiej cenie, ale myślałam, że to incydent.
Nie przyszło mi do głowy, że ludzie na poważnie biorą „śmieci” i potrafią się nad nimi roztrząsać. Sam powiedz – czym jest stara, rozpadająca się szafka kuchenna? Równie dobrze, leżące na podłodze skarpety mojego męża mogę nazwać – „instalacją artystyczną”!
Co ciekawe, pośród wielu podobnych „arcydzieł” znajdują się również filmy. Ot, np. taka scena: brzeg morza, nagle pojawia się jakiś facet jedzący bułkę. Potem losowe, kolorowe kwadraty i tak dalej, i tak dalej. Na YouTube taki człowiek od ręki skazany jest na mało konstruktywną krytykę sprowadzającą się do słów: „Co to za gówno?”A w muzeum Sztuki Nowoczesnej? Przy monitorze z „filmem” stoi kilku ludzi z poważnymi minami i robiąc notatki, żywo konwersuje na temat cudownej instalacji o mądrym przesłaniu.
Muzeum Sztuki Nowoczesnej – o co w tym chodzi?
Byłam ciekawa, czy poza garstką ludzi, która jest zainteresowana taką formą sztuki – ktoś inny będzie w stanie (chociaż w małym stopniu) ocenić – o co w tym chodzi. Nie bez kozery więc zapytałam was na Facebooku, co przedstawia to zdjęcie:
Padały różne odpowiedzi – od płynu do kąpieli po wodę z hibiskusa. Dla mnie wygląda to, jak płyn do płukania tkanin i pewnie będąc na waszym miejscu, właśnie tak bym odpowiedziała. No dobra, ale co z tego? Równie dobrze mogłabym wam pokazać pudełko po jogurcie, banana, czy szczotkę, a i tak nikt nie wiedziałby, po co ta fotka. Zupełnie inaczej przedstawia się cała sytuacja, kiedy pokazuję wam „szerszy” kąt widzenia:
O, szybka. Proszę Państwa – mamy to! Mamy sztukę! Wystarczy wsadzić coś do w ramy i już można zacząć interpretować dziwny impregnat, przelany do butelki po luksusowej mineralce.
Jeszcze raz. Nie ma sztuki:
– Oh, wait! Proszę Pani, ale ja to widziałem w MU-ZE-UM!
A okey, sorry sorry! Jest sztuka:
Tak, tak! Jeśli brudna koszula, poplamiona farbą leży w budynku o nazwie „muzeum”, to zamiast prania, mamy „nieład artystyczny”:
Oczywiście to wszystko nie jest takie proste. Nie wystarczy, że wrzucę swoje zdjęcie znalezione w Google Street View i powiem, że to sztuka.
Muszę to jeszcze dobrze uzasadnić i dodać do tego jakąś ideologię, której będę broniła jak głupia. Z naciskiem na „dobrze”, bo samo przywłaszczenie sobie fotki zrobionej przez Google, jeszcze sztuką nie jest. Autor więc popłynął i po uzasadnieniu, faktycznie kadr wydaje się sensowny:
W sumie wizyta w tym miejscu nauczyła mnie jednej rzeczy – sukcesem nie jest zrobić coś, ale umieć uzasadnić nic. Przy mocnej, argumentacji – nawet loga Polski różnią się od siebie, są pozytywne, inspirujące i bardzo ciekawe.
Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Edit: Kilkukrotnie próbowaliśmy zwiedzać muzea sztuki nowoczesnej w różnych miejscach w Polsce i niestety nie jest to sztuka, która do nas przemawia, dlatego raczej małe szanse, że takie miejsca będą pojawiały się na blogu. Jeśli jednak lubisz takie klimaty – poniżej podaję adres strony www, gdzie w Warszawie możesz obejrzeć takie wystawy.
Dodaj komentarz