Dobra, przyznaję, że jako dziecko nie przepadałam za kultowymi dziś lalkowymi postaciami produkcji Se-ma-for. Miś Uszatek? Colargol? Moi rodzice z pewnym niezrozumieniem, dziwili się, że nie zamierzam tych staroci oglądać. Za każdym razem przeżywałam straszny zawód, kiedy w niedzielę (gdy na TVP1 leciały najlepsze bajki Disneya, Smerfy lub Muminki) – TVP1 skracało wieczorynkę i zamiast Gumisiów puszczało „Trzy Misie”, albo jakieś inne „Plastelinki”.
No co? Takie to były czasy, że człowiek chwalił się, że ma satelitę z RTL7 (na którym leciało anime) i odblokowany Cartoon Network (dostępny jedynie po angielsku).
Może więc trochę dziwić, że poszłam do muzeum animacji Se-ma-for
I, że przy okazji zaciągnęłam za sobą Lilkę. Ona z produkcji Se-ma-fora kojarzyła kota Filemona i Zaczarowany ołówek (który uwielbiam!). Każdy z nas marzył o magicznym ołówku, który sprawiał, że wszystko, co było nim narysowane – materializowało się. Ile ścian zostało pomazanych w imię sprawdzenia, czy to przypadkiem nie ten – wie pewnie każda polska rodzina, która się wychowała na tej bajce.
Muzeum Se-ma-for znajduje się niedaleko ulicy Piotrkowskiej
Samo muzeum mieści się w starych budynkach, którym bardzo daleko do nazwania ich pięknymi. Wystarczy jednak otworzyć drzwi prowadzące do środka i wita nas ciekawe, nieco oldskulowe i wesołe miejsce. Szybko przyłączyłyśmy się do całej grupy przedszkolaków, którą prowadziła miła przewodniczka. Pokazała nam przekrój lalki, w której znajdował się zaawansowany mini szkielet i wytłumaczyła, że aby zrobić jedną sekundę filmu – trzeba przesuwać go o milimetry i zrobić aż 24 zdjęcia! To strasznie dużo, biorąc pod uwagę, że bajki są raczej kilkuminutowe.
Na sporej hali zobaczyć można, jak powstawał proces animowania i kreowania historii, którymi karmi się dzieci na przestrzeni lat. Pani przewodnik wyprowadziła nas z błędu, że Se-ma-for robi jedynie bajki dla dzieci. Studio ma na swoim koncie także produkcje dla dorosłych, jest regularnie nagradzane, a na koncie ma też 2 Oscary za film „Tango” i „Piotruś i Wilk”. W muzeum Se-ma-for zobaczysz przede wszystkim oryginalne makiety, tworzące scenografię do starszych produkcji. Młodsze dzieci zainteresować może nowsza wystawa z „Parauszka”.
Najbardziej zaskakuje, że te wszystkie lalki i miśki są takie… małe! Serial o Misiu Uszatku jest jednym z najlepiej sprzedających się za granicą produktów Telewizji Polskiej, został wyemitowany w ponad 20 krajach. W 2019 jest zapowiadana pełnometrażowa bajka przygotowywana przez Studio Produkcyjne ORKA.
W muzeum Se-ma-for dowiemy się, że lalki zużywały się podczas kręcenia filmów i tak Colargola grało 130 laleczek.
Dla kogo jest muzeum Se-ma-for?
O ile w dzieciństwie, nie przepadałam za bajkami naszego rodzimego studia, tak oglądanie ich na łódzkiej wystawie sprawiło mi niebywałą przyjemność. Lilce zresztą też, bo po wyjściu z muzeum dość długo opowiadała Filipowi, jak fajnie było w środku i dlaczego warto tu przyjść.
Po obejrzeniu eksponatów przechodzimy do małego „kina”, w którym obejrzeć można kilka dawnych bajek. My oglądaliśmy 2 odcinki „Parauszka” i 1 odcinek „Plastelinki”. Muzeum jest trochę mało interaktywne, młodszym dzieciom trochę brakowało, że nie mogły się pobawić (choćby bardziej nowoczesnymi) eksponatami. Zdecydowanie najbardziej podobała im się bajka na końcu. Warto jednak dowiadywać się na stronie muzeum i wziąć udział w warsztatach, podczas których uczestnicy poznają techniki animacji i własnoręcznie stworzą animowany film, który następnie zostaje przesłany na email. My niestety nie mieliśmy takiej okazji.
Niezależnie jednak od wszystkiego (i czy masz dzieci, czy nie) – warto wpaść do muzeum Se-ma-for przy okazji wizyty w Łodzi. Sentyment dosłownie wylewa się ze ścian i można poczuć jego duch, nawet jeśli ominęła cię cała złota dekada polskiej myśli animowanej. Obok muzeum PRL-u czy Muzeum Neonów – jest to miejsce kultowe, które warto odwiedzić.
Se-ma-for Muzeum Animacji
Edit: Niestety Muzeum Se-ma-for zostało zamknięte. 🙁
Dodaj komentarz