W XIX wieku w Polsce jak grzyby po deszczu powstawały zachwycające dziś turystów miejsca takie jak Żyrardów, Stary Browar w Poznaniu, warszawski Koneser, czy murowane fabryki w Łodzi, które dziś przekształcone są na miejsca usługowe, muzea i galerie.
W Łodzi wszystko zaczęło się od rządów Królestwa Polskiego, które miało w planach uprzemysłowienie kraju. Wówczas powstała tu sukiennicza osada zwana Nowym Miastem i osada tkacka, określana Łódką. Każdy rękodzielnik zachęcany był do budowania się na tych obszarach, różnego rodzaju bonusami. Nowi pracownicy dostawali działki, w zamian za zobowiązanie się do budowy w tym miejscu, ale drewno mogli do tego celu pobierać bezpłatnie z lasów rządowych. Wyobraź sobie teraz ulicę Piotrkowską, która składała się z jednolitych, drewnianych domków!
W tym niecodziennym krajobrazie szybko pojawiały się znacznie trwalsze i ciekawsze, murowane budynki fabryczne, różnorodne kamieniczki i domy. Przeważająca większość mieszkańców z biegiem czasu – nie miała już ochoty mieszkać w drewnianych „barakach”, w których brak było łazienek, wody, ogrzewania i wygód. Stare drewniane zabudowania były systematycznie usuwane, aż w latach 50 XX wieku, zaczęły pojawiać się pierwsze pomysły utworzenia skansenu, który ocaliłby od zapomnienia te ostałe się, zdewastowane (niekoniecznie przez ludzi, ale także przez czas), pojedyncze, historyczne chatki, które co by nie było – przyczyniły się do rozkwitu Łodzi.
Łódzki Park Kultury Miejskiej
Dopiero w 2008 roku na wydzielonym terenie Parku im. Władysława Reymonta – utworzono Skansen Architektury Drewnianej (potem zmieniono nazwę na docelową), który był jednocześnie integralną częścią Centralnego Muzeum Włókiennictwa, utworzonego na terenie dawnej Białej Fabryki. O tym miejscu napiszę jednak innym razem.
Sam skansen to niewielki fragment całego muzeum, ale za to jaki! Tworzy go zabudowa czterech domostw rękodzielników, urokliwego kościółka z Nowosolnej, domu mieszkalnego z przedmieść Łodzi, willi letniskowej z Rudy Pabianickiej i dawnego przystanku tramwajowego ze Zgierza. Między zabudowaniami ciągnie się brukowana kamieniem polnym uliczka, jej końce wyznaczają zaaranżowane rynsztoki z cegieł (takimi niegdyś płynęły ścieki), a całość podkreślają detale takie jak stylizowane latarnie, czy kolorowe, wyróżniające się okiennice.
Większość domków można zwiedzać wewnątrz (wyjątkiem jest kasa biletowa utworzona w dawnym przystanku i chwilowo willa, w której trwa remont). I jeśli z zewnątrz budynki są widowiskowe i stanowią świetny pretekst do wykonania interesującej sesji fotograficznej, to wystarczy wejść do środka każdej z chatek, aby przenieść się w sentymentalne odmęty naszej głowy. Niezależnie, w którym roku się urodziłeś – jeśli mieszkałeś w dzieciństwie na terenie Polski – odnajdziesz w środku mnóstwo rzeczy, wyciągniętych wprost z twojego życia.
Domy robotnicze
Każdy domek, to inna aranżacja, ale cały kontekst ma wspólny pierwiastek – ma za zadanie pokazać, jak wyglądały warsztaty rzemieślników, jak mieszkali robotnicy pobliskich fabryk i jak wyglądała dawna architektura Łodzi.
Wewnątrz zaaranżowano przestrzenie pod wystawę „Łódzkie mikrohistorie. Ludzkie mikrohistorie”. Do scenariusza wystawy podzielonego na 5 części (tyle, ile jest domów) – zaproszono samych łodzian, którzy podzielili się swoimi wspomnieniami. Dzięki temu całość zyskała na autentyczności. Co jeszcze lepsze – mieszkańcy chętnie dzielili się eksponatami, które można teraz oglądać na terenie skansenu.
Unikatem jest m.in. magiel uratowany przez mieszkankę bloku, który powstał w firmie Józefa Lohnerta, a zaaranżowana przestrzeń dookoła niego, dosłownie przenosi nas w czasy PRL-u. Najfajniejsze jest to, że na wystawie zadbano nawet o takie duperele, jak poskładanie prania w odpowiedni sposób! Nad maglem jest też jarzeniowa, okropna lampa, a wszędzie wiszą „zdobyczne” firanki, każda z innej parafii. 😀
Wystawa zaczyna się latami 20. XIX wieku i kończy się na 1989 roku. W rezultacie raz czuliśmy się tu jak na wizycie u prababci, innym razem jak u babci, albo jak za dzieciaka w domu rodzinnym. Moja ośmioletnia córka reagowała z dużą ciekawością na poszczególne eksponaty, czy przyrządy – rozpoznając tylko niektóre z nich (przeważnie te, które dostały drugą młodość na letniskowej działce u rodziców Filipa). To doskonała okazja, żeby pokazać najmłodszym, jak to kiedyś było, tym bardziej że dziś często nie wiedzą nawet jak obsłużyć telefon starego typu, więc taki skansen to dla nich już totalna wycieczka w prehistorię!
Na mnie sentymentalne wrażenie zrobiła pracownia krawiecka, prawie żywcem wyjęta z pracowni mojego dziadka, który jest już co prawda od dawna na emeryturze, ale właśnie tak wyglądało jego pomieszczenie do pracy. Dosłownie wszędzie leżały różne wykroje, podszewki, centymetry i inne bzdurki, które można tu zobaczyć. I choć mieszkamy wszyscy na terenie Mazowsza – to jak widać, nie wiele się to różniło od terenów Łódzkiego.
Wystawa podkreślać ma znaczenie ludzi w dawnej potędze włókienniczej na terenie Łodzi i doskonale to zadanie zrealizowała. Oglądając to wszystko, odnosi się wrażenie, że gospodarz wyszedł na chwilę na pocztę, albo do sklepu i zaraz wraca do gotowania, do pracy, czy do odpoczynku. Wszystkie przedmioty z jednej strony znajdują się w nieładzie, a z drugiej w doskonałym porządku. Zadbano nawet o takie detale jak ciasto, słodycze, czy orzeszki na stołach. Patrzysz na to wszystko i zastanawiasz się, czy właśnie nie wlazłeś komuś do mieszkania!
Zwiedzając to niewielkie miejsce, zaobserwować można wycinek naszej kultury, gdzie doskonale uwypuklone zostało, jak zmieniały się funkcje poszczególnych pomieszczeń; od miejsca, gdzie każda przestrzeń służyła za miejsce pracy, aż do dużych „salonów”, gdzie pojawiały się przysłowiowe kawa i ciastko, telewizor, czy radio.
Widać też, w którym momencie przestano przedmioty traktować jako wielorazowe, a raczej takie, które łatwo można wymienić na coś innego, lepszego, nowszego. Ciekawostką była dla mnie szklana butelka 1l po Pepsi. Okazuje się, że kiedyś takie większe opakowania, nie stanowiły problemu, by wykorzystywać je wielokrotnie.
Zadziwia fakt, ileż zawodów przedstawionych na tej niewielkiej przecież przestrzeni – już właściwie zniknęło lub zostało zastąpionych czymś innym. Dodatkową zaletą jest to, że w każdym z domów znajduje się przewodnik, który chętnie opowiada o tym miejscu i jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości – to możemy posłuchać, co też w tym miejscu się zadziało.
Willa
Najznamienitszy obiekt w Łódzkim Parku Kultury Miejskiej to według mnie willa w stylu świdermajer – znanej doskonale zabudowy między innymi na terenach Otwocka. Miejscami znajdują się tam jeszcze takie urokliwe perełki, choć niestety duża ich część zamieniła się w zgliszcza, przez podpalaczy. Może tam też warto byłoby pomyśleć o budowie skansenu? Poparłabym tę ideę całym sercem!
Willi w Łodzi jednak się upiekło. Według archiwalnych dokumentów – należała do fabrykanta Szai Światłowskiego. Był on współwłaścicielem Fabryki Wyrobów Wełnianych Światłowski, Kon i Brener, a willę nabył w prezencie dla swojej żony Klary. Biedaczka cierpiała na gruźlicę. Na terenie Łodzi roiło się wówczas od fabryk i smogowego powietrza, które nie sprzyjało kuracjom, więc willę pobudowano w słynącej ze swojego uzdrowiskowego mikroklimatu Rudzie Pabianickiej, tuż przy sadzie jabłkowym. Po II Wojnie Światowej – spotkał ją podobny los, jak wiele innych zabytkowych budowli – służyła za mieszkania komunalne, co nie sprzyjało starzejącym się deskom, które wymagały gruntownej pielęgnacji.
Dziś letnia willa prezentuje się niezwykle okazale, a docelowo w jej wnętrzach oglądać będzie można wystawę poświęconą różnym sposobom spędzania wolnego czasu. Tu też mają znaleźć się sale warsztatowe. Jej remont już się zakończył, ale czekamy jeszcze na udostępnienie jej dla zwiedzających!
Kościół
Kościół to blisko 200-letni modrzewiowy staruszek, uratowany z Nowosolnej. To najstarszy zabytek na terenie Łódzkiego Parku Kultury Miejskiej. Wybudowany został jako zbór protestancki, dlatego ma charakterystyczne dla niego elementy. Dopiero po II Wojnie Światowej, przekształcono go na katolicki kościół pw. Andrzeja Boboli, co z kolei wpłynęło na modyfikację wnętrza. 🙂
Klisza z przeszłości
Początkowo skansen przez brak ogrzewania każdego z budynków, czynny był jedynie sezonowo, ale po niedawnym remoncie – zwiedzać można go cały rok, do czego serdecznie zachęcam, bo naprawdę warto. Zwiedzanie samej części skupionej na Łódzkim Parku Kultury Miejskiej zajęło nam ponad 1,5 h, a spokojnie moglibyśmy spędzić tu jeszcze trochę czasu, gdyby nie dość napięty grafik.
To jedno z tych miejsc, od których warto zacząć zwiedzanie Łodzi, wycieczka w przeszłość podana w przyjemnej, edukacyjnej pigułce. Zdecydowanie dla wszystkich, niezależnie od wieku!
Łódzki Park Kultury Miejskiej
ul. Piotrkowska 282, Łódź
www.cmwl.pl
Dodaj komentarz