Wycieczki niekoniecznie muszą wiązać się z dużymi kosztami. Osobiście bardzo sobie cenię spacery po miejscach, gdzie można obejrzeć fragmenty dawnej architektury. Jest trochę tego w Polsce – akurat z Księżym Młynem najbardziej skojarzył mi się Żyrardów i trochę Soho Factory.
Miejsca tego typu zapisały w sobie ogromną historię. Zwykle spotkał je podobny los – po wojnie, kryzysie gospodarczym i zmianach ustrojowych – ogromne tereny, gdzie niegdyś każdy chciałby pracować – niszczały i z każdym kolejnym rokiem stawały się coraz większą ruiną ku rozpaczy wszystkich miłośników zabytków. Często nie bardzo wiadomo co z nimi zrobić. Z jednej strony każdy chce, aby były, ale wiadomo, że przecież nie można ich odnowić tylko po to, by znowu funkcjonowały w ten sam co wiele lat temu sposób. Przekształcane są więc na mieszkania, kawiarnie, czy biurowce.
Z punktu widzenia turysty to zawsze fajne miejsca na fotograficzny plener, czy spacer w unikalnym otoczeniu. I tak też jest z Księżym Młynem, który powoli odradza się jak feniks z popiołów, otrzepuje z kurzu i pokazuje, jak piękny kryje w sobie potencjał. Miejsce, które dzięki swoim inwestorom, na nowo może rozłożyć skrzydła.
Księży Młyn
Karol Scheibler to jedno z ważniejszych nazwisk jeśli chodzi o Księży Młyn. Pochodził z Niemiec, z rodziny, która zajmowała się produkcją sukna. Korzenie jednak nie zatrzymały go w kraju – jak większość ówczesnych przedsiębiorców – podróżował po świecie, szkoląc swój warsztat, aż w końcu trafił do Królestwa Polskiego, gdzie ożenił się z Anną Werner, córką właściciela fabryk sukna w Zgierzu. Bogaty ożenek pomógł mu szybko rozwijać kolejne biznesy, w wyniku czemu stał się liderem w przemyśle bawełnianym.
Kiedy któregoś razu okazało się, że na Księżym Młynie spłonęła inna manufaktura – postanowił odkupić te tereny. Inwestując – stworzył z tego miejsca prawdziwą perełkę. A może raczej perłę, bo tutejszy budynek przędzalni (liczący sobie 207 m długości) stał się wzorem architektury dla innych projektantów fabryk. Karol miał najnowocześniejsze fabryki i głowę do interesów. Przewidywał takie rzeczy, jak kryzys bawełny i w związku z tym zamówił sobie ją sobie wcześniej w ogromnych ilościach z Ameryki, a później… sprzedawał ją drożej, jednocześnie dalej produkując surowiec, gdy inni stawali się bankrutami. Na pewno, gdyby żył współcześnie – znalibyśmy jego twarz doskonale z okładek Forbesa.
Klimatyczne osiedle robotnicze
Kiedyś taka fabryka była impulsem do pojawiania się licznych pracowników, którzy musieli przecież gdzieś mieszkać, więc nie brakowało tu nie tylko budynków fabrycznych, ale także domów robotniczych zwanych famułami. Było to jedno z piękniejszych osiedli w Łodzi, które właściwie stanowiło odrębne, samodzielne miasto. Była tu szkoła, remiza strażacka, sklepy, a nawet szpital i bocznica kolejowa! Fragment tej ostatniej został odtworzony. Projekt całego kompleksu Księżego Młyna był ponoć inspirowany angielskimi osadami przemysłowymi.
Co tu robić?
Wybraliśmy się tutaj na początku jesieni, kiedy drzewa były jeszcze żywo zielone. Rezonując z zielonymi oknami, tworzą przepiękną scenerię dla wszelkiej maści fotografów, czy doskonałe miejsce na plan filmowy. Obecnie normalnie mieszkają tu ludzie, można tu wpaść na niespieszną kawę lub kupić niewielką pamiątkę i posiedzieć w pobliskim parku. Nie jest to bardzo wielkie miejsce, ale można się tu wybrać na spacer z pobliskiej Manufaktury w Łodzi i połączyć ze zwiedzaniem Wili Edwarda Herbsta (zięcia Karola) robiąc sobie dłuższy wypad. Bardzo ci taką wycieczkę polecam!
Dodaj komentarz