Kiedy wybieramy się gdzieś za granicę – bardzo rzadko korzystamy ze sprawdzonych adresów knajpek i innych restauracji, w których warto coś zjeść. Lubię za to mieć przy sobie listę przysmaków, z których słynie dane państwo. Bardzo często okazuje się, że to – co można kupić u nas, znacznie różni się smakiem od oryginału. Nie wyobrażam sobie jechać tyle kilometrów i żywić się wyłącznie zabranymi z domu kanapkami z pasztetem. Uwielbiam poznawać kraje od ich kulinarnej strony! Oczywiście, to wcale nie znaczy, że stołujemy się wyłącznie w gwiazdkowych miejscach. Wręcz przeciwnie. Mamy listę punktów do zobaczenia z atrakcjami i zabytkami, a jemy wtedy, kiedy po prostu zgłodniejemy, szukając restauracji, foodtracków, czy knajpek, które serwują smaki z naszej listy.
Codziennie staramy się jeść trochę co innego, a spędzając więcej niż 3-4 dni w danym państwie – chodzimy po prostu tam, gdzie wydaje nam się smacznie i jemy już to, co nam żołądek podpowiada. Tym sposobem to właśnie w Budapeszcie jedliśmy… najlepszą pizzę z pieca opalanego drewnem. Tak dobrej nie jedliśmy nawet we Włoszech. Niestety nie mam jej na zdjęciach – musisz uwierzyć na słowo. 😉
Co zjeść w Budapeszcie?
Woda
Zacznę trochę nietypowo, bo Węgry słyną z licznych winiarni, ale to, co mnie bardziej zaskoczyło to, że prawie wszyscy piją tu kranówę! Woda w Budapeszcie jest dostępna dosłownie na wyciągnięcie ręki. Źródełka znajdują się przy placach zabaw, w parkach, czasem rozmieszczone są na popularnych ulicach. Jak ktoś jest ekofriendly, to może sobie robić dolewki w wybranych punktach, zamiast inwestować pieniądze w butelki z plastiku. Co ciekawe – wodę można pobierać też z hydrantów, na których zainstalowano niebieskie krany. Po naciśnięciu przycisku – woda płynie przez około 15 sekund. Wodę z kranu, często dodatkowo filtrowaną – dostaniesz nawet w części restauracji.
Woda w Budapeszcie w większości pobierana jest z podziemnych studni znajdujących się wzdłuż rzeki. Przepływając przez gęsty żwir i piasek, podlega wstępnemu samooczyszczeniu. W niższym nurcie – dodatkowo jest oczyszczana ozonem i dezynfekowana chlorem. Odkąd przerzuciliśmy się na wodę niegazowaną – zaczęliśmy być wrażliwi na smak wody. Ta w Budapeszcie jest do pozazdroszczenia, a lemoniady na jej bazie są naprawdę pyszne!
Precel/Perec
Tak jak Kraków obwarzankiem stoi, tak w Budapeszcie u ulicznych sprzedawców natrafić można na precle. Z zewnątrz są chrupiące, w środku miękkie, ale w przeciwieństwie do polskiego odpowiednika – te węgierskie otoczone były w serze i po całości obsypane gruboziarnistą solą. Jeśli spodziewasz się słodkości, to możesz przeżyć duże rozczarowanie! 😉
Zakupy w Hali Targowej/Central Market Hall
Papryka
Chcąc zakupić spożywcze pamiątki takie jak salami, czy papryka – prędzej czy później zorientujesz się, że aby mieć wszystko w jednym miejscu – warto w tym celu odwiedzić Halę Targową. Zajmuje ona dwa piętra – na dole sprzedawane są półprodukty, na górze można zakupić gotowe dania i inne pamiątki.
Papryka przybyła do Węgier już w XVI wieku za sprawą Turków, ale początkowo to warzywo wykorzystywano tutaj głównie jako roślinę ozdobną. Dziś nazywana jest pieszczotliwie czerwonym złotem i występuje jako składnik wielu dań kuchni węgierskiej. Co ciekawe – dopiero w 1930 roku udało się wyhodować odmianę papryki łagodnej, którą znamy dzisiaj. Na bazarach i targowiskach można ją kupić w postaci girland, liczoną na kilogramy lub jako sproszkowaną przyprawę. Bez zakupu papryki po prostu nie wypada opuszczać Budapesztu.
Kurtoszkołacz/Kürtőskalács
Kurtoszkołacz to cudowne w smaku ciasto drożdżowe pachnące cynamonem w kształcie tuby i z dziurą w środku. Pamiętam, jak kiedyś kupiliśmy coś podobnego (kołacz węgierski) pod jednym z centrów handlowych w Polsce i zgodnie pomyśleliśmy: nigdy kurde więcej! W smaku było tłuste, twarde, niesmaczne i pachniało czymś dziwnym. W Budapeszcie kupiliśmy takie cudo w jednej z licznych przydrożnych budek. Smakowało wybornie trochę jak sękacz, a wnętrze dodatkowo zostało wypełnione lodami i kolorowymi ciastkami i posypkami. Byliśmy po dobrej kolacji, ale nie mogliśmy się opanować, żeby nie zjeść całej porcji, marząc o jeszcze.
Gelarto Rosa – lody w kształcie róży
Po zjedzeniu lodów w chorwackim miasteczku Primošten, bardzo długo nic nie mogło przebić ich wyglądu. Aż do wizyty w Budapeszcie, gdzie trafiliśmy na lody, które wyglądają jak małe róże. Coś pięknego! Na filmiku, który możesz obejrzeć poniżej – wydaje się łatwizną nałożenie w ten sposób lodów do wafelka. Niestety nie jest to takie proste (próbowałam) – ewidentnie sukcesem tego miejsca jest także konsystencja lodów, które pięknie układają się w słodkie płatki. Wybór smaków jest spory (w ofercie są też lody wegańskie) i na szczęście w pełni zasługują na swoją cenę. Warto tu wpaść na chwilę przerwy w zwiedzaniu stolicy Węgier.
Ruin Pubs
Spacer po Żydowskiej Dzielnicy to obowiązkowy przystanek na spacer po zmroku. Około 20 okoliczne Ruin Puby zapełniają się gośćmi z całego świata, którzy mają ochotę zjeść i wypić coś dobrego w niecodziennej lokalizacji. Pobliskie, puste w ciągu dnia zaułki – przeżywają oblężenie do około 5 rano. Gra tam klubowa muzyka, pije się, pali, w niektórych miejscach tańczy i smacznie je. Wszystkiego pilnują nienarzucający się ochroniarze. Wiem, bo mieliśmy widok z hotelu na takie miejsce. 😉 Sprzątanie takiego punktu rano wyglądało tak, że kilku facetów z potężnymi szczotkami wymiatało mnóstwo śmieci spod nóg, później mieli przerwę i od wieczora zaczynała się kolejna impreza.
Ruin Puby powstają w Budapeszcie w miejscu, który niegdyś był domem wielu Żydów, którzy mieszkali tu przed wojną. Po wojnie cała dzielnica niszczała i pozostawała zapomniana, aż do powstania pierwszego pubu. To miejsce ma podobną historię do krakowskiego Kazimierza, z tym że w Budapeszcie ma to znacznie większy rozmach. W ciągu dnia nic ciekawego się tu nie dzieje – w nocy zapalane są lampki, neony, a kolorowe, często niedopasowane do siebie przedmioty służące za stoły, krzesła i dekoracje – wyglądają jak dzieło jakiegoś szalonego architekta. W mikroskali spotkać coś podobnego można było na Nocnym Markecie, do części z tych miejsc wejdziesz bez problemu – do innych ustawiają się latem długie kolejki.
Langosz/Lángos
Langosz to szybkie danie typu fast food, które najłatwiej kupić w barach szybkiej obsługi. Z wyglądu i w smaku langosz przypomina nieco bardziej oleistą ciasto-pizzę, którą ktoś wysmażył w głębokim tłuszczu, a dodatki (takie jak kwaśna śmietana, ser, czy papryka) – dorzucił dopiero po jej wysmażeniu. Langosz to cudowna alternatywa dla wszelkich kebabów. Nie jest zbyt dietetyczny, ale raz na jakiś czas nie można sobie darować!
Zupa gulaszowa
Jeśli jest jakieś danie, które niezaprzeczalnie kojarzy się z Węgrami – to jest to gulasz i zupa gulaszowa. O ile jednak w Polsce gulasz (pörkölt) kojarzy się z drugim daniem – tak w Budapeszcie zdziwić cię może, że praktycznie w każdym miejscu serwuje się głównie zupę gulaszową (gulyásleves).
Gulasz na Węgrzech początkowo był przygotowywany przez pasterzy bydła jako danie jednogarnkowe w wiszących metalowych kociołkach nad ogniskiem. Przygotowanie obydwu potraw jest podobne – mięso obgotowuje się powoli z dodatkiem warzyw (w tym papryki), w przypadku zupy gulaszowej dodając więcej wody.
Zupy gulaszowej próbowaliśmy w różnych miejscach, zarówno w barach szybkiej obsługi, jak i restauracjach – i to danie wcale nie było zanadto pikantne, a wydawało się wręcz… łagodne. W smaku bulion jest super – aksamitny, dobrze doprawiony, syty i o pięknej – charakterystycznej barwie. Wersji przygotowywania gulaszu jest tyle, co u nas tradycji na robienie pomidorowej. Każda węgierska gospodyni ma własną metodę, a zupa gulaszowa nie może się znudzić i chętnie się do niej wraca przy każdym powrocie na Węgry. 🙂
Kuchnia węgierska wbrew pozorom nie zawsze jest ciężka, tłusta i ostra. Za to, jeśli miałabym ją określić jednym zdaniem, to powiedziałabym – że jak na to, co się nastawiałam to czasem zbyt łagodna, ale dobrze doprawiona, aromatyczna i często słona! Wszystkich dań równo z nami próbowała Lilka, która ostrych przypraw nie jest w stanie przełknąć, a tu pochłaniała wszystko z apetytem. Chciałabym, abyś potraktował ten wpis bardziej jako wskazówkę co warto zjeść na Węgrzech niż konkretne adresy do których warto iść. A może sam jadłeś w Budapeszcie coś pysznego, czego to nie wymieniłam, a ten smak chodzi za tobą do dziś? Pochwal się w komentarzu, bo coś czuję. że regularnie będę tu wracać.
Langosz i Kurtoszkołacz to zdecydowanie moi faworyci <3 ale ta lodowa róża wygląda cudownie!
Musisz koniecznie spróbować! W smaku bardzo dobra, a wygląda fantastycznie 🙂
bardzo bym w końcu chciała zwiedzić Węgry, tak blisko a jakoś nigdy się nie udało