Z zimą w pełni rozkwitu, walczy się różnymi sposobami. Albo udaje się, że jej nie ma i natura po prostu oszalała, więc wyjdziemy z domu aż się „skończy” (odkurzając wszelkie gry planszowe, pijąc grzane wino i oglądając zaległe seriale). Albo… korzystamy z niej w pełni, wykorzystując wszelkie atrakcje, jakie w mieście mamy zapewnione dodatkowo – iluminacje, stok narciarski, lodowiska, czy weekendowy wypad w góry – to tylko niektóre z przykładów.
Zaskakujemy się co rusz, zapominając, że najprostsze z pomysłów czasem bywają najlepsze i w zimę wystarczy zwykły spacer po ośnieżonym lesie, aby poczuć się jak w Królowej Śniegu Andersena, czy baśniowej Narnii.
Kiedy ma się dziecko, świeżo „napadany” biały puszek jest dodatkowym pretekstem ruszenia tyłka z kanapy. Nawet jak ci się nie chce, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że dziecko swoimi prośbami, krzykami, czy jęczeniem – odpowiednio cię zmotywuje. Cóż mu się dziwić – bałwany, igloo, czy nacieranie się śnieżkami są dla dzieci równie fascynujące co budowanie zamków z piasku. Po prostu mając małego człowieka w domu – prędzej czy później sama sobie przypomnisz, że jest w tym jakiś sens.
Weekendowe, wesołe okrzyki: „tyle śniegu napadało”, stały się już naszą prywatną normą. Teraz nawet nie wyściubiam nosa za okno, żeby wiedzieć, że niestety jeszcze się nie rozpuścił. Jest go po prostu tyle, co wczoraj, albo niewiele więcej – a to oznacza przejażdżkę sankami w pobliskim lesie.
Bar na Dakowie – bar w lesie
Las, jaki jest – każdy wie. Albo pełno tam grzybów, albo grzybiarek, czasem spotyka się cmentarze, innym razem pojedyncze domy, wycinkę lasów, śmiecie lub linie wysokiego napięcia. W Starej Miłosnej, idąc cały czas prosto od ulicy Fabrycznej, po około 20-30 minutach ciągłego marszu, w samym środku lasu znajduje się bar. Niby jest nieoznakowany, niby nikt o nim nie wie, a idąc tym szlakiem w mroźny dzień – istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że co druga mijana osoba będzie cię zagadywała: „czy czynne?”.
Barek na Dakowie z wyglądu przypomina trochę schronisko, od wejścia pachnie tam grillowaną kiełbaską i drzewnym dymem. Usytuowany na szlakach nordic walkingu, ścieżki biegów narciarskich i rowerowych – stanowi lokalny „plac na rozdrożu”. W środku panuje przyjemny, swojski klimat, a we wnętrzu pełno jest sportowców, par, czy całych rodzin, które postanowiły zrobić pauzę w swoim rozkładzie dnia. Nie jest to kameralne miejsce, a raczej przystanek na rozciągnięcie zziębniętych kości, czy latem – ucieczkę od upałów.
Barek na Dakowie – menu
Jak na bar w środku lasu – rządzi „dziczyzna na szybko”, a więc kiełbasa, czy pierogi z sarny lub dzika. Chleb ze smalcem popija się grzańcem, herbatą z rumem, czy wiśniówką w papierowym kubku, ale za to robioną z esencji i z darmowymi dolewkami. Śledzik, solanka, frytki – to niektóre z typowo schroniskowych dań, które tutaj znajdziesz. Właściciele przygotowują potrawy sami, a zapytani bez problemu podają skład serwowanych potraw i sposób ich przyrządzenia.
Bar jak bar – ceny trochę warszawskie, trochę turystyczne, jedzenie na tackach, piwo w plastiku, a toaleta z toi toia. Czynne w weekendy od świtu do zmierzchu (w 2022 od 10 do 17). Fajna jest możliwość spróbowania dziczyzny pośród głuszy. Ciekawe zatrzymanie się na chwilę na soczek/herbatę/piwo/etc. i zrobienia celu w środku lasu. Niespodzianki ze zwykłego spaceru, kiedy twoja połówka w ogóle się tego nie spodziewa, co od razu dodaje pikanterii i magii. A tak jak mówiłam – czasami najprostsze pomysły najbardziej zapadają w pamięć i okazują się właśnie tym, czego potrzebowaliśmy do przełamania rutyny.
Barek na Dakowie
Dojazd – bar znajduje się w środku lasu. Aby do niego dotrzeć trzeba od ulicy Fabrycznej w Starej Miłosnej (Warszawa) cały czas iść prosto.
www.bareknadakowie.pl
Miejsce super, o każdej porze w roku.
Super. Nigdzie w żadnej knajpie piwo tak nie smakuje jak tam. Tym bardziej po kilkukilometrowym spacerku.