Dawno nie towarzyszyło mi takie pozytywne uczucie zaskoczenia, jak w przypadku Jet Kave Adventure. Gdy otrzymałem klucz recenzencki do tytułu – nie miałem w stosunku do gry żadnych oczekiwań, a towarzyszyły mi całkowicie neutralne emocje. Kilkanaście minut później, wszystko się zmieniło.
Gdy jaskiniowiec spotyka kosmitę
Jet Kave Adventure to typowy, staroszkolny platformer. Mówiąc obrazowo – możemy poruszać się tylko do przodu i do tyłu, pokonując wymyślne pułapki, zapadnie, czy czyhające na nas dinozaury. Historia rozpoczyna się w momencie, gdy nasz bohater zostaje wygnany z wioski i napotyka się na rozbity statek kosmiczny. Alien, który był pilotem pojazdu – postanawia doprowadzić do erupcji pobliskiego wulkanu, by móc opuścić naszą planetę. A my, mamy mu w tym przeszkodzić.
Nie przeszkadza to oczywiście w podwędzeniu mu odrzutowego plecaka, który to zadanie znacząco ułatwi.
I tak oto jaskiniowiec ma na plecach iście futurystyczną technologię.
To połączenie jest zaskakująco fajne, bo na kolejnych 38 poziomach – z jednej strony walimy przeciwników maczugą bądź strzelamy z procy, a z drugiej strony – fruwamy za pomocą kosmicznego plecaka.
Jak można zauważyć, fabuła jest banalnie prosta. Ba! Cała narracja jest banalnie prosta i poza kilkoma cutscenkami, w których narrator przybliża nam mocniej historię – nie ma tu żadnych tekstów. Czy to wada? Absolutnie! Gra pozostawia miejsce na to, co najważniejsze, czyli rozgrywkę.
Trudne jest życie jaskiniowca
Gra adresowana jest do najmłodszych, ale jestem przekonany, że doskonale będą się bawić także dorośli. Jet Kave Advanture jest zbudowany wokół dwóch zasad. Pierwsza – rosnący poziom trudności z każdą kolejną mapą. Druga – łatwa do przejścia, trudna do wymaksowania. Znalezienie wszystkich muszli (o nich za chwilę), czy trofeów przy pierwszym przejściu planszy – jest w zasadzie niemożliwe. A to zachęca do powrotu. Czasem nawet wielokrotnego do poprzedniej planszy.
Muszle to swoista waluta w grze. Za ich pomocą gracz może ulepszyć swój ekwipunek. Z jednej strony – wydłużyć czas działania plecaka odrzutowego, a z drugiej – zasięg maczugi. Inne możliwości to zwiększenie poziomu życia, sakwy na jedzenie (które tutaj stanowi swego rodzaju apteczkę regenerującą zdrowie), czy ilość amunicji w procy. Zatem wielokrotne przechodzenie map, to nie tylko odnalezienie wszystkich znajdziek, ale także realny zysk w rozwijaniu postaci.
Mapy są szalenie ciekawe.
Co jeszcze fajniejsze, każdy kolejny etap wprowadza do gry nową mechanikę. Gdy więc na początku możemy tylko biegać i machać maczugą – w połowie gry latamy za pomocą plecaka odrzutowego, możemy wykonać turboskok rozbijający ściany, przebijać się do podziemi (w których są ukryte kolejne muszle), czy otwierać zapadnie, które skutecznie blokują nam przejścia do dalszej części mapy.
Na rozgrywkę naprawdę nie można narzekać. Czy ja wspomniałem o jakimś znużeniu grą? No nie, bo tu gracz jest co chwila zaskakiwany. Raz na jakiś czas mamy walkę ze swoistym „bossem”, na którego jednak zawsze jest jeden łatwy i oczywisty sposób. Innym razem trzeba uciekać przed wściekłym mamutem, a kolejnym – latać paralotnią nad urwiskiem.
Poziom trudności i moje uwagi
Gra potrafi być i banalnie prosta i wymagająca. Także dla dorosłego gracza. Są momenty, które bardzo trudno jest przejść i potrafi to zablokować gracza na kilka chwil. Obawiam się, że młodszych graczy może to wówczas odrzucić od ekranu. Warto wtedy też cofnąć się do kilku plansz wstecz i zainwestować we wspomniany rozwój postaci. Od razu jest łatwiej. Szkoda też, że producent nie zdecydował się na spolonizowanie gry. Ja wiem, że tych słów w grze jest kilkadziesiąt, może ciut więcej, ale nigdy nie rozumiem tego, że polski producent nie tworzy polskiego tłumaczenia.
Bo niemałym zaskoczeniem dla mnie było to, że gra jest polską produkcją. A to zauważyłem dopiero na samym końcu, gdy przeglądałem listę płac. Na braku tłumaczenia teoretycznie niczego nie tracimy, bo fabuła nie jest tutaj główną osią zabawy, ale szkoda, że najmłodsi, którzy jeszcze nie rozpoczęli edukacji języka obcego, nie zaznajomią się z fabułą.
Oprawa audiowizualna
Czy widać elementy budżetowe w grze? A i owszem. Czy można by pewne elementy wykonać lepiej? No jasne. Ale wiesz co? Zupełnie to nie przeszkadza. Gra jest naprawdę bardzo ładna. Często zrobiona z jajem, humorem. Poziomy są pomysłowe, pełne detali i zachęcające do eksploracji. Muzyka jak i same dźwięki zapadają w ucho – tworząc nastrojowy podkład.
Świetna zabawa na kilka wieczorów
To naprawdę solidny tytuł, którego trudno nie polecić. Bawiłem się przy nim przednio, przypominając sobie złote czasy platformerów takich jak Mario, Prince of Persia, czy najwspanialszy dla mnie pod tym względem – Disney Tarzan. Gra kosztuje niecałe 70 zł na rodzinie konsol Xbox One oraz Xbox Series, ale w cyfrowym sklepiku znajdą ją też posiadacze Nintendo Switch.
Dodaj komentarz