Na kilka tygodni przed pandemią, ogarnęło mnie poczucie zniechęcenia do tego, co robię. Patrząc na te „wszystkie socialmedia” Instagramy, czy Facebooki – wydawało mi się, że wszyscy wokół prowadzą fantastyczne życia i tylko ja stoję w miejscu. Biegłam gdzieś razem w tym wyścigu, nie wiedząc do końca — z kim się ścigam i po co to robię.
Kiedy odwołano nasz lot do Wenecji i wkrótce potem zamknięto w domach – postanowiłam wykorzystać ten czas na wszystkie głupoty, na które wcześniej nie miałam czasu. Czytałam i bzdurki i rozwojowe książki, wypróbowałam chyba każde możliwe hobby i spisywałam listy marzeń. Zabawne, że wcześniej wydawało mi się, że nie mam marzeń, że to zajęcie dla ludzi, którzy nie mają co robić w życiu i myślą o niebieskich migdałach. Po jakimś półtora roku tworzenia – mam listę 217 pozycji, z czego… 58 już wykonanych. Co jakiś czas próbuję coś tam dopisać, ale okazuje się, że to marzenie już tam jest tylko nieco inaczej zapisane. 😉
Dzienniki wieloletnie i dzienniki rozwojowe, które warto mieć
Lubię kupować książkowe nowości, zakochałam się w rozwojowych dziennikach i takich, które pozwalają zatrzymać się i sprawdzić, co działo się u mnie kilka lat temu, i tym samym docenić chwilę obecną. Nie lubię kołczingowania i zbędnego lania wody, które robi ze mnie zwycięzcę, ale też uwielbiam się rozwijać i jak ktoś dodaje mi wiatru w moje płochliwe skrzydła.
Stworzyłam listę różnych dzienników do wypełniania, które bardzo mi pomogły zatrzymać się na chwilę, docenić to co mam i wyznaczyć ścieżkę na kolejne miesiące. Z częścią się już pożegnałam wraz z ostatnią zapisaną kartką, inne mają mi starczyć jeszcze na kilka lat. Może coś i ciebie zainspiruje do pracy ze sobą, a że jesień jest zawsze u mnie nieco nostalgiczna, jakby stworzona do planowania podboju świata – może któreś z was też się zainspiruje moją listą.
Dziennik Coachingowy 365 pytań od twojego coacha
Dziennik Coachingowy 356 pytań od twojego coacha, to 4 tomowe wydanie dziennika od Kamili Rowińskiej (będącej dyplomowanym coachem) i Kamili Kozioł (psycholożki i certyfikowanego coacha). Zakupiłam go spontanicznie, kiedy świat opanowała pandemia, a ja postanowiłam zmienić swój lajf. 😉
Szukałam czegoś, co wystarczyłoby mi na cały rok, bo planowałam zrobić sobie z tego całego uzupełniania mały, poranny rytuał, gdzie miałabym chwilę dla siebie podczas picia gorącej kawy. Coś, co zajmuje nie więcej niż od 10 do 30 minut i codziennie uczy czegoś nowego, inspirując mnie do małych-wielkich zmian. I tu dziennik sprawdził się idealnie. W tamtym momencie był jakby stworzony dla mnie, bo dokładnie tyle zajmuje jego uzupełnianie. Zadania mają na celu lepiej poznać siebie, zaplanować spełnianie swoich marzeń i ścieżkę rozwoju ku lepszemu życiu, skrojonemu na naszą miarę.
Dziennik Coachingowy, choć może bardziej pasowałoby tu zeszyt coachingowy – ma starczyć na cały rok. To dlatego zawiera 365 pytań (czasem z pytaniami pomocniczymi). Uzupełniać go można o dowolnej, wybranej przez nas porze roku. Na każdej stronie jest miejsce na wpisanie daty, więc jak kupisz go jutro, to nie musisz czekać do magicznej daty 1 stycznia. W rezultacie nawet robiąc sobie dzień, czy dwa przerwy od dziennika – możemy szybko do niego powrócić.
Jako że szybko okazało się, że regularność nie jest moją mocną stroną – swój dziennik rozwiązywałam blisko 1.5 roku. Na pewno słomiany zapał jest tu jakąś przeszkodą – mi się po prostu nie chciało siadać do niego w momencie, gdy byłam już na nogach od 5.00, potem cały dzień zwiedzałam – dojeżdżając do hotelu często po 22.00. Dziennik był wtedy ostatnią rzeczą, na jakiej uzupełnianie miałam ochotę. Jednak, kiedy tylko mój tryb życia zmieniał się na bardziej cywilizowane godziny funkcjonowania – starałam się do niego powrócić.
Każdy z jego tomów starczyć ma na jeden kwartał, a każda część to około 130 stron (z grafikami). Ćwiczenia mają schematy tygodniowe. W rezultacie co kilka dni niektóre z pytań powtarzają się (np. wpisujemy swoje afirmacje, cele na dany tydzień i za co jesteśmy wdzięczni), a po czasie możemy obserwować proces, jak w czasie zmieniają się nasze odpowiedzi na niektóre pytania. Na mnie największe wrażenie zrobił tom pierwszy i trochę drugi – potem najsilniej na mnie działały pytania o wartości, a resztę pytań uzupełniałam w ciągu 5-10 minut, nie skupiając się nad nimi bardzo długo. Im więcej zadań rozwiązywałam – tym bardziej przekonana byłam, że moje cele, marzenia, talenty, czy cele życiowe są stałe i chciałabym właśnie im poświęcić należną uwagę. W rezultacie, pod koniec czwartego tomu – niektóre odpowiedzi znałam już na pamięć.
Dziennik ma za zadanie pozwolić ustalić nam priorytety, to czym chcemy zajmować się w poszczególnych życiowych obszarach. Próbuje nam pokazać, że codzienna, mała praca ma czasem duży wpływ na nas i naszych bliskich. Podziałało to na mnie naprawdę dobrze, bo czasem czuję się jak człowiek renesansu i wydawało mi się, że chcę wszystko. Uzupełnianie ćwiczeń pozwoliło mi wziąć te wszystkie czynności w ramy, w których mogłabym się realizować.
Cała zabawa zaczyna się od zaznaczenia zadowolenia z różnych obszarów na kole życia i zobaczenia swojego życia z lotu ptaka. Potem z każdym dniem ustalamy swoje cele i plan działania. Autorki próbują zachęcić nas nie tylko do obrania swojej drogi, ale też ustalić PO CO w ogóle chcemy takiego, a nie innego celu. Po drodze pokazują nam także odkryć, jakie zasoby już mamy i że tak naprawdę często wcale nie zaczynamy — nie mając kompletnie nic.
Urozmaiceniem dziennika są motywujące cytaty, miejsce na krótkie notatki i ładne obrazki. Po każdym dniu autorki gratulują ci czasu poświęconego na wykonaną pracę. To bardzo fajne narzędzie dla osób, które uwielbiają wszelkie psychotesty i chcą się dowiedzieć, czego chcą od życia. Dla mnie największą wartość miało w momencie, kiedy mogłam przeglądać zapiski i na bieżąco modyfikować i wdrażać je do mojego harmonogramu dnia, będąc w końcu przekonaną, że skupiam się na tym, co chcę w życiu robić.
Dziennik Uczuć — Boonati
Długo szukałam czegoś tak fajnego, jak Dziennik Uczuć od Boonati i kiedy w końcu znalazłam — okazało się, że Natalia, która go stworzyła — zamyka firmę. Widziałam jednak, że dzienniki są jeszcze dostępne na allegro.
Uzupełnianie wieloletniego dziennika polega na odpowiedzi na krótkie pytanie każdego dnia, a po mniej więcej roku odpowiadamy drugi, a potem jeszcze za rok — trzeci raz na to same pytanie — dzięki czemu widzimy, jak nasze odpowiedzi zmieniają się w czasie i możemy zaobserwować swój rozwój. Albo, że… nic się nie zmienia i może wypadałoby popracować nad spełnianiem swoich marzeń. 😉 Ten jest akurat na 3 lata, więc jest szansa, że coś się u nas zmieni!
Oczywiście napisałam tu, że dobrze byłoby go uzupełniać codziennie, ale autorka specjalnie stworzyła nieco mniej pytań niż rok, aby nie czuć presji i móc siadać do niego, kiedy nas złapie wena. Dziennik Uczuć zawiera 315 pytań z kilku kategorii: twoja historia, finanse, ja, przyjaciel, moje wnętrze, rozwiązywanie problemów, moja pasja, moje relacje, moje zdrowie, pozytywne wibracje. Jako że pytania są podzielone na rozdziały — można sobie uzupełniać dziennik losowo. Jedna strona to jedno pytanie, jest tu miejsce na wpisanie roku (niestety cała data się nie mieści). Dziennik jest stworzony z myślą o kobietach, więc pojawiają się tu żeńskie końcówki i kobiece grafiki na początku każdego z rozdziałów. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żeby uzupełniał go mężczyzna, jeśli ma taką ochotę.
Dziennik Uczuć ma rozmiar małego zeszytu, zawiera żółtą wstążeczkę (dzięki której można zaznaczyć miejsce, gdzie skończyliśmy odpowiadać na pytania) i świetny dość miękki, nieprześwitujący papier, który dobrze chłonie tusz i przyjemnie się po nim pisze. Okładka się palcuje, ale trzeba przyznać, że cały dziennik ma bardzo szlachetny wygląd. Ja swój egzemplarz dostałam w zestawie z długopisem — jest tu gumka, do której można go przyczepić.
Widać, że pytania są przemyślane, ja lubię siadać do Dziennika Uczuć rano i staram się go uzupełniać na bieżąco. Kupiłam go z myślą, by wyłapywać w codzienności te mikro chwile, które dają Efekt Motyla w kolejnych latach. Przydaje się zwłaszcza na jesieni, kiedy trochę mniej jeżdżę i wydaje mi się, że mało w moim życiu się dzieje. No, wychodzi na to, że to nie do końca prawda!
Dziennik Wieloletni PSC
Dziennik Wieloletni od Pani Swojego Czasu, ale wymyślony przez Klaudynę Maciąg — jest pozycją bardzo podobną do Dziennika Uczuć. Dziennik Wieloletni jest jednak przewidziany na okres aż 5 lat! W takim czasie naprawdę można dostrzec swoją wewnętrzną przemianę!
Ma zupełnie inne pytania, więc nie ma wrażenia, że ciągle odpowiada się na to samo. Ja kocham je oba. 🙂 Książka zawiera 366 pytań na każdy dzień roku. Docelowo lepiej prowadzić go codziennie — na stronach jest miejsce do wpisania roku i zaznaczenia dnia tygodnia. Ponieważ datę wpisuje się samemu — nie trzeba czekać do 1 stycznia, aby zacząć go uzupełniać.
Pytania są twórcze, trzeba np. ocenić swój aktualny stan zdrowia w skali 1-10, albo powiedzieć co pomaga ci w trudnych chwilach. Czytając po roku swoją odpowiedź — sama będę zaintrygowana, co tam wysmarowałam. Bardzo fajne jest to, że w towarzystwie świąt — odpowiadamy na pytania z tym związane. Np. 1 listopada trzeba odpowiedzieć, którą z nieżyjących osób chciałoby się przywrócić do życia.
Na początku każdego miesiąca znajduje się karta z „Nowym Miesiącem”. Odpowiadamy tam jakie zmiany chciałoby się wprowadzić w nowym miesiącu, czy co dobrego się wydarzyło w poprzednim. Już po roku dziennik będzie więc świetnym podsumowaniem dobrych rzeczy, które nas spotkały. Ponadto uzupełniamy kartę za każdym razem w dniu swoich urodzin i na początku nowego roku. Aby nie pogubić się w dzienniku — znajdują się tu aż 3 wstążeczki.
Można go kupić w różnych kolorach (ja jednak od zawsze jestem team zielony), po kartkach zdecydowanie wygodniej pisze się długopisem. Twarda, solidna oprawa z gumką zamykającą całość sprawia, że jest znacznie większa szansa, że dziennik wytrzyma bez szwanku co najmniej 5 lat (w różnych warunkach, bo przecież nie zawsze wypełnia się go w domu).
Co-Dziennik
Co-dziennik Lucyny Klimczak w pierwszej chwili przypomina pozycje w stylu „Zniszcz ten dziennik. 365 sposobów na stratę czasu”. ALE! Tej książki się nie niszczy. Do jej uzupełnienia wystarczy najzwyklejszy długopis i chęci. Zachęcająca okładka sugeruje, że patrzymy w zabrudzone lustro, co świetnie koresponduje z pytaniami wewnątrz. Książka, czy raczej dziennik — ma 365 pytań, można ją regularnie prowadzić przez rok i faktycznie sporo się o sobie dowiedzieć, zwłaszcza od tej nieformalnej, kreatywnej strony, którą schowaliśmy do pudełka, w momencie, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że przestaliśmy być dziećmi.
Tuż po jej przekartkowaniu (książki zamawiam głównie przez internet) – stwierdziłam, że ma różnorodne pytania, ale niektóre są trochę głupkowate. Jednak po próbie odpowiedzi, okazywały się wcale nie takie durne. 😉 Uwikłani w dorosłe schematy, często nie zastanawiamy się nad prostymi rzeczami. Na przykład — twoim zadaniem jest policzyć dowolną metodą, ile wschodów słońca przeżyłeś. Pytanie niby banalne, ale potem w myślach zastanawiasz się, ile tych wschodów w rzeczywistości widziałeś. Ze 20? Na ponad 1000 przeżytych? Trochę słabo.
Innego dnia masz wystawić sobie gratulacyjny dyplom za coś, co robisz. Albo odpowiedzieć, w jakich kwestiach nie można ci ufać. Potem należy sobie wyobrazić, że świat ci sprzyja — możesz być, kim tylko chcesz, więc jakie jest twoje nowe ja? W jakie kłamstwa wierzysz, o co chciałbyś zostać poproszony, zrób sobie awanturę — to tylko niektóre z kwestii, które pozwolą ci się nad sobą zastanowić. Tym bardziej że pytań jest dużo i różnych, ale po wykonaniu wszystkich — zaczniesz zauważać, że na niektóre odpowiadasz podobnie. Na przykład za każdym razem wyobrażasz sobie, że jesteś piękna, albo że leżysz na rajskiej wyspie i odpoczywasz. I wtedy już jest jakiś pomysł jak pociągnąć to dalej, o czym NAPRAWDĘ marzysz. Może kolie ci wcale nie potrzebne do szczęścia.
Część zadań polega na wpisaniu kilku słów, innym razem Co-dziennik zachęca cię do i wpisania swoich przemyśleń. Kilka razy wpada autozadanie. Jednego dnia masz polecenie w formie zabawy, innego — książka skłoni cię do przemyśleń. Autorka dała z siebie wiele i możesz np. napisać, co doprowadza cię do szału, w formie… telegramu.
Od strony graficznej Co-dziennik prezentuje się bardzo ładnie. Na stronach są tematyczne obrazki nawiązujące do treści pytania, jest też miejsce na wpisanie daty, dlatego kupując dziś — możesz od razu wziąć się za rozwiązywanie od pierwszej niezapisanej strony. Książka jest dobra dla dorosłych, którzy niekoniecznie są gotowi na rozwój w stylu „najlepsza wersja mnie”, ale chętnie dowiedzą się o sobie czegoś więcej.
Dom w twojej głowie
Dom w twojej głowie to dziennik rozwojowy, w którym znajdziesz aż 100 pytań dotyczących rozwoju osobistego. W środku czeka nas wyprawa w głąb siebie przy użyciu metafory domu. W kolejnych rozdziałach odwiedzamy nieśmiało próg, wchodząc coraz dalej przez kolejne pokoje — do salonu, strychu, czy piwnicy.
Jeśli masz problem z odpowiedzią na pytania: jakie masz potrzeby, czy co tak naprawdę lubisz, jakie masz marzenia, kim się czujesz i kim jesteś — to dobra propozycja dla ciebie. Zeszyt pomaga poznać siebie, dać nam zalążek tego, w jakim miejscu stoimy. Odpowiadamy m.in. na pytania: z czym nam się kojarzy słowo „dom”, co nas rozbawia, co jest naszym największym osiągnięciem, kto nas inspiruje, jaki mamy największy cel. Dom w twojej głowie stanowi doskonałą bazę, żeby zastanowić się, co chcemy z tą wiedzą zrobić — jak dotrzeć z punktu, w którym jesteśmy — do realizowania własnych marzeń, przy byciu lojalnym wobec swoich wartości.
Nie rozwiązuje się go jednego dnia, to raczej praca na tygodnie niż przewidziana do codziennej pracy. Czasami proste pytanie zablokowało mnie na kilka dni i nie bardzo wiedziałam co napisać. Odpowiedź musiała we mnie dojrzeć.
Jest to zdecydowanie najładniejsza propozycja ze wszystkich wymienionych — powstał w Pracowni Zeszytów, a firma o takiej nazwie nie powinna wypuszczać chały. 😉 Ma fantastyczny papier, wspaniały dla tych, którzy nie wyobrażają sobie nie używać pióra. Dodatkowym plusem jest otwieranie się na płasko, co ułatwia pisanie. Twarda okładka jest z… lnu. Jest piękna, ale zdecydowanie trzeba uważać nad zachlapaniem jej. W środku znajdują się piękne, tematyczne grafiki. Co kilka stron jest miejsce na prywatne zapiski, czy przemyślenia.
Droga Artysty
Ta książka w przeciwieństwie do wymienionych pozycji – nie służy do wypełniania, jednak uważam, że świetnie tu pasuje. Julia Cameron stworzyła 12-tygodniowy program, w którym pomaga odnaleźć nam w sobie wewnętrznego, często uśpionego artystę. W jej rozumowaniu nie należy tak nazwać jedynie osoby, która pisze, bo każdy z nas ma w sobie twórczy potencjał do różnych kreatywnych rzeczy. Droga Artysty ma być pomocą dla wszystkich tych, którzy stosują autosabotaż; uważają, że twórczość to strata czasu, czy są przekonani, że już dla nich za późno na jakiekolwiek zmiany w życiu. To też świetna książka dla tych, którzy całą swoją energię poświęcają na… rozwijanie innych, kompletnie nie poświęcając czasu sobie. Jeśli zazdrościsz talentu ludziom, a sama masz wrażenie, że też byś tak mogła ALEEEEE – ta książka jest dla ciebie.
Przyznam, że książka bardzo mnie zaintrygowała na początku pandemii, więc od razu ją zakupiłam w wersji papierowej (teraz jest dostępna w abonamentach np. na Legimi). Wykonałam cały program i stwierdzam, że faktycznie dała mi kopa do działania.
Nie czyta się jej na raz, a właśnie w tygodniowych odstępach. Na kolejnych stronach znajdują się różnorodne ćwiczenia, które mają pomóc poradzić sobie z wewnętrznym krytykiem, czy oczekiwaniami innych osób. Zmierzamy się ze swoimi przekonaniami np. że artyści to biedota, więc nic dziwnego, że nie chcemy nimi zostać.
Miejscami treści z książki pokrywają się z ćwiczeniami z Dziennika Coachingowego, a ponoć i terapeuci wykorzystują niektóre z ćwiczeń w terapiach swoich pacjentów. Mamy więc tu takie zadania jak szukanie odpowiedzi, dlaczego się zablokowaliśmy – np. mamy przypomnieć sobie sytuacje, w których ktoś kiedyś skrytykował naszą twórczość, co na nas destrukcyjnie zadziałało i stwierdziliśmy, że to faktycznie głupie, przestając to robić. Uczymy się jak odróżniać krytykę konstruktywną od destrukcyjnej.
Codziennie jesteśmy zachęcani do pisania trzech „porannych stron” na papierze, bo pisanie ręczne zupełnie inaczej oddziałuje na mózg. Tych stron się nie czyta i nie daje nikomu do przejrzenia – naszym zdaniem jest po prostu wyrzucenie z siebie złych emocji i wydobycie artystycznego ducha na wierzch. Książki nie da się ocenić bez jej przerobienia, dlatego lepiej potraktować ją w kategoriach kursu i zrobić wtedy, kiedy wiemy, że będziemy mieli trochę miejsca w kalendarzu na własny, codzienny rozwój.
Ze strony wizualnej w książce można znaleźć różne złote myśli sławnych (i tych mniej) ludzi, jest podzielona na cześć teoretyczną i zadania praktyczne. Drażnić niektórych czytelników może odwoływanie się do (S)twórcy, ale skoro ja to przełknęłam, to i ty dasz radę. 😉
Dodaj komentarz