Strona główna » Deathloop | Recenzja | Pętla naprawdę dobrej zabawy

Deathloop | Recenzja | Pętla naprawdę dobrej zabawy

Dawno tak dobrze nie bawiłem się shooterem jak w ostatnich dniach Deathloopem!

Deathloop to swoisty syn marnotrawny, który zawitał na Xboxie po rocznym poślizgu. Nie jest to spowodowane kiepską jakością produktu (bowiem gra jest unikalna), który trzeba patchować by dało się grać. Jest to pokłosie wielkiego, wartego 7,5 mld $ przejęcia Bethesdy przez Microsoft. Gigant z Redmond obiecał szanować wszystkie zawarte przez Bethesdę umowy i słowa dotrzymał. Jedną z tych umów była czasowa ekskluzywność Deathloopa na PlayStation.

Deathloop pokazuje, że cały czas jest miejsce na ciekawy gameplay

Gdybym zaczął ten tekst słowami, że oto dostajemy grę, w której w kółko poruszamy się po tych samych lokacjach, wykonując te same zadania i odtwarzając ten sam dzień najprawdopodobniej przerwałbyś czytanie go twierdząc, że gra jest nudna do bólu. I szczerze mówiąc nie dziwiłbym się bo zrobiłbym dokładnie tak samo.

Tym większe słowa uznania kieruję do twórców tytułu, studia Arkane. Zaprojektowanie gry, która będzie oparta na powtarzalnym cyklu będąca przy tym piekielnie dobrą pozycją jest niesłychanie trudne. A im się to udało.

Niestety, nie da się zagrać 🙁 Ale fajny easter egg!
Niby to samo, a inaczej

Zabawę zaczynamy na plaży, gdy nasz bohater budzi się nie wiedząc nawet kim jest ani dlaczego się tutaj znalazł. Dokładnie tak samo jak gracz. Gra bowiem niczego nie wyjaśnia, wrzucając nas od razu do gry. Po chwili dysponujemy podstawową wiedzą: nazywamy się Colt i wylądowaliśmy na wyspie Blackreef na której mieszkańcy… nie mogą umrzeć. Wszyscy tkwią w tym samym dniu przeżywając go na nowo a naszym zadaniem jest przerwanie ów pętli. Zadanie tylko z pozoru wydaje się proste! Na przeszkodzie stoi przede wszystkim amnezja i wyładowani arsenałem przeciwnicy. Colt jest tutaj sprowadzony do roli buntownika, wręcz sabotażysty toteż każda napotkana postać nie jest do nas zbyt przychylnie nastawiona.

Śmierć powoduje rozpoczęcie pętli na nowo. Gracz jednak przed „śmiercią ostateczną” i resetem pętli ma jeszcze 2 szanse na rehabilitację. Po utracie całego paska życia, specjalna zdolność cofa nas o kilkadziesiąt metrów wstecz, pozwalając spróbować naprawić swój błąd bądź uciec. Jeśli nam się nie uda, konsekwencje są dość bolesne: utrata całego zdobytego ekwipunki i reset pętli do stanu początkowego.

Dobra, ale jak przerwać ten horror?

Historia szybko uczy nas, że przerwać pętlę możemy tylko eliminując Wizjonerów. To oni są twórcami tego zakrzywienia czasowego, swoistego eksperymentu w którym jesteśmy tu uwięzieni. By tego dokonać, musimy dotrzeć do wszelkich informacji na ich temat, poznać ich samych łącząc strzępki wiedzy i zaplanować cały cykl.

Dzień jest bowiem podzielony na cztery pory dnia a różni Wizjonerzy pojawiają się w różnych miejscach o różnej porze. Jako gracz, musimy przeczesywać lokacje w poszukiwaniu najmniejszych detali czy podpowiedzi, które posłużą nam za wskazówki dotyczące tego jak funkcjonuje ten świat. To jedna z tych gier, w których dobre kojarzenie faktów jest kluczowe i równie dużo spędza się na czytaniu wszelkich artykułów czy notatek, co na samym strzelaniu.

Strzelaj, skradaj się lub uciekaj

Chociaż gra ograniczona jest do kilkunastu lokacji nie sposób się w nich nudzić. Każdy z poziomów został zaprojektowany w fantazyjny sposób pozwalając na różne sposoby pokonania go. Możesz lecieć niczym kamikaze i strzelać przed siebie jak w Unreal Tournament, możesz skradać się i eliminować przeciwników po cichu lub w ogóle unikać starcia pozostawiając wszystkich żywych. Styl jaki przyjmiesz jest zależny wyłącznie od siebie.

Na pewno możesz je wzajemnie łączyć by podejść do problemów pragmatycznie. Eliminując jednego przeciwnika głośno, zwrócisz uwagę pozostałych, którzy zainteresowani hałasem podejdą. W tym momencie możesz ich zabić po cichu, lub obejść dookoła niepoostrzenie w dal.
Podobnie jest z różnym typem broni. Są ciche jak noże czy gwoździarka, pistolety strzelby na karabinach kończąc. Te znaleźne zwykle są marnej jakości i potrafią się zaciąć podczas zwartej akcji, co nasz bohater nie pozostawi bez komentarza.

Osobny akapicik należy się specjalnym tabliczkom. Jest to rodzaj modyfikatorów, które wpływają na umiejętności Colta. Aktywując je możemy np. wyżej skakać, dawać mocniejsze ciosy nogą lub być bardziej odporni na obrażenia. Te oczywiście, podobnie jak broń, przepadają gdy tylko zginiemy permanentnie.

Tej gry można się też… nauczyć!

Oprócz sposobów na pokonywanie map warto też wspomnieć o tym, że gry zwyczajnie można się nauczyć. Rozmieszczenie amunicji, broni czy tabliczek jest zawsze to samo. To oczywiste, w końcu to pętla. Dlatego też pomimo permanentnej śmierci można szybko dojść do podobnego uzbrojenia biegając po znanych nam już miejscach w lokacjach. Na pomoc przychodzi też Rezydium. Jest to zasób, który zdobywamy po pokonaniu Wizjonera lub wchłaniając go z pojedynczych przedmiotów na mapie. Ten zasób pozwala nam zachowaniu broni po śmierci lub zakończeniu dnia. Warto więc się rozglądać bowiem jako, że jest to najcenniejsza waluta – jest jej wyjątkowo mało i trudno dostępna.

Deathloop na Xboxie jest śliczny

Szalenie podoba mi się design postaci, poziomów jak i wplecionego w niego humoru. Relacja pomiędzy Coltem a Julianą (główną antagonistką) jest przezabawna i pokręcona. Sam aktor grający Colta ewidentnie też się dobrze bawił, bo pomimo faktu, że klnie jak szewc robi to w sposób, że trudno powstrzymać się od uśmiechu.

Stylistycznie gra kojarzy mi się z mixem BioShocka z Doomem. Strzela się tu świetnie, a lokacje zaprojektowane są z pomysłem. Są wielopoziomowe kolorowe, pełne detali i znajdek. Całość jest szalenie spójna i czytelna.
Na Xboxach możemy wybierać pomiędzy aż czterema trybami graficznymi w wersji na Xbox Series X:
– 4K/60FPS priorytet płynność
– 4K/60FPS priorytet grafika,
– 4K/30FPS raytracing,
– 1080p/120FPS VRR.

Oraz dwoma trybami graficznymi dla Xbox Series S:
– 1080p/60FPS priorytet płynność,
– 1080p/60FPS priorytet grafika”

Wydanie gry zawiera już wszystkie patche oraz zawartość GoldenLoop uwzględniającą nowe bronie, przeciwników oraz rozszerzone zakończenie.

Uwagi? Niewielkie

Będąc szczerym to w zasadzie jedna: Gra bywa niestabilna. Na kilkanaście godzin grania wysypała mi się trzykrotnie do dashoboardu. Boli to szczególnie, że… jest to równoznaczne z permanentną śmiercią w grze i musiałem każdorazowo rozpoczynać pętle na nowo. Myślę, że to kwestia dni aż gra zostanie załatana i stabilność zwiększona, acz uważam, że w grze tego typu jest to niedopuszczalne.

Deathloop pokazuje, że cały czas jest miejsce na inowacje

Niecodzienna mechanika wymieszana z humorem oraz ciekawym stylem graficznym tchnęła powiew świeżości w nieco skostniały już gatunek shooterów. Gra potrafi być dynamiczna lub ślamazarna ale jest to wyłącznie wynik narzuconego stylu gry przez gracza. Graj jak ci się podoba w sposób w jaki ci się podoba. Ciekawa fabuła tylko dodatkowo motywuje do kolejnych sesji gry i, pomimo że w kółko zwiedzamy te same lokacje nie sposób się tu nudzić.

Gra dostępna od roku na PlayStation oraz Epic Store dziś debiutuje na Xboxie w postaci cyfrowej oraz abonamentowej (Game Pass) a dla kolekcjonerów będzie też miało wydanie pudełkowe dzięki wydawnictwu Cenega.

Grę do recenzji dostarczył polski oddział Bethesdy za co serdecznie dziękuję!

Filip Turczyński

Zawodowo inżynier jakości oprogramowania. Pracowałem przy kilku grach w tym przy Wiedźminie oraz w firmach LG i Samsung przy telefonach komórkowych. Pasjonat i kolekcjoner gier (kilkaset) i konsol (24). Uwielbia aktywnie spędzać czas wolny ze swoją rodziną.

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Chcesz więcej? Dołącz do grupy!

Spodobało się? Polub :)

Instagram

Instagram has returned empty data. Please authorize your Instagram account in the plugin settings .