Długo czekaliśmy na tegoroczny urlop. Pierwsza połowa roku minęła nam błyskawicznie, przepełniona wrażeniami i intensywnym zwiedzaniem. Nie oszukujmy się jednak – weekend do dwutygodniowych wakacji ma się nijak, ciała i umysły muszą wyciszyć się i zregenerować przed nadchodzącymi mrozami. Jako że w budżecie dziura – skorzystaliśmy z zaproszenia moich rodziców i wybraliśmy się do Urli.
Miejscowość Urle położona nieopodal spokojnej rzeki Liwiec, oddalona zaledwie godzinę jazdy od stolicy – była w latach osiemdziesiątych znanym kurortem wypoczynkowym
W przeciwieństwie do Zalewu Zegrzyńskiego woda w rzece jest przeźroczysta i, mimo że miejscami przypomina brodzik – zachęca do zażywania kąpieli zarówno wodnych, jak i słonecznych. Pomimo postępującej urbanizacji, znajdziemy tutaj wciąż wiele tradycyjnych elementów charakterystycznych dla tego miejsca: podniszczone – obite drewnianymi sztachetami domy z przeszklonymi werandami, kapliczki, zabudowania rolne, pola, łąki… Szkoda bezpowrotnie utraconych widoków pasącej się trzody, skubiących tu i tam kur oraz płotów z drewnianych sztachet.
W słynnym ośrodku wypoczynkowym w Urlach poznali się moi rodzice, ja sam także mile wspominam wakacje spędzone w tych okolicach. Myliłby się jednak ten, który sądzi, że wioska jest wypełniona po brzegi atrakcjami i rozrywkami. Nie będę czarował – to typowa, polska mieścina, w której największymi atutami są bliskość rzeki, lasy pełne grzybów (gównie borowików) i jagodziny.
Szczytem rozrywki jest pójście do kościoła
Powiem szczerze, że to jedyny kościół, do jakiego czasami przychodzę, ponieważ robi za swoiste centrum kulturowe. Tutejszy proboszcz wyjątkowo dba o zainteresowanie społeczności i letników. Przez cały okres wakacyjny odbywają się tu regularnie występy, przedstawienia i imprezy plenerowe.
Odbywały się tu koncerty Wodeckiego, Frąckowiak, czy innych – lepiej lub gorzej ci znanych postaci – a przeplatane są wydarzeniami bezpośrednio skierowanymi do dzieci. Przykładem jednego z takich było, chociażby zorganizowanie wioski indiańskiej (którą można też odwiedzić samemu w Borzychach). Najmłodsi mogli sprawdzić się w strzelaniu z łuku, płukaniu złota, czy wyścigu węży.
Dodatkową atrakcją, która zmusza nas do przychodzenia tu raz na kilka dni – jest mini zoo (z kucykami, kozami, królikami i osiołkami) oraz niewielki plac zabaw, całkiem niezły jak na standardy wiejskie.
Tak. Zdecydowanie nazwa letnisko, nie jest tu przypadkowa. To miejsce dla każdego, kto lubuje się w leżakowaniu, słuchaniu ciszy i grillowaniu
Jednak nie samym odpoczynkiem człowiek żyje – więc przez najbliższe dni na blogu będzie wyjątkowo swojsko. Pokażemy ci nie tylko Urle, ale także wiele innych, magicznych miejsc w najbliższej okolicy. Zwiedzimy zatem Jadów, gdzie spróbujemy lodów lokalnego producenta oraz pójdziemy na wiejski targ. Przejedziemy przez Mostówkę, gdzie zobaczymy wrzosowiska. Zajrzymy do Wyszkowa, Węgrowa, Broku i wielu, wielu innych miasteczek. Tymczasem ty wracaj do pracy, a my rozpoczynamy nasz wypoczynek!
super się czyta, aż chciałoby się tam być ;P
też uwielbiam Urle…
kiedyś będąc dzieckiem spędzałam tam wakacje..
to prawda, pójście nad rzekę albo do Kościoła to jedyne rozrywki 😉 …. ale to i tak świetne miejsce do wypoczynku z dziećmi.
Bardzo fajnie się Ciebie czyta
Bardzo dziękuję za miłe słowa!
Tak, Kościół to faktycznie jedna z niewielu „rozrywek” ale przecież to doskonała baza wypadowa do okolicznych miejsc! A tam już jest w czym przebierać 🙂