Jesień nie jest moją ulubioną porą roku na zdjęcia rodzinne. O ile latem, czy zimą — moje foldery na pulpicie pęcznieją od nieprzebranych zdjęć z serii — wszystkie do wywołania, tak jesienią nie robię ich prawie wcale. Jest zimno, ponuro, a ludzie kulą się od zimna i wychodzą jak smutne postaci, które mają ochotę schować się pod pierzyną i nie wychodzić stamtąd, aż do wiosny. Pod tym względem jeszcze do niedawna zazdrościłam aktorom z hollywoodzkich produkcji, gdzie na każdym „typowo jesiennym” ujęciu — pomykali malowniczą uliczką, z przewieszonym niedbale szalikiem przez szyję — bez żadnej kurtki, trzymając w dłoni kawę w papierowym kubku. Bohaterowie jedzą sobie mocno pomarańczowe, dyniowe ciasto, a w tle drzewa rozświetlają dzień żółciami i czerwieniami.
No ja tak nie mam. A przynajmniej nie ciągle.
Na początku jesieni, kopnięta przez zmiany temperatury, poczucie nieustannego zimna i pierwsze choróbska — też mam potrzebę zobaczyć coś fajnego w jesieni, za co mogłabym być jej wdzięczna. Każdy sezon zaczynamy więc od spaceru po lesie, po nowych trasach. Cóż, przyznam, że świętokrzyskie jest pod tym względem idealne — góry mają najstarsze, ale najniższe, więc jak pogoda nagle się zmieni — to szybko znowu jesteś na dole. Głazy porośnięte są jarzącym się mchem, co nawet przy braku liści na drzewach korzystnie wygląda.
Poza tym jest tu tak bardzo blisko z Mazowsza. Wystarczy wstać trochę wcześniej i po 2,5 h jesteś na miejscu. Bez problemu możesz wrócić tego samego dnia do domu. Bardzo takie jednodniowe wypady polecam. W tym roku korzystaliśmy z tego często, zwłaszcza gdy pogoda nas nie zachwycała. Ostatniego weekendu, kiedy w Warszawie lał deszcz — w Kielcach było pochmurno, ale przyjemnie. W sam raz na wycieczkę w te strony, zwiedzanie kilku klimatycznych atrakcji, a w tym także Dyniowej Planety.
Dyniowa Planeta
Lubię wiedzieć, co kieruje ludźmi, którzy otwierają różne atrakcje w Polsce i na świecie. U twórców Dyniowej Planety można chyba mówić o ogromnej spontaniczności, biorąc pod uwagę, że od idei do realizacji minęło raptem niecałe 3 dni. To znaczy, jeśli chodzi o farmę jako atrakcję turystyczną, bo samo wysiewanie dyniek i czekanie na zbiory zajęło im odpowiednio więcej czasu. Tradycją właścicieli było robienie sobie co roku zdjęcia z dyniami. W tym celu kupowali różne rekwizyty i zwozili je na ogródek swojego taty. Jednak skoro w okresie pandemicznym zdecydowali się obsiać całe pole dyniami, mieli już więc swoje własnoręcznie wyhodowane dynie i aranżację na prywatne potrzeby — pomyśleli, że może warto byłoby udostępnić ją innym. W pierwszym sezonie od swojej decyzji — oczywiście wpuszczali wszystkich za darmo, ale pomysł tak chwycił i sprawdził się w praktyce, że Dyniowa Planeta jest otwierana co roku już za opłatą.
Jest to jedno z ostatnich takich miejsc na mapie Kielc, gdzie pole jest dalej wykorzystywane zgodnie z jego pierwotnym przeznaczeniem. Idąc na szczyt niewielkiego zbocza — po drodze mijamy kolorowe odmiany, które kuszą swoją fakturą i kolorami. Szybko dostrzec można, że pomarańczowy to akurat najmniej ciekawy kolor dla dyni. W Dyniowej Planecie są odmiany żółte, zielone, podwieszane, podłużne, w paski, w kropki, w ciapki, białe, kremowe, szare i o dziwnej chropowatej strukturze. Właściciele kupili nasiona w agrocentrum — i nie mogąc zdecydować się na sadzonki, kupili ich więcej. Część z nich pochodzi z Japonii i Ameryki. Do uprawy nie wykorzystują nawozów, dzięki czemu takie warzywo smakuje lepiej, a na pewno jest zdrowsze. Można tu kupić dynie do dowolnego dania albo do różnych wycinanek — do dekoracji domu na Halloween, czy tak po prostu — jesiennej aranżacji mieszkania.
Instadynia
Tuż za polem, na szczycie małej góry — znajduje się ta bardziej Instagramowa część Dyniowej Planety. To właśnie tutaj można poszaleć ze zdjęciami, które można potem dowolnie wkleić do albumu, czy na swoją ściankę Facebooka lub Instagrama.
Miałam okazję wybrać się do co najmniej kilku podobnych dynio-miejsc i przyznam, że w Dyniowej Planecie ujęło mnie to, że jest ona nastawiona na zdjęcia właśnie. Czyli nie, że płacisz za tło do różnych aranżacji, ale w tle ktoś gania króliki, jest jakiś labirynt, a obok nastolatek rzuca kukurydzą do kosza. Jedynym odstępstwem jest bodajże granie w dyniowe kółko i krzyżyk albo rzucanie ringiem na ogonki dyń. Jestem ciekawa, jak Dyniowa Planeta będzie rozwijała się dalej, bo to stosunkowo młode miejsce, ale na ten moment bardzo mi się podoba, że skupiła się przede wszystkim na ładnej aranżacji. Dzięki temu wyróżnia się na tle tego typu miejsc, a odbiorcami stają się przede wszystkim osoby, które liczą na udane zdjęcia. Wystarczy spojrzeć, co dzieje się z dynio-miejscami, które mają „wszystko”. Po czasie stają się atrakcjami dla mas, gdzie owszem atrakcję odhaczysz, ale ciągle nie jesteś usatysfakcjonowany. Nacisk na ładne aranżacje spada, a w to miejsce robi się pseudo dynia-lunaparki, które jednak nie są aż takie finansowo super za bądź co bądź — ale oglądanie dyń.
Jest tutaj kilka ciekawych pomysłów na zdjęcia jak oryginalny wóz hrabiego z Sędziszowa, niebieski Żuk i traktor Ursus. Do wszystkich można wsiadać. Pomysłów na fotki można mieć naprawdę nieskończoną ilość i tylko od ciebie zależy, co jesteś w stanie zrobić dla udanego ujęcia. Według mnie pojawiając się na Dyniowej Planecie, dobrze przede wszystkim zadbać o swój outfit — czyli np. kalosze, kozaki, czy ubrania, które oddają porę roku. My przyszliśmy tu na luzie, trochę przy okazji — ale i tak jestem zadowolona.
Fajne jest to, że dekoracje są wykonane z naturalnych materiałów, i właściwie mało tu plastiku.
Dla kogo?
Lokalizacja Dyniowej Planety jest bardzo dobra, bo z jednej strony czujemy się jak na wsi — dookoła otaczają nas pola, a z drugiej strony — to jednak ciągle centrum miasta! Łatwo tu dojechać przy okazji zwiedzania innych kieleckich atrakcji albo przy okazji — bez potrzeby zaglądania na deptak Sienkiewicza. Tak jak wspomniałam — Dyniową Planetę w Kielcach odwiedziliśmy przy okazji zwiedzania innych atrakcji Świętokrzyskiego. Polecam to rozwiązanie, jeśli nie jesteś z tych okolic, a nie jesteś jakimś bardzo zaawansowanym fotografem i nie zamierzasz tu spędzić pół dnia. Aby zrobić udane ujęcia, potrzebujesz co najmniej 30-40 minut, aparatu (może być w telefonie) i chętnego do sesji. Tło do zdjęć będziesz mieć przygotowane. Pamiętaj, aby wcześniej sprawdzić prognozę pogody, ponieważ przy intensywnych opadach deszczu atrakcja może być nieczynna.
Dyniowa Planeta (z perspektywy gościa) to w pierwszej kolejności miejsce na ładne zdjęcia, a w drugiej — miejsce, gdzie kupimy wiele odmian dyni. Odmian jest ponad 50, a wybierać można pomiędzy dekoracyjnymi a jadalnymi. Spróbować wszystkich odmian w jednym sezonie, może być prawdziwym wyzwaniem, więc tę przyjemność raczej trzeba rozłożyć sobie na lata.
Dyniowa Planeta
ul.Pieszkowska 137, Kielce
Dyniowa Planeta na Facebooku
Dodaj komentarz