Moją pierwszą grą RTS, przy której spędziłem długie godziny – był Earth 2140. Jednak moje serce na długie lata skradło Dark Colony. Obiektywnie była to gra raczej z kategorii średniaków, ale jednak miała w sobie coś, co pochłonęło mnie w niej całkowicie. Znałem ją na wylot i potrafiłem wskazać silną i słabą stronę każdej jednostki.
Potem poszło już maszynowo: Total Commander, Supreme Commander, Age of Empires… przez długie lata grałem w zasadzie we wszystko, co wpadło mi w dłonie, nie zagłębiając się nawet zbytnio w chronologię wydania gier. Na dłużej pozostałem przy Homeworldzie, który był prawdziwie kosmiczną strategią oraz jego polskim klonem – Starmageddonem od Lemon Interactive (palec w górę, kto pamięta?).
Recenzja gry z 2016 roku?
Tak, bowiem Stellaris po raz pierwszy zadebiutowało blisko 4 lata temu, w 2016 roku. Ich twórcy – Paradox, to prawdziwi weterani gatunku gier strategicznych. Są autorami tak zacnych gier, jak Europa Universalis czy Cities Skylines. Strategie mają jednak to do siebie, że w dużej mierze omijają konsole. Przyjęło się, że pady nijak mają się do wygodnego grania. Jako pierwsze szlak przetarło Halo Wars, pokazując, że da się i można.
Końcówka generacji sprzyja jednak kolejnym transferom i tak zawitaliśmy moje przeukochane Civilization VI oraz absolutnie przegenialny Frostpunk od polskiego 11 bit Studios. Jako że o Stellaris słyszałem wiele dobrego, nie mogłem się doczekać aż i ta gra trafi do napędu mojej konsoli.
Odkrywaj wszechświat, podbijaj nacje
Grę rozpoczyna się jako jedna z cywilizacji u progu odkrycia technologii nadświetlnej. Wśród cech, jakie możemy przypisać swojej nacji – jest nastawienie polityczne, ustrój, czy aspekty cywilne. Każda taka modyfikacja ma wpływ na przebieg rozgrywki, czy będziemy trafiać na inne cywilizacje i czy wygramy.
Gra jest niczym Europa Universalis, ale w kosmosie. Większość czasu spędza się na analizowaniu tabelek, ekranów czy różnych współczynników, a zamiast podbijać inne państwa – odkrywa się tutaj inne galaktyki. Do naszych zadań należy również rozwijanie technologii, kolonizowanie planet, korzystanie z ich dóbr, ustawianie punktów wydobycia, budowanie armii, czy myślenie nad lokalizacją struktur obronnych.
Gdy nasze struktury się rozwiną wraz z przejmowaniem kolejnych galaktyk – naszych obowiązków też przybędzie. Trzeba wówczas planować rozwój, mocno zainteresować się polityką, by wiedzieć, kiedy podpisać sojusz z przeciwnikiem, a kiedy wypowiedzieć wojnę. Warstwa mechaniki jest więc bardzo satysfakcjonująca. Gry Paradoxu słyną ze swojej złożoności i nie inaczej jest w tym przypadku.
Z prędkością ś…limaka
Jak każda gra od Paradox, także i ta wymaga setek godzin. Tak po prawdzie, rozgrywka bardziej przypomina kosmicznego Excela niż grę jako taką, przez co jest to tytuł dość niszowy i z pewnością nie dla każdego. Gra jest wymagająca czasowo. Potrzeba dużo skupienia i wielu godzin, by zrozumieć mechanikę zabawy na tyle, by zaczęła ona sprawiać przyjemność. A dodatkowym utrudniającym elementem jest spadek płynności. Często gra się przycina powodując frustrację. A szkoda, bo chociaż gra wygląda ładnie, to nie na tyle, by usprawiedliwiało to takie spadki płynności.
Grania nie ułatwia też bardzo skomplikowana obsługa. Twórcy robili wszystko, by grało się komfortowo na telewizorze, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że gra wręcz krzyczy do mnie, by podłączyć klawiaturę i myszkę, czego nie odczułem przy Halo oraz Cywilizacji.
Dla koneserów gatunku
Jeżeli zastanawiasz się, czy zagrać w Stellaris – to tak, warto. Jednak tylko w przypadku, gdy grałeś już w inne gry od Paradoxu albo masz ogranych kilka strategii. Jeżeli byłoby to pierwsze zetknięcie się z tym gatunkiem gier, to lepiej sobie odpuścić. Gra naprawdę jest gigantyczna i – będąc uczciwym – by poznać jej wszystkie walory potrzeba tygodni grania.
Dodaj komentarz