Bardzo lubię nowe rzeczy stylizowane na te w duchu PRL-u. Na blogu pisałam już o książce Mam 30 lat. Materiały do ćwiczeń i Brulion zabaw. Kiedy w jednej z moich ulubionych internetowych księgarni zobaczyłam propozycję kupna książki z serii: Gdy rodzice byli dziećmi Izabeli Łazarczyk-Kaczmarek – od razu pomyślałam o córce. To zawsze coś innego i oryginalnego w przeciwieństwie do nowoczesnych rebusów, zgadywanek i labiryntów, które też z chęcią rozwiązuje, ale ma już tego dużo. Do koszyka wrzuciłam od razu dwie książki: Gdy rodzice byli dziećmi Jesień i Gdy rodzice byli dziećmi Modele.
Gdy rodzice byli dziećmi. Jesień
Seria książek: Gdy rodzice byli dziećmi to prócz jesieni także inne pory roku. W zależności od pory, którą sobie wybierzesz – wewnątrz będą czekały trochę inne zadania.
Książka jest dopracowana w najdrobniejszych szczegółach – od szaty graficznej, po zdjęcia i zagadki. Na kolejnych stronach trzeba uzupełniać proste polecenia takie jak: wykreślanie literek, projektowanie na kartce mundurka szkolnego i tabliczki z hasłem w stylu PRL, pisanie listu do Mikołaja, wyszukiwanie szczegółów; czy robienie topowej „pamiątki turystycznej”, która składała się z kilku złączonych ze sobą pocztówek.
Prócz tego przygotowano sezonowe zadanka i historyjki. Znajduje się tu opis Dnia Wszystkich Świętych, wyjaśnienie czym były pracownicze ogródki działkowe albo kim był Przodownik Jesiennych Prac. Bardzo dużo poleceń dotyczy ogólnie czasów PRL-u od 1952 do 1989 roku. Dzieciaki zapoznają się z takimi pojęciami jak prodiż, meblościanka, czy ogórek, a to wszystko w bardzo przyjemnej i lekkiej formie.
Gdy rodzice byli dziećmi. Modele
Doskonale pamiętam, jak w podstawówce musieliśmy wycinać różne postaci, czy samochodziki, a potem sklejać je w odpowiednich miejscach, żeby wychodziły przestrzenne figurki. Zawsze wycięłam jakiś kawałek za dużo i później musiałam kombinować co zrobić, żeby moja praca mimo to w jakiś sposób się trzymała. Przyznaję – nie cierpiałam tego!
Teraz dzieciaki mają znacznie prościej, bo wycinanek coraz mniej, a zamiast tego są „wypychanki”. Czyli po prostu podważasz tekturkę i obrazek „sam” się odrywa, przy twojej delikatnej pomocy. Banał! Córka oczywiście od razu podjęła się wyzwania, jak usłyszała, że to trochę bardziej yyy… skomplikowane niż to, co robiła do tej pory.
Aby zacząć korzystać z książki „Gdy rodzice byli dziećmi Modele” potrzeba nożyczek, kleju albo taśmy klejącej. Do niektórych modeli można użyć plasteliny i farbek.
Cała książeczka jest stylizowana na zeszyt prac. Okładka jest szara, ale kartki i grafika wewnątrz są bardzo przyjemne dla oka. W środku, dla designu – znajdują się trzy autentyczne fotografie między innymi z Narodowego Archiwum Cyfrowego.
Dziecko może wyciąć tu:
- Postacie z tamtych lat – czyli kobietę i mężczyznę i dopasowywać do nich „ubranka”. Jest też kilkanaście konturów postaci do własnej inwencji twórczej.
- Kultowe pojazdy – złożysz Fiata, Żuka, Stara, Poloneza, a nawet milicyjną Nysę!
- Sprzęty domowe – telewizor kineskopowy Rubin, sklepowa waga, czy skarbonka PKO
Co kilka stron znajduje się strona wyjaśniająca, w kilku słowach opisująca to, co można skleić. O pielęgniarce np. napisano: Pielęgniarkę rozpoznawano po białym fartuchu i charakterystycznym czepku na głowie. Pacjenci w szpitalach zwracali się do nich „siostro”.
To świetna sprawa, bo wyjaśnienie jest krótkie, ale często może stać się przyczynkiem do dyskusji z dorosłymi. Najtrudniejsze do sklejania oczywiście są samochody, ale kto powiedział, że prace trzeba wykonywać szybko? Jeśli macie zapędy do modelarstwa – powinno pójść sprawniej. Ja nie mam.
Dla kogo?
Choć książki sugerują, że mówią o „moim” dzieciństwie – skupiają się na dzieciństwie moich rodziców i młodości babć. To jednak niczego im nie umniejsza. Zdecydowanie bardziej pracochłonna była dla nas książka Modele i rekomenduję ją raczej od 8/9 lat w górę. Z książką Jesień poszło znacznie łatwiej – ja pomagałam siedmiolatce. Tak czy siak – do każdej z nich będzie potrzebny komentarz dorosłego, by dziecko zrozumiało dokładniej czasy rodziców (czy tam dziadków). Czasem zresztą polecenia wprost mówią o tym, żeby zapisać coś – co pamiętają dorośli, albo żeby ich o coś zapytać.
Uzupełnianie książek warto połączyć z wycieczką do Muzeum Życia w PRL, czy spacerem szlakiem neonów. Bardzo polecam wszystkim, którzy chcieliby trochę przybliżyć dzieciakom ten okres w dziejach Polski, a przy okazji wyciągnąć na wierzch rodzinne ciekawostki i wspomnienia!
Więc może i ja dodam coś od siebie: w 1965 lub 1966 roku, jako pierwsi chyba mieszkańcy jednopokojowego mieszkania w Warszawie, staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami telewizora!!! Dla tych młodszych od razu chciałbym dodać, że telewizor był czarno-biały, jego ekran trochę większy od obecnych tabletów, miał tylko dwa pokrętła (regulacja głosu i czegoś tam jeszcze), z tyłu posiadał antenę, którą trzeba było odpowiednio ustawić—i oczywiście, był tylko jeden kanał. Pamiętam, że często przychodzili do nas 'na telewizję’ sąsiedzi, pewnie oglądać sport i filmy.
Dla mnie natomiast najważniejszym programem była „Dobranocka” o godzinie 19:20, na którą zawsze z niecierpliwością czekałem-a po niej, o 19:30, zaczynał się dziennik. Niestety, od czasu do czasu zamiast „Jacka i Agatki” na ekranie pojawiał się łysawy człowiek, o kościstej twarzy i piskliwym głosie, który potrafił bardzo długo ględzić, pouczać, wyjaśniać i tłumaczyć: wiedziałem, że nie zobaczę już w tym dniu dobranocki! Tak wyglądał mój pierwszy kontakt z Władysławem Gomułką, który zresztą bardzo często pojawiał się w telewizji.