Przygotowania zaczęliśmy niewinnie.
Lilka na pierwsze urodziny dostała jeździk marki PUKYlino.
Od razu skradł jej serce, mimo że wcale nie zamierzała na niego wsiadać. Około dwóch miesięcy prowadzała go wszędzie – po domu, po podwórku i po… ścieżkach rowerowych. Jeździły na nim lalki, jeździły misie – w końcu przemogła się i moja dziewczynka.
Kiedy na niego wsiadła – po prostu pojechała. Ciężko tu mówić o jakiejś nauce.
PUKYlino spisywał się świetnie do około 19 miesiąca, później stał się zbyt mały i przeszedł na przyspieszoną emeryturę.
W międzyczasie staraliśmy się zachęcić pierworodną do plastikowego motorka, marki Tesco.
Niestety model ten nigdy nie zyskał w jej oczach uznania. Magnetyzował ją kolorami i to była jedyna jego zaleta. Całą miłość skradł niemiecki konkurent i ciężko go było zastąpić.
Byliśmy zgodni, że kolejnym rowerkiem musi być biegówka, ale planowaliśmy sprezentować ją dopiero na wakacje – przy okazji drugich urodzin. Niestety popełniliśmy kardynalny błąd, kiedy wzięliśmy Lilkę ze sobą do sklepu sportowego – mówiąc, że idziemy po rowery.
Kiedy moje dziecko weszło do środka – oniemiało. Z zachwytem podbiegło do malutkich modeli, krzycząc:
-„Ojoj! Ten ma [koszyczek], a ten nie ma! Mami, tati – ten daj mi!”
No niezrozumiała, że rowery mają być dla mnie i dla jej taty, a nam – widząc jej radość, głupio było wyprowadzać ją z błędu. I tak chcąc nie chcąc – krążyliśmy między sklepami, mając na uwadze jednoślad także dla niej.
Objechaliśmy kilka największych sieci w okolicy i… nic. Wszystkie tup tupy były za wysokie, nawet po maksymalnym obniżeniu siodełka. A plany mieliśmy spore. Szukaliśmy biegówki, która starczy na 2 sezony, bez dodatkowych kijków, pedałów na przednim kole czy hamulców.
W rezultacie zdecydowaliśmy się na Giant Pre.
Koła pompowane 12″, aluminiowa rama, regulowana kierownica, siodełko od 33cm i nachalny różowy kolor – Lilka była zachwycona!
Biegówka waży około 4,4 kg, córka od razu chętnie na nią wsiadła.
A teraz minusy… no cóż, mój mały kaskader uwielbia „prowadzać” rowerki. Nie podobało jej się, że jedną rączką nie była w stanie utrzymać jednośladu i następnego dnia najzwyczajniej w świecie odmówiła jazdy. Po prostu NIE i już. Nie chciała dyskutować, żadne formy perswazji i przekupstwa nie pomagały.
Po 2 kolejnych dniach zrobiliśmy więc coś, czego się robić nie powinno – zamontowaliśmy boczne kółka. Tak, boczne kółka do biegówki.
Cóż mogę dodać… ma czas. Dla mnie istotne, że chętnie wsiada na rowerek i coraz sprawniej jeździ. Myślę, że w takim tempie – do drugich urodzin pozbędziemy się bocznych kółek. W końcu tu chodzi o dobrą zabawę, a nie przymus z jazdy.
Rowery dla dorosłych.
A propos przymusów – pamiętacie, jak skończyła się nasza jazda w zeszłym roku?
Na swój jednoślad nie chciałam wydać więcej niż 1000 zł. Od razu lista sklepów skróciła się o połowę. Nie planowałam go także kupić w hipermarkecie.
Why?
Miałam przyjemność przejechać się takim „cudem”. No, tak naprawdę – chciałam sprawdzić, ile prawdy jest w słowach Krossa. Telefon, który wrzuciłam do koszyka przymocowanego do roweru, po prostu rozleciał się na odcinku niecałego kilometra. Bateria, obudowa i karta sim – wszystko podskakiwało sobie na niewielkich wybojach.
Nie muszę chyba dodawać, że po takim teście – jechać z obciążeniem (fotelik+dziecko) byłoby nierozsądnie?
Koniecznie potrzebowałam roweru z amortyzatorem przednim, przerzutkami w piaście, 26″ kołem, trochę szerszą (od typowej miejskiej) oponą. I zdecydowałam się na model Comfort firmy Burghardt.
Wkurza mnie trochę hamulec torpedo, ponieważ przyzwyczaiłam się, że zatrzymując się – łatwo mogę „przepedałować” do tyłu pedałami i ruszać zawsze od prawej nogi. Funkcja torpedo uniemożliwia to. A i tak używam wyłącznie hamulców na kierownicy.
Dodatkowo dokupiłam:
- nóżkę podwójną, ponieważ po zamontowaniu fotelika – rower przechylał się na boki, co uniemożliwiało wsadzenie do niego dziecka.
- koszyk wiklinowy, bo po prostu pasował mi do designu tego roweru. Zwykły, stalowy – popsułby wygląd, a to przecież bardzo ważne!
- fotelik Polisport Wallaby, mocowany do ramy – z możliwością odchylenia pod kątem 20 stopni, podpórkami na ręce i nogi dziecka i zdejmowaną wyściółką. Bez problemu można go odczepić w kilka sekund.
- Kask rowerowy IQ Quest w konstrukcji In-Mold (w początkowej fazie produkcji łączy się zewnętrzną i wewnętrzną warstwę, co redukuje ciężar kasku przy zachowaniu parametrów związanych z bezpieczeństwem). Kask posiada wyściółkę antybakteryjną, regulację, wentylację (14 otworów) i siatkę przeciw owadom. A dla Lilki oczywiście i tak, najważniejszy jest nadruk słonika i kotka. I chyba tylko dlatego pozwala go sobie założyć.
Jazda jest bardzo przyjemna, siodełko wyjątkowo wygodne – po przejechaniu 30km, nie miałam żadnych zastrzeżeń. Mimo złamanego niegdyś kręgosłupa – plecy nie dokuczają, co oznacza, że nie garbię się mimowolnie.
Malutka całą trasę podziwiała widoki i wszędzie pozwalała się wozić. Przy bardzo dużych wybojach na odcinku około 300 m – donośnie dała znać, że „taka jazda” absolutnie jej się nie podoba.
Fotelik teoretycznie jest przygotowany na opcję drzemki dziecka, którą zresztą zaliczyliśmy na trasie. Kiedy jednak droga zamieniła się w bardziej wyboistą – obudziłam Lilkę.
Zdecydowanie jestem zdania, że jeśli mamy możliwość – należy poczekać, aż maluch się wyśpi. Bezwładnie zwisająca głowa, to niezbyt przyjemny widok.
Na koniec powiem wam, że mąż przy zakupie swojego roweru kierował się wyłącznie wyglądem i ceną. A potem faceci gadają, że to kobiety zwracają uwagę wyłącznie na design, a nie funkcjonalność, nie?
Dodaj komentarz