Kilka dni temu Klaudyna podzieliła się z tobą swoimi pierwszymi wrażeniami o Radomiu. Już wtedy wspomniała, że nie jest to koniec naszych przygód z tym miastem. Dziś chciałbym wrócić do tematu, ale spojrzeć na nie z perspektywy wiecznie nienajedzonego podróżnika. Skoro jesteś parę godzin w Radomiu to gdzie zjeść? Śpieszę z odpowiedzią!
Oczywiście o tak wielkiej aglomeracji nie da się wszystkiego napisać w dwóch tekstach. Byłoby to nie tylko nie w porządku wobec regionu, ale – a może przede wszystkim – spłycenie tematu. Najbardziej zaskakujące jest to, że okolice wokół Radomia z punktu widzenia turysty – są znacznie ciekawsze i bardziej interesujące niż samo miasto. Dlatego o samych atrakcjach w okolicy Radomia będziemy jeszcze pisać. Tymczasem chciałbym podzielić się jeszcze kilkunastoma zdjęciami z naszych spacerów i do tych całkiem ładnych widoczków dorzucić łyżkę dziegciu.
Jak widać po fotkach – Radom ma bardzo duży potencjał, by zostać czymś więcej niż miejscem, od którego odlicza się – ile kilometrów zostało do domu. Widać, że coś tam już zostało wyremontowane, gdzieniegdzie stoją dźwigi i trwa odbudowa. Najwięcej zdjęć oczywiście zrobiliśmy na Żeromskiego, mimo że dość długo chodziliśmy po okolicy. Byliśmy m.in. przy Zalewie Borki, Mazowieckim Centrum Sztuki „Elektrownia”, czy Parku Leśniczówka.
Jak już wspomniała Klaudyna – miasto potrzebuje jeszcze czasu, by turystycznie dojrzeć, ale wszystko jest na dobrej drodze i za to mocno trzymam kciuki.
Jestem przekonany, że region ma fascynującą historię, która po prostu nie jest jeszcze w odpowiedni sposób pokazana. Już teraz poruszając się pomiędzy kolejnymi ulicami i zabudowaniami – można odnieść wrażenie, że jest ono trochę porzucone i pozostawione samo sobie. Można natrafić na ciekawie wyglądające pomniki jak choćby Pomnik Łucznika.
Co jednak z tego, gdy jest on cały pomazany farbą z różnymi podpisami wandali, czy klubów sportowych? Podobnie ma się sytuacja z Grodziskiem Piotrkówka. To na pewno było bardzo fajne, historycznie ważne miejsce w dniu otwarcia. Kiedy tu byliśmy ostatnio – na Grodzisku pełno było potłuczonych butelek i trochę strach tam chodzić, by nie rozciąć nogi. Nie tak powinna wyglądać wizytówka miasta i jego najważniejsze historycznie miejsca. Ciężko tutaj wskazać winnego – czy jest to zaniechanie Samorządu? Może braki w patrolach służb mundurowych w okolicy, czy społeczna obojętność na akty wandalizmu. Dlatego też chcąc nie chcąc, planując dłuższy przystanek w Radomiu na dziś – warto ograniczyć się wyłącznie do najbardziej reprezentatywnej ulicy Żeromskiego wraz z jej restauracjami i kawiarniami. A jako że każdy musi czasem zjeść – to i my zaszliśmy do dwóch z nich.
Gdzie zjeść (albo i nie) w Radomiu
Pivovaria
ul. Stanisława Moniuszki 26, Radom
Żarcie, czyli to, co autor lubi najbardziej! No dobra, muszę się przyznać ci teraz do czegoś. Gdy byliśmy tutaj za pierwszym razem i zrobiliśmy postój, by rozprostować kości – zajrzeliśmy do jednej z chyba z ważniejszych radomskich restauracji – Pivovarii. Gdy skręcaliśmy w ulice Moniuszki, by zatrzymać się w omawianej restauracji – od razu zwróciliśmy uwagę na detale, które powinny nas zaalarmować. Dziwne pustki i wiatr wypełniający zarówno salę główną, jak i ogródek powinien być jednoznacznym sygnałem, że coś tutaj jest nie tak, zwłaszcza że w knajpach na Żeromskiego było wręcz odwrotnie.
Mimo to zaryzykowaliśmy i niestety bardzo szybko się okazało, że Pivovaria cierpi na syndrom lubelskiej „Mandragory”, czyli – dużo hałasu o nic. Ceny w Pivovarii są powyżej średniej, obsługa wyjątkowo oschła, a czas oczekiwania na danie w porównaniu do tego, co się otrzymuje – za długi. Dość powiedzieć, że prócz nas była tylko jedna para, a czas oczekiwania na jedzenie wynosił prawie trzydzieści minut… Byłbym skłonny to wybaczyć, gdyby jedzenie było w porządku. Oczywistym wyborem do rzemieślniczego browaru wydawał się Mix Piwosza i Podpłomyki.
No wyglądało to i smakowało tak sobie. Szczerze żałowaliśmy zmarnowanego czasu, a całość zjedliśmy chyba tylko dlatego, że po całym dniu spacerów i zwiedzania byliśmy bardzo głodni. Smakowo dania były płaskie, zero wyrazistości i w dużej mierze stołówkowe. Szkoda, że tak popularny lokal serwuje takie przeciętne jedzenie. Bronić się za to może tym, że można tutaj kupić craftowe piwa, które faktycznie są wysokiej jakości. Uważam, że to fajne miejsce, ale nie na obiad, a na zakup pamiątki. Króluje tu oczywiście Chytra Baba, którą z przymrużeniem oka traktuje się jako przydomek, który przylgnął do miasta.
Winowajcy Tapas & Wine Bar
ul. Marii Curie-Skłodowskiej 4, Radom
Winowajcy Tapas & Wine Bar na Facebooku
Ten lokal poleciliście nam wy. To restauracja znajdująca się raptem 400 metrów od Pivovarii – przy ulicy Marii Curie-Skłodowskiej. Co tu dużo mówić, po pierwszym doświadczeniu z lokalu obok nie nastawiliśmy się na nic wybitnego, z drugiej jednak strony – zawsze warto spróbować. „A nóż widelec”, jak to się mawia. Winowajcy serwują dania w klimacie Hiszpanii. Kto nie lubi śródziemnomorskich przysmaków? No właśnie. Sam lokal zachęca już od progu – ładne, stonowane wnętrze z przyjemnych chłodem w środku i nastrojową muzyką. Pomimo iż lokal całym sobą zachęcał do spędzenia czasu przy stoliku, zdecydowaliśmy się na posiłek w ogródku. Przy trzydziestostopniowym upale żal było nie skorzystać!
Zdecydowaliśmy się na przystawki – pierogi z mięsem (Lilka), Tacos Chilli Con Carne (ja) oraz Ośmiornica, ziemniak, alioli cytrynowe, serrano, chili (Klaudyna). Do tego po obowiązkowym świeżo wyciskanym soku z grejpfruta i dwie lemoniady – znów grejpfrut i nasza ulubiona cytrynowa. Nie planowaliśmy jeść niczego wielkiego, ale mieliśmy chęć coś podjeść w ramach popołudniowej przerwy. Na szczęście porcje przystawek są w porządku. Ani przesadnie wielkie, ani mikroskopijnie małe i po zjedzeniu ich nie ma się tego niefajnego, dołującego w brzuchu uczucia, że tylko wkurzyłeś żołądek.
Wizualnie także wygląda to bardzo dobrze. Wszystko jest podane na bajeranckich talerzach i w estetyczny sposób. Jedynym moim zarzutem wobec obsługi jest fakt, że skończyły im się tortille do taco i całość zaserwowano mi zupełnie inaczej, nie informując mnie o tym. Na szczęście danie samo w sobie się bardzo broniło, więc możemy wrzucić to w zapomnienie. 😉
Obsługa zjawiała się punktualnie, sprawnie wydając wszelkie dania oraz napoje. I tutaj jedna kwestia. Strasznie nie lubię, gdy od posiłku do płacenia rachunku mija niemożliwie dużo czasu. Też tak masz? O ile na danie czeka się bardzo szybko, tak na ten nieszczęsny rachunek czasami drugie tyle, prawda? Na szczęście tutaj ten problem nie istnieje. Kelner momentalnie się zjawia, będąc w zasadzie cały czas do twojej dyspozycji. Przy płaceniu rachunku nie mieliśmy poczucia wyrzuconych pieniędzy czy straconego czasu. Krótko mówiąc: będąc w Radomiu, na jedzenie warto przyjść tu.
Kiedy ponownie do Radomia?
Krótka odpowiedź: nie wiem. Długa odpowiedź: to zależy. A to od tego, że Radom jest takim miastem przejazdowym. Jadąc na południe – w zasadzie w większości przypadków mija się je. Warto tutaj zatrzymać się na chwilę, na krótki przystanek. Będziemy z Klaudyną wypatrywać kolejnych atrakcji oraz będziemy śledzić wydarzenia z rozwoju miasta. Potencjał ma ogromny, teraz czas go tylko zrealizować. A wtedy będziemy tutaj pierwsi!
Otworzyła się teraz jeszcze nowinka na Żeromce na wprost Kościoła Garnizonowego „Lisia Nora” a jak Moniuszki szukać to raczej kawa i „Puszczyk” świetna muzyka, super obsługa i wystrój <3
Takiego smaka narobiłaś, że aż żałuję, że wróciliśmy już do Warszawy! 🙁
Jestem z Radomia, mieszkam w stolicy i zawsze żałuję jak tu wracam 😀
A w Puszczyku trzeba się zjawiać co jakiś czas bo mają karty sezonowe, teraz królują lemoniady, w Lisiej jest mistrzowska beza i pyszne jedzenie, do tego współpracują z jakąś palarnią kawy więc kawa jest wybitna, w Warszawie porównywalna chyba tylko w „Cofeinie” 😀
Skąd wiedziałaś, że beza to mój ulubiony przysmak (tuż obok krówek!). Reeeety… aż głodny się zrobiłem i będę musiał wyskoczyć po jakiegoś niedobrego fastfooda, zajadać się przed telewizorem i smucić się, że takie pyszności nas omijają!
A ja właśnie bezy nie lubię zbytnio, ale ta jest wybitna 😀
U nas już po fast foodzie 😉
Bonito, Kraft, Audytorium, La melisa i mama mia pychota!
jeśli jeszcze kiedyś wpadniecie do Radomia to polecam pizzerię Tre Colori – wszystko mają dobre, naprawdę wkładają serce we włoskie dania
Ej, kusisz! 😀 Jak będziemy przejazdem, to czemu nie? 🙂
ooo. byłam tam ostatnio. właśnie po Twoim wpisie. wypasione mają te pizze <3