Nie lubię ciemności. Zejście w środku nocy do ciemnej piwnicy, traktuję jako wyczyn i nie lada wyzwanie. Być może wpływ na to ma fakt, że uwielbiam oglądać horrory i podczas takiego spaceru, przypominają mi się wszystkie, co „ciekawsze” sceny. Nie zmienia to jednak faktu, że co jakiś czas poruszać się po nocy trzeba, ale zaopatrzona jestem wtedy nawet w niewielkie źródła światła, takie jak choćby ekran telefonu komórkowego.
Znając moją ułomność, Filip szczerze się zdziwił, kiedy oznajmiłam mu, że zaklepałam bilety na Niewidzialną Wystawę. To miejsce, w którym nie zobaczy się absolutnie nic, a po przekroczeniu progu nie trzeba nawet zakładać opasek na oczy. Po prostu – jest tak doskonale wyciemnione, że gdyby ktoś dojrzał własną dłoń, byłoby to uznane za cud.
Niewidzialna Wystawa
Jakie to uczucie?
Cóż – w pierwszej chwili szalenie dezorientujące. Umysł ewidentnie nie potrafi poradzić sobie z nagłą utratą wzroku i wpada w stan, który porównać można do tego, który mamy na chwilę przed zaśnięciem. Słuch momentalnie się wyostrza, a po dłuższym czasie – po zapachu perfum można rozpoznać, kto idzie przed tobą i w jakim pomieszczeniu możesz się znajdować.
Poruszamy się w obrębie czterech pomieszczeń, do każdego z nich głosem prowadzi nas niewidomy przewodnik. W przeciwieństwie do nas porusza się pewnie, z gracją i „widzi” różne rzeczy. Na przykład to, że ktoś rozwalił mu książki na półce, zapewne zupełnym przypadkiem orientując się, że tam jest w ogóle jakaś półka.
Razem z resztą grupy, z każdą minutą poznajemy się coraz lepiej, co rusz wpadając na siebie i mówiąc coraz mniej speszone „przepraszam”. Nie znamy się kompletnie, ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu informujemy się co chwila, co „wymacaliśmy” i co jeszcze warto „zobaczyć”, w którejś części pomieszczenia. Okazuje się, że mimo wyłączenia jednego ze zmysłów, dłonie nadal umieją rozpoznawać faktury, kształty i rodzaj użytego materiału.
Można zadawać pytania, ale tak naprawdę wiele rzeczy wydało się oczywistych. Padają więc pytania o samego przewodnika, o to – kiedy stracił wzrok i czy używa określeń „wpadłaś mi w oko”. Śmiejemy się, rozmawiamy, mam wrażenie, że jesteśmy w jednym świecie, ale jednocześnie cieszę się, że ja zaraz „odzyskam wzrok”. Po przejściu przez ostatnie drzwi, dłuższą chwilę mrugam, bo jedyne co widzę to mroczki. Wreszcie zobaczyłam przewodnika i nie mogę wyjść z szoku, jaki jest młody.
Niewidzialna widzialna?
Przyznam, że dość ciężko jest opisać coś, czego się nie widziało i na dodatek – w jakiś składny sposób. Świat niewidomych jest na swój sposób przerażający, ale nie aż tak straszny, jak myślałam. Bywa głośno, niewyraźnie i chaotycznie. Można się zgubić, będąc teoretycznie cały czas w tym samym miejscu. Najbardziej jednak zdziwiło mnie, jak zapamiętałam Niewidzialną. Byliśmy tam w niedzielę, nic nie widziałam, a pamiętam ją… wzrokiem! Po prostu dotykając przedmiotów, wymalowałam sobie kształty, faktury i kolory tak jakby ktoś nagle zapalił światło.
Jednocześnie, podczas spaceru po wystawie nie czułam się zagubiona i pozbawiona opieki mojego przewodnika. Mimo niepewnych ruchów łatwo było odnaleźć się mi w jego świecie – przed wejściem do każdego pokoju, pokrótce go opisywał, nie zostawiając nas samych sobie w czarnej pustce.
Szczerze polecam ci to muzeum „ciemności”. Jest to bardzo niecodzienne doświadczenie, które oprócz formy rozrywki, uczy pokory i tego, że warto docenić coś, zanim się to straci.
Niewidzialna Wystawa
Al. Jerozolimskie 123a (budynek Millenium Plaza), Warszawa
www.niewidzialna.pl
Fot. Auge um Auge … 322/366/Flickr/Dennis Skley/CC
Niesamowie… jakby czytała opis swoich wlasnych doświadczen ktore towarzyszyly mi po zwiedzaniu i beda towarzyszyc zawsze.