Nie, nie mówię tym razem o mojej małżonce, chociaż porównanie może i byłoby trafne. Mówię tutaj o bólu. A konkretniej – straszliwym bólu zęba.
Niestety, dziś rano uświadomiłem sobie, że bloger to jednak człowiek jak każdy inny. Zjeść musi, napić się, od czasu do czasu do sali tronowej się udać… Zatem nic dziwnego, że i bóle go czasem łapią. Rano spodziewałem się wszystkiego – zakwasów, a nawet ogólnego paraliżu ciała po tym, jak przedwczoraj zacząłem biegać. No ale, że mnie zacznie szczęka uciskać?! Jeeeeezu…
Nie cierpię dentystów.
W zasadzie to chyba nikt ich nie lubi. Nawet nie chodzi o to, że grzebią sobie w cudzych jamach ustnych. Chodzi o potencjalny ból mimo znieczulenia oraz te nieprzyjemne, tępo-piszczące dźwięki. Przecież one doprowadzają człowieka do szału! Odgłos małego wiertła dźwięczy mi w uszach na długo, zanim w ogóle wejdę do gabinetu i pozostaje w mym umyśle na wiele dni po jego opuszczeniu.
Kiedy siadam w fotelu dentystycznym, zawsze prześladuje mnie uczucie, że tym razem trafiłem na sadystę, który z uprzejmym uśmiechem powie mi:
-Filip, I wanna play a game…
Tak, zdecydowanie gabinety dentystyczne kojarzą mi się z „Piłą”. Te dziwne dźwięki dochodzące spod gabinetu, powodują nagły przypływ wzajemnej życzliwości u innych klientów kliniki. Towarzysze niedoli, rozbieganymi oczami próbują szukać wsparcia u innych kolejkowiczów, jak gdyby czuli, że wspólnie mamy szansę uratować swój los. To nic, że każdy z nas wygląda, jakby uciekł ze szpitala dla obłąkanych. W kupie siła!
Zresztą – jeśli nawet nie słychać wiertła to na pewno słychać jakieś pojękiwanie i dźwięk ssawki odprowadzający ślinę. Swoją drogą – zastanawialiście się – dokąd ona idzie?
Po obejrzeniu powyższego filmiku każda wizyta dentystyczna powoduje u mnie jeszcze większą odrazę i przerażenie. Podczas badania czuję się jak w klasyce polskiego kina i mam ochotę spierdolić z fotela.
Może i jestem panikarzem, który – kiedy choruje, to umiera. Nikt mi jednak nie powie, że to normalne dłubać w czyjejś jamie ustnej i cały dzień słuchać brzęczenia wiertła, naprzemiennie z jękami swojego klienta.
Uhhhh…
Prawa do zdjęcia należą do – ^@^ina (Irina Patrascu Gheorghita )
Choć Cyanide & Happiness też lubię, to zabrakło mi tutaj jeszcze jednego filmidełka 😉
https://www.youtube.com/watch?v=fhW2ofbbzrk
Najlepiej po prostu zapobiegać. Strach przed dentystą powinien nie tyle zniechęcać do wizyty, co raczej zachęcać do przeciwdziałania takiej konieczności 😀
Tak. Tak to powinno być. Tyle, że to u mnie nie działa 😉
A ja czuję, że po powrocie do Polski czeka mnie właśnie taka wizyta…
#strach
Ja juz jutro! Dlatego też podszedłem do problemu profesjonalnie – piję piwo 🙂
Ja po latach męczarni u różnych rzeźników znalazłam dobrego dentystę, u którego nawet wyrywanie zęba było przyjemne (sic!). Ale na takich, jak w „Nic śmiesznego” też miałam „przyjemność” trafić. Takich jest większość. Jak się ma słabsze zęby, można wszystkie stracić przez takich. Oczywiście u dobrego dentysty o umowie z NFZ można zapomnieć, ale w dobrze zrobione zęby w miłej i bezstresowej atmosferze chyba warto zainwestować, dopóki jeszcze jakieś zostały:)