Nie przepadam za remake’ami bajek. Jestem z „tych” czasów, gdy płakało się na Królu Lwie, a kto tego nie doświadczył – to nie miał prawdziwego dzieciństwa. Dziwnie być dorosłym i chodzić na bajki swojej młodości, ze swoim dzieckiem. Maluch przeżywa dokładnie to samo co ty, kiedy byłeś mały, ciebie może i wzrusza to, co dzieje się na ekranie, ale już nie w takim stopniu, a i zaczynasz zauważać coś więcej i oczekiwać tego czegoś. Czego? Sama do końca nie wiem.
Disney w ostatnich latach postanowił odświeżyć kilka starych hitów. W produkcji jest Aladyn, Król Lew, a na pewno możemy spodziewać się innych produkcji (Bambi czekam!). Niestety nie jestem już dzieckiem i w przeciwieństwie do mojej córki, która na każdym kolejnym zwiastunie bajeczki w kinie mówi:
-o, mama na to też chce iść! – ja wybieram tylko takie bajki, które mają według mnie potencjał. Niestety – dorosłość.
Nowa opowiedziana filmowa historia Pięknej i Bestii bardzo mnie rozczarowała.
Filip w 2017 pisał o tym tak:
„Ten film jest po prostu przeciętnie obojętny. Do jutra o nim zapomnę. To zwykły remake animacji z lat ‘90, tyle że kostiumowy, z marną muzyką i śpiewem (które na dłuższą metę męczą) i w zasadzie kompletnym brakiem fabuły. Co gorsza, sama Emma Watson w tym filmie… praktycznie nie gra. Została tutaj sprowadzona do roli hostessy, jakie można spotkać w supermarketach, gdzie wciskają nam najnowszy soczek lub kabanosa.
Poza wspomnianymi lokacjami i strojami nie ma w tym filmie nic, co usprawiedliwiałoby pójście do kina. Głośne wprowadzenie pierwszego w historii baśni geja czy robienie z Belli feministki – to tylko nadmuchany, marketingowy slogan. Szkoda. Od Disneya, który ostatnio taśmowo wręcz wypuszczał hity – liczyłem na coś więcej. Nie polecam niestety, chociaż naprawdę do końca miałem nadzieję, że się wybroni”.
Mogę się pod tym tylko podpisać.
Na Dumbo poszłam tylko dlatego, że córka mnie prosiła.
Milion razy prosiła nas o czytanie jej na dobranoc starej książki z ilustracjami animacji wydanej przez Disneya. Ja też uwielbiałam tę kreskówkę, książkę, a na mojej półce stał sobie uroczy słonik zza dużymi uszami i żółtą czapeczką, którego mama przywiozła mi aż z Włoch, żeby był „oryginalny i taki sam jak w filmie!”. Bardzo nie chciałam iść z córką do kina, bo bałam się tej przeciętności, którą zaserwowała nam Piękna i Bestia. Wiem, wiem – wszystkim film się podobał, ale ja nie jestem wszyscy. 😉
Kiedyś dobrze oglądało mi się bajki, w których śpiew jest na pierwszym miejscu – dziś strasznie mnie to męczy. Cieszę się, że twórcy w pewnym momencie zaczęli się skupiać na fabule, a te piosenki są, ale nie masz wrażenia, że oglądasz musical. Kiedyś tak się po prostu robiło filmy i to było w porządku, ale czasy się zmieniły, mój gust też i chcę czegoś innego od animacji. Na film Dumbo planowałam wysłać moją mamę, ale niestety coś jej wypadło, a bez przesady – ważniejsze jest dla mnie moje dziecko niż fakt, że pomęczę się 1.5 godziny w kinie.
Spodziewałam się takiej nudy, że zaopatrzyłam nas w wiadra popcornu, zastanawiając się – ile kukurydz mieści się w opakowaniu. Kiedy jednak zaczął się faktyczny film…
Pozytywnie się zaskoczyłam
Sorry, ale pierwsza historia o Dumbo toczy się w czasach, gdy cyrki ze zwierzętami to norma. Kreskówka powstała w czasach wojen w 1941 roku, kiedy chodziło się do takich miejsc, aby po prostu zobaczyć dzikie zwierzęta. Brzmi to okrutnie, ale nikt się wtedy nie interesował, co się z nimi stanie później – ważne, że lew skoczył przez płonące kółko i nie zjadł swojego tresera. Ponoć inspiracją do nakręcenia pierwszej bajki Dumbo – była historia prawdziwego słonia Jumbo, który życie spędził w niewoli, a jego ataki paniki maskowano alkoholem. Trochę straszno.
Ale dziś? Chodzisz do cyrku? Zabierasz tam swoje dziecko? Jeśli nawet tak, to chodzi się dla akrobatów, albo by zobaczyć inne sztuki, jak te z pokazami magicznymi (chociaż to już nawet nie jest wystawiane w cyrku, tylko normalnie w halach widowiskowych).
Przez dużą część filmu zastanawiałam się, jak twórcy Dumbo potraktują ten problem. Okazało się, że delikatnie zmieniając fabułę, dodając kilka nowych postaci – stworzyli z filmu motyw, że dla zwierząt dzikich nie ma miejsca w cyrku. Koniec, kropka. Nie ma w tym filmie żadnego uzasadnienia dla traktowania zwierząt, jako pupilki ludzi – jest to kilkukrotnie i mocno zaakcentowane.
Dumbo nie mówi ludzkim głosem. Jest trochę bajkowy i ma miłe usposobienie, ale starano się wykreować go jako w miarę „prawdziwego”. Z wyjątkiem latania, które jest niezwykłe, no ale o tym w końcu jest fabuła. W przeciwieństwie do pierwowzoru – w momencie pierwszego lotu – ona dopiero się zaczyna, a nie kończy. Dodano też kilka scen, co się stało ze zwierzętami później. Bez spojlerów – ale to bardzo mądra bajka jest! W kilku scenach Lilka mocno się wzruszyła i płacząc – mówiła coś, że to jest straszne i ona by chciała, żeby życie to były tęcze i jednorożce – ale w rezultacie po obejrzeniu całej bajki dosadnie skomentowała, że miejsce zwierząt jest na łonie natury.
Film jest bardzo ładnie wykonany – od strojów, po muzykę (która rozbrzmiewa w tle). Dumbo nie jest też musicalem, więc mamy tu sporo dialogów między postaciami ludzkimi, które grają tu pierwsze skrzypce.
Nowy Dumbo – czy warto iść?
Dumbo jest pozycją skierowaną raczej dla nieco starszych dzieci. Młodsze niż 5 lat mogą reagować zbyt emocjonalnie na niektóre sceny, tym bardziej że zwierzęta wyglądają jak prawdziwe, a nie kreowane komputerowo. Dumbo to nadal Disney, a Disney ma to do siebie, że jest familijny, wszystko dobrze się kończy, są momenty straszne, ale ciągle w bajkowej i bezpiecznej scenerii. Nie można się spodziewać po tej wytwórni „szokujących” rzeczy. Nowy Dumbo to nadal ta sama historia, z rozbudowanymi wątkami.
Mnie nowy Dumbo przypadł do gustu, nie nudziłam się, spędziłam miło czas i nie liczyłam czasu do końca, ale raczej nie wybrałabym się na niego bez dziecka – tak, jak bez wahania poszłam na „Jak wytresować smoka„, czy „Vaianę„. Lilka twierdzi, że film był przegenialny i chętnie obejrzałoby go znowu. Słowem – jeśli spodziewasz się czegoś innowacyjnego – lepiej sobie odpuść. A jeśli dziecko ciągnie cię do kina (twoje albo to wewnętrzne, które nie pogodziło się z kolejnymi świeczkami na torcie) – warto się wybrać – nie będziesz zawiedziony!
Dodaj komentarz