Oczywiście „noc”, to taka metafora – fabryka czekolady Wedel otwierała się o 12.00, a już od 11.00 (!) czekaliśmy w szybko powiększającym się ogonku. Mimo że pojawiliśmy się na końcu pierwszej setki chętnych do zwiedzania – cieszyliśmy się, że jesteśmy praktycznie „na początku”.
Ludzie przepychali się, klęli na siebie, wpuszczali swoich znajomych ku rozpaczy tych z tyłu, a dzieci wyły z nudów. Weekendowa kolejka do warszawskiego zoo to promil tego, co się tu działo. A najbardziej obrywało się pracownikom, bo „nie dają czekolady, jak tu czekamy”, „gorąco, nie ma nic do picia” i w ogóle „wszystko źle zorganizowane”. To również wyjaśnia, dlaczego od pewnego czasu – obowiązują wcześniejsze zapisy na zwiedzanie, z ograniczonymi wejściówkami (za to bez kolejek). Zawsze chętnych na zwiedzanie jest więcej, niż fabryka może wpuścić!
Nic, to kiedy w końcu drzwi otworzyły się i powitał nas przewodnik – okazało się, że zwiedzanie trwa… około 40 minut. Super! To znacznie dłużej niż zakładaliśmy.
Pierwsze co rzuciło nam się w oczy, to wszędobylskie nalepki skierowane do pracowników – przypominające o dezynfekcji rąk, higienie, zgaszaniu światła. A wszystko nie w formie zakazów i nakazów, a w bardzo przyjaznym tonie „zgaś światło – nie bądź gorszy” itp. Przesympatyczny mężczyzna zaprowadził nas do miejsca konsumpcji, na słodką wyżerkę. A dokładniej – wyżerę, bo część osób rzucała się na słodkości niczym chytra baba z Radomia. Osobiście zrezygnowałam z próbowania czekolad i jakże znanego Ptasiego Mleczka, a spróbowałam Pisanek Czekoladowych.
Fabryka Czekolady Wedel
Po degustacji przeszliśmy na Linię Venus – miejsce, gdzie pakuje się czekoladę.
Wcześniej mieliśmy okazję zobaczyć kuchnię (małą część) – gotuje się tu pomadę mleczną, pomadę w smaku przypominającą krówki i nadzienia do czekolady do Sklepu Czekoladowego. Na linii Venus jest pakowana czekolada Wedla, wszystkie czekolady nadziewane i batoniki nadziewane np. Pawełki. W ciągu godziny udaje się wyprodukować 2 tony batoników. Praca marzenie…
Jak wygląda proces powstawania czekolady?
Na początku działalności firmy – ziarno Arriba sprowadzano z Ameryki Południowej. Dziś ziarna kakaowca (po wstępnej obróbce, w postaci miazgi kakaowej) trafiające do Wedla – pochodzą z Ghany, czyli Afryki Zachodniej. Ziarna te mają intensywnie czekoladowy aromat, przez co świetnie nadają się do produkcji czekolady.
Na początku pozyskane ziarno podlega fermentacji (wydobywającej kolor i smak), suszeniu na słońcu (co odparowuje wodę), prażeniu (uwalniającym aromat), mieleniu (co zamienia je w miazgę kakaową – trafiającą w jutowych workach do fabryki).
W fabryce zachodzą kolejne procesy – oczyszczanie, otłuszczanie (rozpuszczoną miazgę miksuje się z cukrem, tłuszczem kakaowym i ewentualnie mlekiem), walcowanie (rozdrabnianie składników, przepuszczanie ich przez walce, aby czekolada była bez wyczuwalnych grudek, a przy okazji łagodzi gorzki smak) i konszowanie (wyzwalające i utrwalające czekoladowy smak i zapach). Aby wyprodukować czekoladę mleczną, potrzebny jest tłuszcz kakaowy, który mechanicznie wytłacza się z miazgi kakaowej. Produkt uboczny, który zostaje w wyniku tego procesu to kakao.
Piętro niżej, na linii niewidocznej dla turystów – produkuje się masę czekoladową. Cukier miesza się z miazgą i tłuszczem kakaowym. Tak przygotowaną masę w dużych porcjach pakowanych po 5-6 ton, przesyła się na górę. Wlewa się ją do foremek i poddaje procesowi temperowania (czyli schładza się w kontrolowany sposób tłuszcz kakaowy). Proces temperowania zapobiega przyleganiu czekolady do foremek, powoduje, że czekolada ma połysk, nie ma białego nalotu, nie ma kruchej konsystencji i łamie się z trzaskiem. Jest to tzw. obieg krótki i są mu poddawane np. czekolady gorzkie. Dłuższemu obiegowi podlega np. czekolada nadziewana. Formuje się skorupkę, nalewa czekoladę do formy, następnie się ją schładza, wyjmuje i robi się miejsce na nadzienie. Nadzienie dozuje się w zależności od czekolady i pokrywa kolejną warstwą czekolady.
Pracownia Rarytasów
Następnie przewodnik zaprowadził nas do miejsca, gdzie mogliśmy ujrzeć cukierników przy pracy. Powstają tu figurki czekoladowe, czekoladki, które można zakupić w Pijalniach Czekolady Wedel oraz torciki ze specjalną dekoracją. Dziś można zamówić dekorację nawet z własną grafiką!
Recepturę torciku wedlowskiego Jan Wedel opracował już w latach 30 XX wieku. Wafle polewane są czekoladą deserową i przekładane są kremem orzechowym. Każdy wierzch ozdabiany jest ręcznie przez wykwalifikowane dekoratorki, które potrafią ozdobić do 430 torcików dziennie (według tego, co znajduje się na opakowaniu — to blisko 54 torciki na godzinę, czyli… minuta na torcik). Ponoć każda pracownica (dekorowaniem torcików zajmują się wyłącznie kobiety), bez problemu poznaje swoją pracę w sklepie.
W Pracowni Rarytasów zamówić możesz dowolną rzeźbę z czekolady – za odpowiednią cenę Maestro zrobi ci nawet suknię balową. Nic dziwnego, że są szyby – języki wisiały nam przy podłodze.
Ptasie Mleczko
Czuliśmy się troszkę zawiedzeni, że nie zobaczymy początku powstawania Ptasiego Mleczka, ale za to mieliśmy okazję zobaczyć sejf, w którym są trzymane oryginalne receptury z 1851 roku. Fajny, nie? Ciekawe jak bardzo, teraźniejsza receptura jest zbliżona do tej z sejfu. Wedlowie często badali gusta klientów i testowali nowe produkty, inspirując się także nowinkami, które dobrze sprzedawały się za granicami Polski.
Podobnie było z Ptasim Mleczkiem – po podróży do Francji, Jan Wedel stworzył najlepszy wynalazek Wedla, zwany Ptasim Mleczkiem, po czym zarejestrował go w 1936 roku w Urzędzie Patentowym. Według znakomitej książki „Wedlowie Czekoladowe Imperium” – napisanej przez Łukasza Garbala (gorąco polecam twojej uwadze, jeśli interesuje cię dokładniejsza historia fabryki) – w czasach PRL-u patentu celowo zaniedbano, a recepturę na Ptasie Mleczko podarowano Rosjanom, którzy… sami je opatentowali. Po sądowych bataliach – patent odzyskano na terenie Unii Europejskiej (oczywiście w Rosji się nie udało).
Najchętniej wybieranym smakiem jest Ptasie Mleczko Waniliowe – był to pierwszy smak Ptasiego Mleczka w Fabryce Wedla.
Sala Pamięci
Na zdjęciu poniżej możesz zobaczyć Historyczny Gabinet, gdzie odbywały się posiedzenia Rady Nadzorczej przed wojną. Znajdują się tu portrety wszystkich kolejnych właścicieli rodziny Wedla.
Karol Wedel, niemiecki cukiernik – otworzył cukiernię w 1851 roku w kamienicy na ulicy Miodowej 12. Nie była to fabryka, jaką znamy obecnie – a raczej mały rzemieślniczy zakład z kilkoma prostymi maszynami w środku. W sprzedaży były cukry paryskie, karmelki, pastylki smakowe, pączki, syrop słodowy, różne owoce gotowane w cukrze, torty i ciasta odwołujące się do tradycji polskich i niemieckich. Czekoladę płynną wprowadzono dopiero po trzech latach działalności. W czwartym roku sprowadzono maszynę do walcowania i rozpoczęto produkcję różnych rodzajów czekolady – głównie deserowej, ale też np. korzennej.
Dzisiaj Gabinet służy do spotkań pracowniczych, prezentacji i świętowania jubileuszów pracowniczych. Najstarsi pracownicy pracują w fabryce od blisko 50 lat!
Chłopiec na Zebrze
Rodzina Wedlów była marketingowcami z powołania. Nie szczędzili reklam przed dużymi świętami jak Boże Narodzenie, czy Wielkanoc. Reklamowali się w każdym rodzaju prasy – od najtańszej, po te bardziej markowe i prestiżowe. Od jednej strony politycznej do drugiej. Zaczynali od reklamy szeptanej — drukując w prasie zachwyty konsumentów nad swoimi wyrobami, zachęcali do kupna (tytułując się najbardziej jakościowymi wyrobami), a z czasem zamieszczali tylko dyskretne hasła w gazetach — przypominające o marce.
Z pomocą włosko-francuskiego projektanta plakatów reklamowych Leonetta Cappiello – Jan Wedel stworzył postać chłopca na zebrze. Chłopak za plecami miał tabliczki czekolady. Co ciekawe – Capiello tworzył sporo motywów także dla konkurencji – dziś w sieci znaleźć można plakaty jego autorstwa należące m.in. do Milki.
Charakterystyczny chłopiec szybko stał się symbolem firmy. Nazwano go Maciusiem, a w prasie (Kurjerze Porannym) zamieszczano krótkie historyjki obrazkowe, które miały kojarzyć Wedla z krainą przyjemności i subtelnie motywować do kupna produktów z czekoladowej fabryki.
Firma szybko zaczęła cieszyć się uznaniem, a jej produkty zaczęły być na szeroką skalę podrabiane. Syn Wedla, który przejął pieczę nad firmą – zaczął więc sygnować produkty odręcznym podpisem. Stąd logo firmy – E. Wedel (Emil Wedel). To właśnie dzięki Emilowi otworzono sklep na ulicy Szpitalnej. Dziś także znajduje się tam sklep firmowy z najstarszą Pijalnią Czekolady E.Wedel, w którym można kupić produkty na wynos, albo skorzystać z oferty cukierniczej firmy. U Wedla bywały takie osobistości jak Prus, czy Sienkiewicz. Sklepy firmowe od zawsze słynęły z pięknego wyglądu. Miały przyciągać klienta wystawą, profesjonalizmem pracowników, pięknymi opakowaniami i zachęcać do powrotu.
Fabryka Wedla na Zamoyjskiego
Jan Wedel był ostatnim właścicielem firmy. To on najbardziej wypromował firmę. Miał tytuł doktora chemii, kształcił się za granicą, a mimo to przeszedł wszystkie etapy pracy w firmie, począwszy od najprostszych prac. To właśnie Janowi zawdzięczamy fabrykę ulokowaną w tym miejscu. Był znany z wprowadzania nowinek, nowoczesnych maszyn z zagranicy i metod, które nie były znane w ówczesnej Polsce. Jan Wedel prócz tego, że był świetnym przedsiębiorcą, słynął z tego, że bardzo dbał o swoich pracowników. Przy zakładzie otworzył m.in. żłobek dla dzieci swoich pracowników, łaźnię i stołówkę. Podczas II Wojny Światowej – nie podpisał folkslisty, a na dodatek swoją firmą wspierał walczących Polaków. Rodzinę Wedlów wymienia się jako tych, którzy zostali Polakami z wyboru.
W czasie wojny czekolada od Wedla była wykorzystywana jako forma przekupstwa z wrogimi wojskami. Po wojnie fabryka została znacjonalizowana, a Jan Wedel został wyrzucony z zakładu. Nazwa fabryki została zmieniona na ZPC (Zjednoczenie Przemysłu Cukierniczego) imienia 22 Lipca, a Wedlowskie produkty trafiały przede wszystkim na zagraniczne rynki. W Polsce, w owym czasie sprzedawano słabsze produkty marki. Co śmieszniejsze – nowa nazwa niewiele mówiła zagranicznym kontrahentom, w związku z czym na opakowaniach umieszczano dopisek „dawniej E.Wedel”.
W 1989 roku fabrykę ponownie sprywatyzowano, sprzedając ją firmie PepsiCo, która rok później została przejęta przez Cadbury. Dziś Wedel jest firmą z kapitałem japońsko-koreańskim. Zakład jest ciągle rozbudowywany, a wewnątrz znajduje się wiele zespołów maszyn, które zastępują pracę człowieka np. w pakowaniu Ptasiego Mleczka, które do tej pory było pakowane ręcznie po 6 kostek naraz. Podczas jednej minuty produkuje się ponad 4000 kostek.
Stare Opakowania Wedlowskie
W Fabryce Wedla obejrzeć można przedwojenne opakowania, w tym kultowe pudełka np. po bombonierkach, czy opakowania na kakao. Część z nich znajduje się także w Gabinecie Opakowań Firm Warszawskich w Muzeum Warszawy. Opakowania Ptasiego Mleczka zawsze nawiązują do barwnych ptaków.
Ciekawostką, która warto znać – jest fakt, że opakowanie znajdujące się na czekoladzie gorzkiej Jedyna – zaprojektowała w 1930 roku Zofia Stryjeńska. Grafika ma kolory biało-czerwone, bo opakowanie powstało w kilka lat po odzyskaniu niepodległości. Po wojnie lekko modyfikował je Karol Śliwka.
Następnie przewodnik poprowadził nas do sali, w której znajdują się rzeźby z czekolady.
WSZYSTKO jadalne. Mniam! Nic, tylko rozbić szybkę. Na każdej Nocy Muzeów można zobaczyć dodatkowe rzeźby, które cukiernicy stworzyli na różne imprezy w ciągu roku. Oczywiście w środku znajdują się tylko wybrane dzieła. Maestrowie Czekolady stworzyli m.in. 500 kg Pałac Kultury i Nauki z czekolady Karmellove, pomnik Adama Małysza z białej czekolady i… 4 tonowy Torcik Wedlowski. 500 kg Smok Wawelski trafił też pod Wawel z okazji międzynarodowego Dnia Czekolady, ale został zjedzony przez mieszkańców.
W tworzeniu czekoladowych arcydzieł bardzo pomagają zimne dłonie, dzięki czemu czekolada nie topi się podczas misternego dekorowania. Przydaje się także zmysł konstruktorski – nie każda czekolada nadaje się do dużych rzeźb – bardzo miękka czekolada biała jest raczej wykorzystywana jako dodatek kolorystyczny albo do drobniejszych elementów.
Na osłodę zostaliśmy poczęstowani nowym ptasim biało-białym z nowej serii Ice. Product placement everywhere!
Wedlowski Samolot
Przy wyjściu mieliśmy szansę ujrzeć replikę samolotu Wedlowskiego typu RWD 13, który zakupił Jan Wedel. Był to pierwszy samolot w Polsce służący prywatnemu przemysłowi. Służył głównie do zrzucania ulotek reklamowych np. na plażach, (które potem można było wymienić na cukierki) i prezentowania w powietrzu baneru firmy. Dodatkowo dostarczał świeże produkty do różnych sklepów Wedla w różnych miejscach Polski, a także do Paryża. Malowany był oczywiście w kolorach „wedlowskich”.
Oryginalny samolot prawdopodobnie trafił jako samolot sanitarny pod Stalingrad.
Pobyt w Fabryce Wedla to jedno z tych wydarzeń, które ciężko wyrzucić z pamięci. Ogromnie polecam brać udział w konkursach przy okazji Nowy Muzeów, czy Dni Czekolady organizowanych przez Wedla, gdzie można skorzystać z limitowanej oferty zwiedzania. Sama z przyjemnością wróciłabym tam ponownie!
Fabryka Czekolady Wedel
ul. Zamoyskiego 28/30, Warszawa. Zwiedzanie fabryki odbywa się przy okazji różnych wydarzeń m.in. Nocy Muzeów
O rany… a można było złożyć wniosek o azyl? ;]]]]]
Czemu się uśmiecham? Hmm to było tak dawno i nieprawda, że nawet nie pamiętam swojej pierwszej czekolady. Ale kiedy widzę to mi morda śmieje, bo za chwilę, za moment przekroczę wymiar rzeczywisty z czystą przyjemnością. Podejrzewam, że „chemia” wywołana kakaowcem robi swoje, ale wolę nie wnikać i wolę wierzyć w magię smaku.
Super przygoda 😉
Czemu się uśmiecham? Przecież to czekolada! Pokażcie kogoś, kto nie lubi słodyczy i nie cieszy się na ich myśl!
Kiedyś uśmiechałam się ponieważ uwielbiam czekoladę, mleczna, z orzechami… I nie myślałam, że da się czekoladę jeszcze bardziej lubić, ale jednak się myliłem! Gdy podchodzi do mnie moja córa i mówi: Mamuśka?!; ja wiem co się święci. Odpowiadam: Słucham; a ona marszczac swój mały nosek niczym kartofelek mówi: Chciałabym chętnie czekoladę.
To mi wtedy na twarzy taki banan wyskakuje, że nie jestem w stanie jej odmówić i daję kawałeczek czekoladki, a sama też korzystam z tej chwili przyjemności.
Gdy otwieram czekoladę,
Wstyd i skromność na bok kładę.
Kiedy pieszczę ją ustami,
Kiedy kąsam ją zębami,
Gdy ona nie protestuje,
Wtedy rozkosz w ustach czuję.
Ta ekstaza mnie rozrywa,
Z podniecenia ledwiem żywa.
Będzie wielkim to obciachem
Nazwać czekoladę CIACHEM…? 🙂
Czekolada jest dobra na wszystko, zarówno na odwiedziny jak i na przeprosiny. Każdemu humor poprawia, gdy wnet ją zjada. Ja uwielbiam, każdy gatunek czekolady i nadziewaną i bez nadzienia, truskawkową, czy też malinową. Kocham ją za to, że poprawia mi humor. Kupują ją nieraz sobie w nagrodę, gdy zrealizuję zadania, które miałam zaplanowane na dany dzień. Rano ratuje mnie, by podnieść mi ciśnienie, a w sesji egzaminacyjnej, taka kostka czekolady pobudza mój mózg do myślenia i pozwala choć na chwilę zapomnieć o stresie. Również czekolada dla mnie jest prezentem, który daje komuś w ramach podziękowania, bądź też dodatek do prezentu. Wręczają komuś tabliczkę czekolady widzę, że poprawiam komuś tym humor i mi również jest z tego powodu bardzo miło. Zaś w gronie przyjaciół fajnie zawsze jest zjeść czekoladę, gdyż można ją podzielić i każdy może jej skosztować, ale to już jest bardziej praktyczna strona czekolad 🙂