Zupełnie nie mam pojęcia skąd, ale od dziecka mam zamiłowanie do łamigłówek i labiryntów. Całe moje szczęście, że towarzystwo, z którym spędzałem czas wolny, również podzielało to zainteresowanie. Labirynty rysowało się na kartkach, budowało z klocków, budowało na wsi z belek słomy, czy z rozciągniętego sznurka na patykach. Kombinacji było całe mnóstwo, a im bardziej skomplikowany projekt, tym ciekawsza zabawa w jego rozwiązywanie.
Nie miało to absolutnie żadnego celu. Poza jednym – dawało frajdę!
Najbardziej kręciło nas chyba to uczucie triumfu i dumy, gdy każdą kolejną zagadkę udało się rozwiązać. Potem trafiły do naszych rąk książki z łamigłówkami. Moją ulubioną był blisko 400-stronicowy tom z Garfieldem w roli głównej, chociaż czasami trafialiśmy na różne inne gazety. Nawet nie wiem kiedy, ale szybko zauważyłem, że motyw labiryntu fascynuje nie tylko mnie, ale jest on również mocno eksponowany w historii i literaturze. Ot, labirynt w Knossos, gdzie żył Minotaur; labirynt w Harrym Potterze gdzie zginął Cedrik, czy chociażby w bardzo dobrym i wciągającym filmie Incepcja.
Wymieniłem raptem pierwsze lepsze trzy przykłady, które przyszły mi do głowy. A mógłbym tak dłużej i dłużej. Będąc całkiem dorosłym, najbardziej kręciła mnie wizja labiryntu właśnie z książek J.K. Rowling. Pewnie wiesz, o czym mówię – wysokie na kilka metrów ściany, gęste zarośla i skomplikowana struktura. Dlatego, gdy jesteśmy w trasie i Klaudyna rzuca mimowolnie, że gdzieś w okolicy czeka na nas labirynt, to nie trzeba mnie dwa razy namawiać.
Takie konstrukcje opisaliśmy na blogu już dwie. Śnieżny Labirynt z Zakopanego, który faktycznie stanowił pewne wyzwanie, bo błądziliśmy w nim dłuższą chwilę. Potem labirynt z kukurydzy w Swarzewie nad morzem, który był bardzo duży, całkiem fajny i pomysłowy. Teraz zaś trafiliśmy do Zielonego Labiryntu.
Zielony Labirynt w Nieporęcie
Ten pomysłowy obiekt w Nieporęcie, nie jest bardzo skomplikowany. Ba! Tak naprawdę, spacerując po nim, nawet nie ma się uczucia zagubienia. Dookoła labiryntu znajduje się specjalny, szeroki na dwa metry, pas – nazwijmy to „bezpieczeństwa”, gdzie – jeśli poczujesz się niekomfortowo – to możesz na niego wejść i powrócić do linii startu. Brak również tutaj ślepych uliczek i całość bardziej przypomina wielką siatkę niż klasyczną formę łamigłówki. Jeżeli poczułeś się rozczarowany, to proszę, nie uciekaj jeszcze, bo jak najbardziej warto dać mu szansę.
Prosta forma – genialny pomysł
Cała zabawa polega na tym, że nie chodzi tutaj o poczucie zagubienia i panicznego błądzenia pomiędzy kolejnymi alejkami kukurydzy, a… zbieranie pieczątek! I tak w roku pisania tego artykułu – do zebrania było 11 motywów z wizerunkami zwierząt, a do tego jest kilka punktów orientacyjnych oznaczonych cyframi. Prosta formuła zabawy sprawia, że połączono tutaj zmysł orientacji i tropienia – w zabawę dla prawdziwych detektywów. Wymaga to przejścia wszystkich uliczek często niejednokrotnie.
Zielony Labirynt to nie tylko ślepy bieg do wyjścia, ale często przeczesywanie uliczka po uliczce każdego miejsca, czy gdzieś tam nie kryje się budka a w niej wyczekiwana pieczątka z wizerunkiem zwierzaka. Czy to działa? Jak najbardziej!
Wiesz, jakie było nasze zdziwienie, gdy po dobrych kilkudziesięciu minutach bezowocnego spacerowania w oddali dostrzegamy ów budkę? Biegniemy całą trójką z nadzieją, że oto zbliża się moment, w którym ukończymy całą listę, a odkrywamy, że w tym miejscu już byliśmy. Tak ze 3 razy.
Tak długo, jak chcesz!
Nie ma tutaj żadnego limitu czasowego. Tzn. w praktyce jest – do zamknięcia. Ale w ciągu dnia możesz spacerować dotąd, aż się zmęczysz, znajdziesz wszystkie pieczątki lub się poddasz. Niecodzienna formuła sprawia, że spokojnie możesz tutaj spędzić nawet do 2 czy 3 godzin, nie odczuwając za specjalnie upływu czasu. Nasza Lilka z dumą i nieukrywaną satysfakcją przybijała kolejne pieczątki, a poszukiwanie budek traktowała niczym największe swoje wyzwanie. I o to tutaj chodzi – by spędzić czas na wesoło, z radością, aktywnie i na świeżym powietrzu doskonale się bawiąc.
A wychodząc z labiryntu, można jeszcze spróbować swoich sił w strzelaniu z łuku i procy. Niby prosta zabawa, a cieszy.
Na wejściu przed labiryntem jest rozłożona piaskownica z zadaszeniem. Można też wejść na taras widokowy, aby zobaczyć, jak te 3,5 km ścieżek wygląda z góry.
To, co niewątpliwie jest warte odnotowania, to fakt, że Zielony Labirynt jest całkiem sporych rozmiarów, ale nie na tyle by… bać się puścić swoje dziecko na eksplorację terenu samemu. Po pierwsze, są ławki, gdzie rodzice mogą spokojnie usiąść i porozmawiać, podczas gdy nasze pociechy radośnie przeczesują teren w poszukiwaniu wspomnianych pieczątek. Po drugie, w razie gdyby dziecko poczuło się zagubione – to wystarczy, że głośniej krzyknie i bez problemu je odnajdziesz. Ściany są z wysokiej kukurydzy, ale pomiędzy nią widać, co dzieje się kilka alejek z boku. Momentalnie zatem odnajdziesz swoje dziecko!
Mega fajne miejsce!
Ej, serio. Zielony Labirynt w Nieporęcie nie wymaga wiele od ciebie, za to daje naprawdę dużo satysfakcji. Co jest bowiem lepszego od ruchowej, zdrowej zabawy na świeżym powietrzu? A dodając do tego możliwość zaimponowania dziecku, odnajdując kolejne budki – to brzmi jak przepis na świetny dzień. Dodatkowo w sezonie (gdy rośnie kukurydza) są organizowane wydarzenia, takie jak m.in.: Horror w Zielonym Labiryncie, czy Bitwa Balonowa. Jedź zatem, póki masz szansę, bo naprawdę warto!
Zielony Labirynt
ul. Jana Kazimierza 223, Nieporęt
Zielony Labirynt na Facebook
Dzień dobry,
Kiedy najlepiej się tam wybrać, żeby zobaczyć już 2-3 metrową miarę w kukurydzy jak na zdjęciach?
Państwo byliście tam w lipcu czy w sierpniu?:)
Pozdrawiam!
Cześć 🙂 No my właśnie byliśmy w drugiej połowie sierpnia 🙂