Jako dziecko często sobie wyobrażałem, że będę tak absurdalnie bogaty, że kupię sobie jakieś państwo. W pewnym momencie nawet wpadłem na pomysł, że zostanę księdzem, będę zbierał na tacę i za to, co zbiorę – wybuduję sobie pałac. Niestety im byłem starszy, tym bardziej docierała do mnie bolesna prawda, że przeciętny człowiek musi trochę bardziej się wysilić, aby było go stać, chociaż na mieszkanie, nie mówiąc o działce w jakimś większym mieście.
Gdzieś tam jednak na świecie, po drugiej stronie lustra są farciarze, którzy się urodzili jako następcy do tronu. 57 monarchii na świecie, a wśród nich baśniowe królewny i królowie, mający swoje kraje. Jednym z takich miejsc jest właśnie Wielka Brytania.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem zamek Windsor, dookoła panował mrok, rozświetlany jedynie przez pojedyncze światła latarni.
Przytłaczająca twierdza górująca nad miasteczkiem wypełniała cały horyzont. Nie sposób było objąć jej wzrokiem i nawet nasz Malbork to przy niej karzeł. Oczywiście nie mogłem przepuścić okazji i kilka dni później wszedłem do środka.
Co prawda wewnątrz nie można fotografować, więc musicie mi wierzyć na słowo, że każda kolejna zwiedzana przeze mnie sala tonęła – od podłogi do sufitu – w złocie. Talerze, sztućce, ściany, tron – wszystko skąpane w dobrobycie. Na zewnątrz bajeczne ogrody, świetnie zachowane mury, po których kompletnie nie widać upływu prawie 1000 (!) lat. Zamek prawie tak stary… jak nasze całe państwo polskie.
Zapytany przeze mnie przewodnik, zdziwił się na moje pytanie, czy królowa korzysta z tych wszystkich pomieszczeń.
– Oczywiście! Nasza Królowa była tu wczoraj i podejmowała prywatnych gości.
Przyznam, że mimo iż to w sumie logiczne – to wbiło mnie w osłupienie. Kurde, jak tak wygląda „jakiś tam” zamek do organizowania poobiedniej herbaty, to ciekawe jak żyje na co dzień! – pomyślałem w duchu, ale ktoś inny nasunął mi wnioski:
– Taa, mieszkając w takich wnętrzach to faktycznie królom łatwo pochylić się nad losem biednych i pokrzywdzonych.
No tak, syty głodnego nie zrozumie. Siłą rzeczy musi istnieć jakieś zróżnicowanie społeczeństwa, bieda istniała i będzie istnieć – ale w takiej fortecy – problemy plebsu stają się jeszcze bardziej obce. I w sumie to nie wiem, czemu Brytyjczycy akceptują monarchię, która sprawuje raczej funkcje ceremonialne, władzę zostawiając w rękach premiera. Cały naród pracuje na utrzymanie kilkudziesięcioosobowej rodziny, której głównym zadaniem jest bycie reprezentacyjnym.
A potem… przypomniałem sobie zasługi naszego rządu i całe zdziwienie mi przeszło.
Zresztą, nieważne co mówią – zamek Windsor to obowiązkowy punkt na mapie każdego, kto zjawi się w Wielkiej Brytanii. Ogromna, olśniewająca i zachwycająca twierdza mająca ponad tysiąc lat i pozostająca ciągle w użytku przez kolejnych królów. Czy to wymaga dodatkowej rekomendacji?
Dodaj komentarz