Mieszkając na Mazowszu – z fascynacją patrzę na województwo Pomorskie, czy Śląskie. Kiedy jadę na wycieczkę, zarówno w jednym, jak i drugim obszarze czuję się jakbym była gdzieś za granicą. Tu jest tak pięknie i nietypowo! Zwłaszcza w Pomorskim – wiekowe lasy, liczne jeziora, morze, zamki, jeszcze pracujące stare polskie fabryki „wszystkiego”, folklor dla mnie niespotykany, mnóstwo sklepików, w których można jeszcze kupić „prawdziwe” jedzenie, targowiska; ludzie, którzy mówią dzień dobry i życzą ci miłego dnia, a nie mają pojęcia kim jesteś…
Z nieukrywanym podziwem patrzę w kierunku poniemieckich domów z czerwonej cegły. Jawią mi się jako majestatyczne, władcze, których nie sposób zniszczyć. Co prawda to ostatnie wrażenie jest bardzo złudne, bo wystarczy czasem pospacerować jedynie w niewielkiej odległości od takiego budynku, by wyczuć wbijający się nieprzyjemnie w nozdrza zapach grzyba, który zdaje się, że dość długo jest niesproszonym współlokatorem nie tylko podpiwniczenia, ale i całych ścian. Co z tego, kiedy jestem tu tylko gościem? Trochę mi smutno, ale i tak zdjęcia zawsze wychodzą malownicze, zwłaszcza kiedy czerwień ścian jest dodatkowo pokryta bluszczem. Nawet jeśli nie można nazwać tego pięknym, to na pewno można uczepić się słowa – intrygujące.
Odwiedzając w tym roku kilkunastokrotnie Tatry – od razu po wakacjach zachciało mi się jechać do Gdańska. Już tak mam, że jak jadę w góry, to chcę nad morze, a jak nad morze, to tęsknię za górami. I tak od początku września wierciłam dziurę w brzuchu Filipa, żeby tak, choć na krótki weekendzik się wybrać, ale taki trochę leniwszy niż zawsze. Więcej spacerowania i napawania się widoczkami, i miejsca takie trochę mniej typowe. A że los sprowadził mnie przy okazji do Tczewa – postanowiłam zwiedzić to miasto znacznie dokładniej. Kojarzyło mi się z esencją języka polskiego, głównie z trudnym wyrazem, którego nie umiałam poprawnie wymówić jako dziecko. Do tej pory bywałam tu czasem, ale traktowałam tę miejscowość jako „takie tam” miasteczko, z którego jest blisko do fajniejszych miejsc.
Szczerze?
Nie jest to najcudowniejsze, co do tej pory w Polsce widziałam. Nie zrozum mnie źle – Tczew skrywa w sobie ogromny potencjał – roi się tu od pięknych budowli, które wymagają gruntownego odświeżenia. Jednak zdecydowanie bardziej przeszkadzało mi nagromadzenie aut na każdej uliczce. Szkoda, że nie ma tu jednego większego parkingu i zakazu wjazdu umieszczonego przed tą najbardziej reprezentacyjną częścią, gdzie pierwszeństwo mieliby piesi i zieleń. Mojego wewnętrznego estetę denerwuje robienie w Polsce rynków na jedno kopyto, od linijki – gdzie nie ma miejsca na cień pod liściastym parasolem.
Dobrze do Tczewa wpaść na przystanek w trasie, który jednak wcale nie musi być bardzo krótki, bo obejmuje kilka atrakcji. I to nie byle jakich, bo podobało mi się tu na tyle, że bez wahania wysłałabym cię tu w drodze z takiego Gdańska, aby zobaczyć te niewielkie, acz zaskakujące punkty.
Tczew Atrakcje
Most Tczewski/Most Lisewski
Uh, no zacznę nietypowo, bo Most Tczewski najlepiej się reprezentuje, ale z daleka. Choć akurat my oglądaliśmy go i z bliska, bo nawigacja uparcie kierowała nas do przejazdu przez Wisłę, właśnie przez ten zabytek architektoniczny. A tu „niespodzianka”, bo most niestety na wjeździe ukazuje wielki zakaz wjazdu i to już od dobrych kilku lat. Odbudowa mostu jest na tyle przeciągana, że kiedy udało się wyremontować jedną część – mieszkańcy zaczęli żartować, że Lisewo zyskało całkiem spoko molo.
Co ciekawe, zakaz przechodzenia przez most był łamany regularnie przez mieszkańców okolicznych miejscowości. Szerszym echem w mediach obiła się historia nastolatki, która wracając tędy po nocy ze znajomymi – wpadła przez dziurę w konstrukcji, wprost do Wisły. Na szczęście przy wsparciu ratowników, udało jej się przeżyć.
W 2004 roku Amerykańskie Stowarzyszenie Inżynierów Budownictwa uznało tutejszą konstrukcję za Międzynarodowy Zabytek Inżynierii Budowlanej. Most stanowił pierwszy przykład ażurowego mostu rurowego o wielkiej rozpiętości w Europie, gdzie rozwinięto nowy typ kratownicy gęstożebrowej z żelaza – łącząc koncepcję amerykańskich drewnianych mostów kratownicowych z koncepcją rurową mostu Britannia w Walii. Takie konstrukcje kopiowano później w reszcie Europy.
Rynek
Na tczewskim rynku byłam już kilkukrotnie i zdecydowanie to jedno z tych miasteczek, w których dzieje się niewiele. To nawet trochę dziwne, biorąc pod uwagę, że Tczew jest jednym z najstarszych miast na Pomorzu, ale typowe biorąc pod uwagę, że miasto przechodziło z rąk do rąk i było regularnie trawione przez pożary, a na końcu zostało zniszczone przez niemieckie oddziały.
Jeśli jesteś turystą, który szuka atrakcji na każdym rogu – to nie ten adres. W Tczewie jest raczej spokojnie. Miasto zdecydowanie z ofertą wychodzi w pierwszej kolejności do mieszkańców, a nie do turystów. Za to miejsce spodoba się wszystkim, którzy cenią sobie ten spokój i brak wszechobecnej proturystycznej jarmarczności. A wiem, że trochę was tam jest.
Na Placu Hallera uwagę przykuwa figurka przedstawiająca „jesień”. To znaczy ja akurat widziałam jesień, ale w zależności, jaka pora roku akurat trwa – wystawiana jest inna figurka. Jak wyglądają pozostałe trzy – można zobaczyć na kamienicy w oddali.
Błądząc po uliczkach – moją uwagę zwróciła ławeczka z podobizną Romana Landowskiego. Za swojego życia był mocno związany z Kociewiem, był pisarzem, poetą i twórcą Kociewskiego Magazynu Regionalnego. Za swoją działalność otrzymał Honorowe Obywatelstwo Miasta Tczewa.
Centrum Konserwacji Wraków Statków
Jesteś ciekawy, co się dzieje z wrakami, które znajduje się na dnie Bałtyku? Część z eksponatów można obejrzeć w Centrum Konserwacji Wraków Statków. Ściana jest przepełniona łodziami rzecznymi i fragmentami łódek z różnych epok, gdzie nie brak też łodzi współczesnych. Wśród ciekawszych eksponatów można tu zobaczyć m.in. Jacht Kumka IV z 1937 roku. Był to prawdopodobnie pierwszy całkowicie spawany jacht na świecie (a przy okazji uznano go za pierwszą polską całkowicie spawaną jednostkę pływającą). Super jest to, że w opisach zawarto – gdzie znaleziono dany eksponat.
Można tu zobaczyć, jak wygląda praca konserwatora, jakimi narzędziami się posługuje. Jest też interaktywne stanowisko, gdzie można spróbować swoich sił w obsłudze robota do badania głębin. Nie jest to wcale takie łatwe! 😉
Muzeum Wisły
W zabytkowym budynku, w którym dawniej mieściła się Fabryka Wyrobów Metalowych Emila Kelcha – znajduje się największe w Polsce muzeum rzeki. Jest to szalenie ciekawe miejsce, w którym nie brakuje eksponatów skupionych wokół historii Wisły jako rzeki, która była ważnym elementem w gospodarce. Poznamy tu m.in. zawód flisaka, gdzie mężczyźni zajmowali się spławianiem drzewa i towarów rolnych – rzeką do Gdańska. Zawód ten był trudny i ciężki (o czym mogliśmy się już przekonać w muzeum w Kamieńczyku) – flisacy po sprzedaży przez szypera towaru – musieli często ciągnąć statek w górę rzeki.
Jest tu bogata kolekcja łodzi płaskodennych, które były niegdyś używane w Polsce przez kolejne stulecia. Nie brakuje też makiet statków, czy informacji na temat połowów ryb w ciągu wieków. Nie dziwi lokalizacja muzeum o takiej tematyce akurat w Tczewie – przez kilka lat działała tu Szkoła Morska, którą później przeniesiono do Gdyni.
Fabryka Sztuk
W tym samym budynku co Muzeum Wisły – znajduje się drugie miejsce, które również warto odwiedzić. Fabryka Sztuk to muzeum, w którym odbywają się regularnie tematyczne wystawy. My trafiliśmy akurat na wystawę zatytułowaną „Ze Skultetem i Kopernikiem przez XVI wiek”. W muzeum roi się od przygotowanych scenek, przy których wyświetla się film, który ukazuje nam mnóstwo ciekawostek na temat obu uczonych. Nie brak tu również elementów interaktywnych. Wspaniałe jest to, że wstęp jest całkowicie darmowy!
Na wystawie można poznać Kopernika od nieco innej strony niż astronom. Otóż studiował on m.in. medycynę i leczył nie tylko bogatych mieszczan, ale także chłopów. Jest także wyjaśnione, jak doprowadził do przewrotu swoją teorią heliocentryczną o Obrocie Sfer Niebieskich i jak na to zapatrywał się kościół.
Aleksander Sculteti był rodowitym tczewianinem, uczonym i kartografem. Przyjaźnił się z Kopernikiem i promował jego dzieła, co niestety wiązało się z jego aresztowaniami. Wystawa jest objęta patronatem Polskiej Agencji Kosmicznej i jest skierowana absolutnie do wszystkich. To jedno z ciekawszych miejsc skupionych wokół osoby Kopernika, które miałam przyjemność odwiedzić.
Tczew – wspaniały na jednodniową wycieczkę
Mam nadzieję, że trochę przekonałam cię do odwiedzenia Tczewa. Przyznam, że do tej pory chętniej zwiedzałam wszystko wokoło, skrupulatnie omijając to miasto. Jest to fantastyczne miejsce na wyprawę, nawet podczas deszczowej pogody, co zresztą widać po zdjęciach, bezpośrednio po burzy i podczas lekkiego kapuśniaczku.
Lubię odwiedzać takie miejsca po sezonie, kiedy nie bardzo wiadomo co ze sobą zrobić, a szkoda siedzieć w domu. Na zwiedzanie atrakcji Tczewa można poświęcić krótką chwilę albo długie popołudnie. Wszystko zależy od tego, jakim typem turysty jesteś i jak bardzo się spieszysz. A tu się spieszyć nie warto, za to koniecznie trzeba sobie dopisać to miejsce do odwiedzin nie tylko z partnerem, czy partnerką, ale zabierając tu dziecko młodsze i to starsze, które również wyciągnie dużo wiedzy z wystaw.
Przyjemny ten Tczew. Myślę, że zarówno w Polsce jak i innych krajach są potrzebne właśnie takie miejsca- nieobjęte masową turystyką, spokojne, gdzie można trochę leniwie, bez pośpiechu, ale też ciekawie spędzić czas:)
Dziękuję za ten wpis 🙂 Przyjemnie się czytało o swoim mieście rodzinnym z cudzej perspektywy.
Choć następnym razem, jak wpadniesz, to zajrzyj też do Plumkawki, na plac za nią i na dworzec PKP, gdzie stoją 2 cudowne lokomotywy.
Za kawę chętnie oprowadzę po mieście, też po tej nowszej części.
Wokół Tczewa też są świetne okolice do zobaczenia ich rowerem. A na stronie „Dawny Tczew” można znaleźć plik z tematycznymi trasami spacerowymi.
Dziękuję za wskazówki, jak będę planowała być w okolicach, z pewnością się do Ciebie odezwę, bo w Tczewie faktycznie mam wrażenie, że wyczerpałam temat, z przyjemnością zmienię zdanie 😀