Niestety jest to praktycznie awykonalne – budynek stanowi własność Narodowego Banku Polskiego i na dodatek pełni funkcję ośrodka szkoleniowego. W skrócie oznacza to po prostu tyle, że na obiekt niewpuszczane są żadne osoby postronne. Czujność po aferze podsłuchowej jest na maksymalnym poziomie i raczej nie prędko powróci do normy.
Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy nie spróbowali wejść, chociaż na teren parku Pałacu w Starejwsi
Uruchomiliśmy swoje czary-mary i po załatwieniu pozwoleń, kiedy wszystko było na dobrej drodze i zostało nam tylko cykanie fotek… zaczął siąpić deszcz. Chociaż nie. „Siąpić” to złe słowo – chmura postanowiła dopełnić swego żywota w momencie, kiedy przekroczyliśmy solidną, ciężką, zamykającą się z jękiem bramę. Aparat parował, odmawiał posłuszeństwa i nie był skory do pracy. Ogólnie rzecz biorąc dobrze, że po powrocie do domu w ogóle żyje.
Od progu człowiek czuje się obserwowany. Nie jest to tylko złudzenie, bo faktycznie teren parku obsiany jest gęstą siecią monitoringu. Nam jednak kompletnie to nie przeszkadzało i prawie dostaliśmy skrzydeł, kiedy zbliżyliśmy się do dawnej siedziby Radziwiłłów. Wyglądała bajecznie! Ciężko sobie wyobrazić, że jeszcze niedawno, zamiast cudownej rezydencji – była tutaj postępująca ruina.
Po obfoceniu pałacu, nękani pytającym wzrokiem ogrodnika – ruszyliśmy na kompleks parkowy. Zaraz za winklem znajduje się zagroda dla królewskich bażantów i pawi, z pierzastymi lokatorami w środku.
Poganiani deszczem – minęliśmy wypieszczone stworzenia i poszliśmy zachwycać się licznymi rowami melioracyjnymi i gigantycznym stawem, obsadzonym licznymi altankami i ławeczkami. Cały kompleks pałacowo-parkowy został w najmniejszych szczegółach odwzorowany przy wsparciu konserwatora zabytków. Dzięki temu dziki i nieujarzmiony las bardziej przypomina Łazienki Królewskie niż puszczę.
Największym zaskoczeniem było dla nas odkrycie, że park wcale nie kończy się na jeziorze
Otóż okazało się, że za rezydencją NBP jest faktycznie… mini puszcza. Wszystko rośnie tam, jak chce i tak jak postanowiła natura.
W sumie to logiczne przecież te 30 ha musiało się gdzieś zmieścić. Zza bramy jednak w ogóle się nie zapowiada, że za pałacem coś jest. A teren jest ogromny, oprócz miejsca na grille, boiska do koszykówki i dużych altan – co jakiś czas na trasie znajdują się paśniki dla zwierząt. W sumie to nie byłabym zaskoczona, gdyby okazało się, że NBP dokarmia własne sarny.
Strasznie żałuję, że nie mieliśmy możliwości wejść do środka, bo po tym, co prezentuje ogród – na pewno nie stracilibyśmy czasu. Szkoda, że NBP nie umożliwia zwiedzania, chociaż w małych grupkach, umawianych kilka miesięcy wprzód. Obiekt jest fantastyczny i trzymam kciuki, że nadejdą czasy w których, chociaż część parkowa stanie się ogólnodostępna.
Kiedyś park był dostępny dla wszystkich. Ja, spędzając u dziadków w tamtych stronach każde wakacje, sama korzystałam ze stawu i parku dopóki nie przyjechali wandale z Warszawy i nie zniszczyli kilku pałacowych pominkow. Wtedy podjęto decyzję o zamknięciu i tak ostało. Kompleks zmienił właściciela na prywatnego i koniec. Było to około 25lat temu.