Odnajdując kolejne miejsca na mapie Warszawy – utwierdziliśmy się w przekonaniu, że nie można się w niej nudzić. Już dawno pozbyliśmy się tego stereotypowego stwierdzenia, że „tu nic się nie dzieje”. Są miejsca na pogodę i na totalną chlapę, gdy nie chce się wystawiać nosa na zewnątrz.
Mimo wszystko, po jakimś czasie potrzeba czegoś nowego, oryginalnego. Są wspaniałe sale zabaw, trampoliny, a nawet muzea, ale to cały czas kręci się wokół jednej tematyki. Gdy praktycznie równo dwa lata temu pisaliśmy o FunEscape – otrzymaliśmy mnóstwo zapytań, czy można pojawić się tam też z młodszym dzieckiem. Rozczarowanie na dźwięk naszej przeczącej odpowiedzi odbijało się echem aż do dziś, gdy na mapie Warszawy pojawił się Enter Room dla najmłodszych.
Małe Wielkie Przygody
Zaraz, zaraz. Co?
Dobra, Enter Room to nazwa wymyślona przeze mnie na potrzeby tego tekstu (ale zapamiętaj mnie jako autora, gdyby się przyjęła!), bo zasady są tutaj ciut inne, niż w Escape Roomach. W tych ostatnich jesteśmy zamykani na godzinę, a naszym celem jest wydostać się z pomieszczenia – rozwiązując po drodze serię łamigłówek.
Małe Wielkie Przygody stawiają na zupełnie nowe doświadczenia. To dwa pokoje zabaw dedykowane maluchom od 3 do 8 lat, w których nikt nikogo nie zamyka. Wręcz przeciwnie! Tutaj wyjść z pomieszczeń możesz w każdej chwili (np. do toalety) i chociaż masz po drodze serię łamigłówek, to mają cię one doprowadzić fabularnie do swoistego skarbu.
Oba pokoje zachwycają
Pierwszy to magiczny las, który powala na kolana od samego wejścia. Doprawdy, nawet największy esteta będzie zachwycony. Dekoracje zbudowane z największą pieczołowitością, przyjemne w dotyku (większość powierzchni jest miękka lub wykonana z miękkich materiałów), pozwalająca poczuć się jak w bajce. Przyjemna muzyka w tle, wraz z odpowiednio nastrojowym światłem o wielu barwach sprawia, że trudno jest skupić się na początkowej fabule wyświetlanej na monitorze, bo masz ochotę od razu wejść w ten czarujący świat. Podobnie jak w Escape Roomach, także i tutaj zaczynamy od wprowadzającego filmu – kreskówki, w której lektor wprowadza nas w klimat i świat zagadek. Identycznie sytuacja wygląda w przypadku Wyspy Kapitana Siwobrodego, gdzie zabawę zaczynamy w kajucie kapitana, by wylądować na wyspie pełnej łamigłówek.
W obydwu przygodach potrzebne będą spryt, sprawność fizyczna, pomysłowość i spostrzegawczość. Ukrycie elementów jest dopasowywane do wieku uczestnika, zatem ośmiolatek wskazówek bądź rozwiązań będzie musiał szukać ciut dłużej niż trzy latek, dla którego elementy będą schowane „bardziej na wierzchu”. Wbrew temu, co od razu przychodzi do głowy, łamigłówki nie są schematyczne. Czasami trzeba skorzystać z elementów ruchomych na ścianie, innym razem dosłownie wystrzelić z armaty, a jeszcze innym razem – zanurkować w basenie pełnym plastikowych piłeczek. Trzeba zjeżdżać, czołgać się, szukać, wypatrywać i łączyć ze sobą fakty.
Dla dzieci to istna magia
Trudno mi wskazać, który scenariusz podobał mi się bardziej. W jednym czułem się niczym w bajce o śpiącej królewnie i magicznym lesie – gdzie, zamiast brać udział w zabawie, rozglądałem się – ciesząc oczy każdą z dekoracji. W drugim zaś nie mogłem wyjść z podziwu nad pomysłami autorów, jak to wszystko jest ze sobą połączone, pomysłowe i wykonane. Na dodatek planowane są następne pokoje, jak Kosmiczna Przygoda. Brzmi super!
To, co podoba mi się chyba najbardziej, to fakt, że nikt tutaj nikogo nie wygania. W typowych Escape Roomach po rozwiązaniu głównej zagadki po prostu opuszczamy pomieszczenie z satysfakcją i tyle. Tutaj, jeśli przejście historii zajmie nam tylko połowę czasu, to pozostałe 30 minut można spokojnie poświęcić na zabawę. Można zaoszczędzony czas wykorzystać do oporu!
Nie ma obaw o nudę dziecka. Zagadki są wyważone i naprawdę bardzo proste. Do tego stopnia, że gdy jedną chcieliśmy z Klaudyną rozwiązać – spodziewając się jakiegoś dodawania, odejmowania czy jeszcze wyższych funkcji matematycznych – doprowadziło nas do absurdalnych rezultatów. Tymczasem Lilka przekręciła szyfr na właściwą pozycję, odnajdując wynik w ciągu kilku sekund. I tak tu jest ze wszystkim – wydaje nam się, że coś jest trudne i skomplikowane, a to przecież ma być zagadka dla najmłodszych, którzy nie szukają dziury w całym. Jednak nawet w sytuacji, gdy twoja pociecha się zatnie — bez problemu jej pomożesz — rozwiązując jakąś łamigłówkę samemu, a ona może w tym czasie pobawić się dekoracjami. W każdym pomieszczeniu jest przynajmniej kilka takich miejsc, które przyciągają uwagę i zachęcają do interakcji, zabawy i eksperymentowania, a także wyrzucenia z siebie nadmiaru energii. Świetne!
Takich miejsc Jak Małe Wielkie Przygody po prostu brakowało
Czuję, że wraz z otwarciem Małych Wielkich Przygód – do łask powrócą miejsca takie jak te. W pewnym momencie w Warszawie było ponad 170 (!) pokoi ucieczki, ale żaden z nich nie był dedykowany maluchom. Tutaj nie tylko nie jesteśmy zamknięci, ale w dodatku to pierwsza tak interaktywna sala zabaw dla najmłodszych. To wielki plus dla autorów, że nie tylko nie powielali znanych schematów po raz „n-ty”, ale odważnie postawili na zupełnie nową, świeżą formułę. A ta sprawdza się doskonale, bo Lilka doprawdy opuszczała Małe Wielkie Przygody z ogromnym żalem!
Małe Wielkie Przygody
Targowisko „Zieleniak” (1 piętro)
ul.Grójecka 97, Warszawa
www.malewielkieprzygody.pl
Odwiedziliśmy to miejsce☺ Podzielamy opinię – jest magiczne i fascynujące!