Czasem bywało mniej fajnie, bo – a to babcia kurę „zamordowała” na rosół, a to po nocnych łowach kuny – rano zostawały same piórka i psioczący na psa dziadek. Wieczorem robiło się ognisko i śpiewało piosenki.
A teraz co? Na prawdziwej wsi nie mam znajomości, bo je „zmodernizowano”. Sama mieszkam na przedmieściu, ale żeby zobaczyć głupią wiewiórkę*, to muszę do parku jechać! Zamiast ogniska, robi się grilla – a nuta leci z pendrive’a. Krówkę Lila kojarzy z cukierkiem, a świnię z kreskówką.
Swoją drogą à propos świnek. Zrobiłam córce kanapki kształtem przypominające głowę kota. Taka chciałam być ambitna i zrobić jej przyjemność (a co!). Najpierw przez 20 minut musiałam ja namawiać do jedzenia (bo to przecież kotek). Pogrążyłam się, jak powiedziałam, że kotek nieprawdziwy a szynka ze świnki… (kto ogląda Peppe, ten wie). W końcu zjadła, a potem biegała za naszym kotem i krzyczała na niego „miau, am! am!”.
O, i to tyle z przetwarzania produktów moje dziecko pamięta. I pomyśleć, że kiedyś przez pół roku jej matka, miała epizod bycia wegetarianką. Eh…
No staram się naprawdę, cuda wymyślam, żeby kojarzyła, co z czego pochodzi… Przecież po to się po parkach jeździ, do zoo się śmiga i ogląda nudne kaczki nad stawem. Sorry, ale nikt mi nie powie, że kaczki po raz 11 w tygodniu są ciekawe!
Mimo to stoję tam i karmię te tłuściochy razem z nią, bo coś przynajmniej wie. Wie, że kaczka robi „kwa” i „frr” i znosi jajka. I od pieczywa woli słonecznik, przynajmniej ta nasza – przekarmiona chlebkiem.
Porzeczki razem zrywamy, kwiatki i mrówkę jej pokazuję. Pół godziny tak się patrzyła, aż się w końcu skapnęłam, że ją oblazły. Na koniki zabieram – 2 godziny drogi od domu, ale siadła moja królewna na minutkę i woła „zdejm, zdejm”. No ale se popatrzy, chociaż, nie?
Deszczyk jak padał, to buzia w podkówkę i nie ma bata – nie wyjdziesz kobieto, bo przecież kapie na główkę. Takie to delikatne teraz. Na szczęście cały tydzień padało, to się przełamała jakoś. Teraz mam problem, bo jak jej się zaczęło podobać, to słońce przygrzało i wszystkie kałuże w okolicy wyschły. A dziecko krzyczy „hopa, hopa”, kaloszki w garści i czeka. No szkoda mi się jej zrobiło, to jej kałużę zrobiłam z kranówy – a co będę dziecku żałować.
Przecież dla niej to wszystko, te parki, skanseny, wyjazdy i „zwiedzanie”. Może doceni kiedyś i łeb mi nie posiwieje, jak usłyszę, że ser to z roślinki, a makaron to pochodzenia zwierzęcego. I tobie też tak radzę!
* Łazienki Królewskie wraz z parkiem w Natolinie – to jedne z najbardziej prestiżowych zakątków Warszawy. Przepełnione roślinnością, gdzie wiewióry, pawie i mniejsze ptaki jedzą ci z ręki. Łazienki Królewskie mają mnóstwo uroczych zakątków, po których z przyjemnością się spaceruje. Prócz pobytu na świeżym powietrzu, zachęcam do przejścia się Ogrodem Chińskim z fantastycznymi lampionami, czy odwiedzenia Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa. A jeśli akurat masz troszkę czasu – warto odwiedzić pałac. Łazienki Królewskie nie bez powodu są chlubą stolicy. To miejsce, w którym panuje cisza, spokój od wielkomiejskiego hałasu i harmonia. Fascynują zimą, gdy przez ich środek przebiega iluminacja, jak i latem, gdy tętnią życiem.
Łazienki Królewskie
Brama zachodnia – od Al. Ujazdowskich, brama północna – od ul. Myśliwieckiej, brama południowa – od ul. Gagarina, Warszawa.
www.lazienki-krolewskie.pl
Kilka dni temu wpadłam na pomysł. Zrobię ognisko z prawdziwego zdarzenia. Takie wiesz, z kiełbasą na wystruganym kijku, z prawdziwym drewnem, nie jakiś śmierdzący grill. Zawołałam dzieciaki z podwórka na kiełbę. Właściwe myślałam, że nie przyjdą. Bo to nuda. Przecież mają w domu te tablety, te facebooki. Przyszli. Następnego dnia pytali kiedy kolejne ognisko. Odzyskałam wiarę w dzisiejsze dzieciaki. Jednak da się żyć choć trochę „analogowo”. 🙂
No pewnie, że przyjdą. Grunt to zaproponować coś w zamian. 🙂
Swoją drogą natchnęłaś mnie na zrobienie ogniska mmm.