Przy okazji konferencji SeeBlogers w Gdyni – otrzymałem wejściówkę na 15-minutowe skoki w JumpCity, w celu odprężenia po całodniowych konferencjach oraz panelach dyskusyjnych. Przyznam szczerze, że nie mógłbym spojrzeć w lustro, gdybym tam nie polazł i nie opisał tego na blogu. To już chyba podpada pod jakieś choroby psychiczne…
Z drugiej strony – któż nie kocha trampolin? Jako dzieciak biegałem na wszelkie dmuchańce i nie szkoda mi było wydać ostatniego grosika na 5 minut skoków. Później oczywiście rozpaczałem, ale czego się nie zrobi, aby choć chwilę „polatać” i poczuć, że grawitacja nas nie dotyczy.
Moja córka ma znacznie łatwiej – jej dzieciństwo w każdym aspekcie przebiega inaczej. Dziś trampoliny stały się na tyle popularne, że od lipca Lilka ma swoją własną w… pokoju. Złożyłem ją tymczasowo podczas największych opadów i szczerze mówiąc – myślałem, że po tygodniu faza na skakanie jej przejdzie. Córka szybko wyprowadziła mnie z błędu i dzisiaj wiem, że szansa na pozbycie się sprzętu z mieszkania jest równa zeru. Lila przynajmniej 2 godziny dziennie spędza na brykaniu.
Na fali miłości do skoków, powstało JumpCity
Jest to miejsce, w którym nie tylko maluchy będą się dobrze bawiły. Nie ma co się oszukiwać – wchodzenie na dmuchańce w pewnym wieku staje się po prostu obciachem. W JumpCity ten problem znika – jest to fantastyczne lokum na przedłużenie dzieciństwa. Ja jednak jestem mało zabawowy, bo bez dziecka czułem się tam trochę staro – więc następnym razem na pewno Lilkę wezmę. 🙂
Hala jest podzielona na 6 różnych stref tematycznych. Na jednej z nich można pograć w kosza, z nieco zmienionymi zasadami o tyle, że nie kozłujemy piłki – a odbijamy się razem z nią. Wbrew pozorom taka gra staje się trudniejsza i powoduje niekontrolowane ataki śmiechu.
Druga arena jest alternatywą do popularnych kulek – znajduje się w niej basen wypełniony po brzegi gąbkami. Maluchy zakopują się w nich, a z atrakcji co chwila wynurza się czyjaś głowa.
Dodatkowym urozmaiceniem są areny przeznaczone do gry w zbijaka (Dodgeball) i sportowe, które zapewniają loty na znacznych wysokościach. Sam najwięcej czasu spędziłem właśnie na arenie sportowej, na której można bawić się nieskrępowanie i nie będąc zdanym na resztę grupy.
Prawdą jest, że twórcy JumpCity nie odkryli Ameryki. Każdy wie, jak wygląda trampolina i jakie jest jej zastosowanie. Miejsce wyróżnia się skalą makro i radością na twarzach zarówno dzieci, jak i dorosłych. Dosłownie co chwila słyszałem salwy śmiechu i podekscytowane głosy najmłodszych uczestników. Wszystkie twarde bądź metalowe elementy są odpowiednio zasłonięte, a w tle rozbrzmiewa energetyzująca muzyka. Jest tutaj po prostu wszystko, czego potrzeba do spędzenia przyjemnego, rodzinnego popołudnia i dlatego to miejsce polecam.
JumpCity
ul. Tadeusza Wendy 7/9, Gdynia
Al. Grunwaldzka 355, Gdańsk
ul. Tadeusza Kościuszki 227, Katowice
ul. Grunwaldzka 108, Rumia
www.jumpcity.pl
jak chodzimy z Żukiem na plac zabaw- kryty/ salę zabaw – czy jak to tam jeszcze można nazwać – to i ja korzystam z rozrywek typu trampolina. Skaczemy razem dobrze się bawiąc i wcale nie przeszkadza mi to że jestem jedynym rodzicem (no jednym z dwóch, bo jest jeszcze mój A.) który zamiast pić kawkę skacze i bawi się wraz z dzieckiem.
No i zgoda. Ja jak jestem z dzieckiem też nie mam żadnych oporów by poskakać co też wyraźnie zaznaczyłem.
Po prostu głupio się czułem gdy miałem skakać będąc samemu (dziewczyny pozostały w Warszawie) 🙂
no ale z tego co czytam przełamałeś opory i dobrze się bawiłeś 😉