Chyba nie ma wśród graczy osoby, która nie słyszałaby o popularnych „czołgach”, czyli World of Tanks. Ta gra sieciowa, która skupia się na bitwach czołgów – święci triumfy od 2010 roku notując kilkadziesiąt milionów graczy rocznie. Ba! Ma na swoim koncie nawet rekord Guinnessa w kategorii „największej liczby graczy zalogowanych jednocześnie na jednym serwerze gry MMO”. Na serwerze w jednym momencie było prawie 200.000 graczy!
Przez te dziesięć lat gra została wydana na wszystkich liczących się platformach – konsolach, konsolach przenośnych, PC, na telefonach kończąc. Gra bez wątpienia jest fenomenem, a niecodzienne akcje PR-owe i marketingowe tylko podkreślają unikatowość tytułu. Dość powiedzieć, że tylko w Polsce wynotować można przejażdżki prawdziwymi czołgami, oficjalne turnieje, a nawet współprace z siecią pizzerii, w których można było zakupić „pizzę czołgisty”. A jest tego znacznie, znacznie więcej. Wargaming chętnie włącza się też w wiele akcji charytatywnych podczas np. WOŚP i na aukcjach tych można wylicytować zacne, kolekcjonerskie gadżety.
Bez wątpienia World of Tanks można kochać. I nienawidzić
Bo z tą grą jest jak z Minecraftem, Fortnite, czy… Cywilizacją. Człowiek odpala ją niby na chwilę, po czym znika na całe godziny, dni, tygodnie. Wiem po sobie, bo za każdym razem jak miga mi gdzieś ten tytuł – przypominają mi się spędzone całe godziny przed tą grą. To istny wysysacz czasu, który nie tylko zachęca do kolejnych gier, ale także i – co oczywiste – rozbudowy arsenału. Ten można uzyskać wśród wielu akcji promocyjnych oraz za prawdziwe pieniądze. Teraz gra wyjeżdża z ekranu ponownie, tym razem pod postacią figurkowej gry planszowej. Czy radzi sobie tak samo dobrze?
Board of Tanks
Pierwsze, co rzuca się w oczy patrząc na pudełko to napis „zestaw podstawowy”. Czy to oznacza, że grę można rozbudować o dodatki niczym DLC w grze elektronicznej? Oczywiście. Przyznam, że z początku wzbudzało to moje obawy względem jakości nie tyle gry, ile samej rozgrywki. Dlaczego? Bo same elementy, które znalazły się w zestawie – trzymają poziom. Karty, żetony, czy kości do gry nie odbiegają poziomem od konkurencyjnych planszówek, ale największą uwagę skupiają same czołgi. Tych w grze znajdziemy cztery: M4A1 Sherman, T-34, Pz. Kpfw. IV Ausf. H, Cromwell. Są pełne detali i naprawdę bardzo fajnie odwzorowane. Nie zdziwię się, jeśli posiadając młodsze dziecko w domu – zabierze ci je do zabawy ze swoimi resorakami. Szkoda jednak, że wyprasowanka na elementy w grze nie przewiduje miejsc na znaczniki ruchu, czy terenu. Przez to muszą one luzem latać po pudełku, trochę psując efekt.
Ponadto w zestawie znajduje się jeszcze 6 sześciennych kości, 31 kart załogi, modułów i wyposażenia, 32 karty uszkodzeń krytycznych, 2 arkusze żetonów i terenu oraz jeden kod do wykorzystania w grze elektronicznej. Przyjemny bonus. Gra zaprojektowana została dla przynajmniej dwóch graczy i przewidziana została na ok. 30 minut. To pokrywa się mniej więcej z rzeczywistością, bo nam rozgrywka zajmowała ok. 35-40 minut. Wynika to jednak z braku obycia z zasadami. Potem gdy ma się je w pamięci – wszystko idzie znacznie sprawniej.
Rozgrywka
Aby zagrać, potrzeba powierzchni przynajmniej 90x90cm, a więc sporych rozmiarów stolik kawowy. Na stole należy rozłożyć różne typy terenu – lasy, pola, mury i zabudowania. Szkoda, że budynki i mury są wykonane niczym zwykłe żetony (z grubej i solidnej, ale jednak tektury) zamiast trójwymiarowych modeli. Z drugiej strony – nic nie stoi na przeszkodzie, by wykonać takie modele samemu i włączyć je do gry. Kto wie, może przy okazji polubisz modelarstwo?
Na początku zabawy wybieramy swój czołg oraz modyfikacje do niego. Każda z nich ma swój koszt, więc wszystko zależy od tego, na jaki limit punktowy umówiliśmy się – rozstawiając planszę. Po rozłożeniu elementów rozgrywki rozpoczynamy właściwą zabawę. Ta składa się zasadniczo trzech faz.
Pierwszą fazą jest Faza Ruchu.
Fazę rozpoczyna pojazd posiadający najniższą Inicjatywę. W czasie tej fazy możemy się przemieścić maksymalnie tyle razy, ile mamy punktów Ruchu. Przemieszczenie dokonuje się za pomocą specjalnej strzałki do mierzenia. Po zakończeniu ruchu, w ramach przypomnienia – umieszczamy odpowiedni Znacznik Ruchu przy naszym czołgu.
Fazę Ostrzału rozpoczyna czołg z najwyższą Inicjatywą.
Sprawdzamy najpierw, czy pojazd przeciwnika znajduje się w linii naszego widzenia, rysowanej od środka wieży naszego czołgu. Następnie rzucamy kośćmi w liczbie odpowiadającej naszej Sile Ognia. Obrońca zaś tworzy pulę obrony. Przydzielamy naprzemiennie (tj. raz atakujący, raz obrońca) kości obrony do ataku. W przypadku zadanych obrażeń dokładamy odpowiedni znacznik na nasz pojazd.
Ostatnią, trzecią fazą jest Faza Dowodzenia.
Podczas tej fazy sprawdzamy warunki zwycięstwa, dokonujemy napraw i rzucamy kośćmi – w celu wyłonienia, kto będzie miał Przewagę w następnej rundzie (przewaga decyduje w przypadku remisów w Inicjatywie) oraz czyścimy planszę ze znaczników.
To wszystko. Zasady nie są specjalnie trudne, ale – jak w każdej innej grze – trzeba rozegrać kilka partii, by złapać „rytm” i nie musieć co chwila sięgać po instrukcję.
Prócz wariantu podstawowego, są jeszcze do dyspozycji inne tryby gry, które odwzorowane są znanym z podstawowej, komputerowej edycji gry. To Natarcie, Starcie, Zajęcie Bazy oraz Każdy na każdego.
Nie jestem fanem gry komputerowej. Mogę zagrać w planszówkę?
Zdecydowanie tak. Napiszę jednak, dla kogo to nie jest gra. Jeżeli liczysz na jakiekolwiek historyczne odwzorowanie którejkolwiek historycznej bitwy – to nie jest gra dla ciebie. To figurkowa walka z czołgami w roli głównej i tyle. To nie będzie też gra dla każdego, kogo militaria nie interesują w stopniu chociaż minimalnym. Tak jak są osoby, które nie lubią fantasy – tak samo są osoby, które nie przepadają za czołgami.
W każdym innym przypadku warto zagrać, nawet jeśli nie grało się w grę komputerową. Co więcej, mam wrażenie, że produkt nie powstał dla fanów gry, a raczej odwrotnie – po to, by ściągnąć nowych graczy za pomocą planszówki. Rozgrywka jest prosta, łatwa i niewymagająca za dużo od graczy, acz ze względu na wykorzystanie kości – dość losowa. Z pewnością daje ogromną satysfakcję. Oczywiście, najchętniej sięgną po nią osoby, które chociaż trochę lubują się w militariach i im szczególnie polecam zapoznać się z tytułem.
Możliwość rozbudowy, prostota i jakość wykonania to elementy, które sprawiają, że gra warta jest zakupu. To przemyślany i dopracowany tytuł, który da sporo radości grającym.
Grę możecie kupić w oficjalnym sklepie Wargaming.net, który też dostarczył ją do testów. Link do sklepu znajdziesz tutaj.
Dodaj komentarz