W dzieciństwie wszystko wydawało się prostsze. Była polska złota jesień, gdzie na drzewach powiewały kolorowe liście i zima, podczas której można było umówić się na sanki, czy lepienie bałwana i nie trzeba było w tym celu angażować maszyny do wytwarzania sztucznego śniegu. Żyłem od wakacji do ferii i od świąt do świąt. Zmieniały się fryzury, okulary, dziwne rajtuzy zakładane na nogi, szelki podtrzymujące moje spodnie i bohaterowie na koszulkach. Wszystko było świetne do momentu, aż poczułem się dorosły i
Zachciałem w wybór mojej szafy ingerować sam.
To chyba wtedy odkryłem, że świat nie jest czarno-biały i wszystko składa się z warstw. Tutaj porównanie Shreka do cebuli wydaje się wyjątkowo trafne. Nagle okazało się, że wybór jest ogromny, a to, co rodzice mówili mi o świecie, jest tylko promilem tego, z czym miałem się jeszcze zmierzyć. Ot, choćby prosty, życiowy problem:
Kupno spodni.
Kiedy byłem w podstawówce – dziewczyna kojarzyła się z długimi włosami, kolorem różowym, cekinami i brokatem. Chłopak otaczał się gadżetami, był ostrzyżony „po wojskowemu”, miał jakieś-tam jeansy i koszulkę w trupie czaszki, albo jakieś inne zombie. Był podział na baby i facetów.
Nie zrozumcie mnie źle – jestem tolerancyjny i nie mam problemów z lesbijkami, gejami, gejami w rurkach, osobami o odmiennych poglądach politycznych, religijnych, filozoficznych, czy ogólnie z różnicą zdań. Zanim kogoś ocenię, staram się go poznać i zrozumieć. Podobnie jest z modą, której nigdy do końca nie rozumiałem, ale wydawało mi się, że podążam równoległą ścieżką względem tej wytyczonej przez projektantów. Z przyjemnością oglądam programy typu „Project Runway” – gdzie mogę podpatrzeć finezje autorów i z relaksem wzdychając, że takie coś w odwiedzanych przeze mnie sieciówkach się nie pojawi.
Dział męski
Kiedyś założyłem, że jako facet powinienem wyglądać schludnie, ale tradycyjnie. Coś jak Mark Zuckerberg – zawsze ma niebieskie spodnie, szary t-shirt. Wiecie – wchodzę do sklepu na dział męski i tadam – biorę ze 3 pary jeansów do przymierzalni i wiem, że będę wyglądał normalnie i dobrze. Ostatnie zakupy mocno zweryfikowały tę tezę.
Zaciągnięty siłą przez Klaudynę do sklepu z poleceniem: „kup sobie spodnie” zacząłem się rozglądać między kolejnymi półkami, regałami i stoiskami. Kiedy zrezygnowany wychodziłem z kolejnych sklepów – wzdychając, że jeansów nie ma – doprowadziłem ją do nieoczekiwanego wybuchu wściekłości. Chyba nareszcie poczuła się jak ja, kiedy wchodziła do setnego sklepu – mówiąc, że to nie dla niej. I to wcale nie było dobre.
– Z tobą jak z dzieckiem! Jak ci palcem nie pokażę, to nie zauważysz! – no to zaprowadziłem ją do odwiedzonych sklepów – pokazując, że męskich jeansów nie ma i bezradnie rozłożyłem ręce. Moja wybranka zaczęła po kolei przeglądać to, co ja odnalazłem.
Nowe-stare spodnie
Oto na półkach walały się propozycje nowych, ale już podartych spodni. Gdybym potrzebował ubrania z dziurami, to nie chodziłbym do sklepu, tylko zostawił sobie te stare. Jaki jest cel sprzedawania wybrakowanego towaru jako nowego? Hej! Widzimy, że potrzebujesz nowego ciucha! Już je dla Ciebie zniszczyliśmy i podarliśmy! Teraz tylko zapłać! – takie mam zawsze wrażenie oglądając tego typu produkty.
Spodnie dla ciężarnego
Inna półka, inny sklep. Wchodzę, szukam, przebieram – narzekając przy tym pod niebiosa. Znalazłem jeansowe spodnie, które miały wszyty w pasie sznurek, żywcem wyciągnięty ze spodni dresowych. Nogawki zakończone jakimiś dziwnymi ściągaczami. Co to za kretyn wpadł na pomysł połączenia spodni dresowych z dżinsami? Ani to wygodne do przewalania się po chałupie, ani nie wyszedłbym w tym na ulicę. Czułbym się jak jakiś osiedlowy schizofrenik, który do dresu założył garniturowe spodnie.
Inny model – zamiast sznurka, pas z gumy. Całość wyglądała jak spodnie ciążowe Klaudyny:
Rozejrzałem się niepewnie, utwierdzając się, czy przypadkiem nie przesunąłem się do działu dla kobiet. Nie, to był dobry dział. Minąłem spodnie garniturowe w wersji do kolana. Zapewne zajebiście bym wyglądał w koszuli, marynarce i krótkich spodenkach z jedwabiu, na szczęście są jeszcze inne sklepy w Warszawie…
Przerosło mnie to.
Poczułem się głupi i wypchnięty spoza nurtu rzeczywistości. Kiedy przytomniejszym wzrokiem rozejrzałem się po hali – zauważyłem, że problem ten dotyczy w zasadzie całego działu. Zastanawiam się, co przyświeca projektantom. To nie jest jednostkowy przypadek – praktycznie w każdym sklepie są podobne kolekcje i próbują nam wepchnąć to samo. Patrząc na ilość klientów, komentujących z zażenowaniem wywieszone propozycje – raczej nie dla każdego okazały są hitem. Całe szczęście. Nie mam nic przeciwko wyszukanym strojom, ale liczę na to, że w przewidywalnej przyszłości nadal będę mógł się ubierać tak, jak lubię.
A ja się czasem zastanawiam gdzie Ci faceci kupują te dziwne spodnie 😉
Ja też. Okazuje się, że teraz możesz wejść do pierwszego lepszego sklepu. Nie wiem tylko czy to dobrze :p
Na szczęście jest sobie taka firma jak Wedan, która produkuje najzwyklejsze pod słońcem dżinsy. Proste, głębokie, bez sztucznych przetarć czy dziur, a do tego w rozsądnej cenie. Dwie pary starczają mi na trzy lata, przy codziennym noszeniu (oczywiście nie obu jednocześnie) do pracy. A i cena nie jest wygórowana. W dodatku mają wersje dla długonogich 🙂
Wow! Dzięki! Może nie będę musiał jeździć do Chińczyków 😀
Chińskie miałem raz i po kilku tygodniach trafiły do pojemnika z używaną odzieżą. Z drugiej strony, kiedyś próbowałem się przełamać. Zrobiłem sobie spacer po galerii handlowej z myślą, że wyjdę stamtąd z dżinsami. Skończyło się kapitulacją. Krój mnie niestety pokonał.
Polecam Auchana i ich regał z dżinsami. Za 45 zł para spodni w klasycznym kroju, do wybory, do koloru:)