Faceci z reguły nie cierpią zakupów. Raz, że muszą łazić od wieszaka do wieszaka, na którym wszystko, co pokazujecie – jest albo bardzo podobne, albo takie samo – to jeszcze są zalewani tysiącem pytań: „a jak ja w tym wyglądam?”. Mówisz, że ładnie we wszystkim to obrażona, że nie pomagasz. A spróbuj powiedzieć, że grubo…
Zakupy spożywcze
Zakupy spożywcze wcale nie są prostsze, mimo że często idziemy na nie sami. Jeszcze w pracy dostaję smsa:
– Kochanie! Zrobiłam ci listę zakupów. W drodze do domu, kup proszę te pierdółki dla mnie, dobrze Kiciuś? :*
No to siedzę w tej robocie i już zimny pot mnie oblewa, bo wiem, co się będzie działo. Wychodzę z biura, jadę tym cholernym autobusem przez pół miasta, wpadam do domu, rzucam okiem na blat kuchenny, zamykam oczy i wzdycham.
Pierdółki, kurwa
Wielka, długa, dwukartkowa lista z wypisanym tysiącem produktów. Skanuję wzrokiem tekst i widzę same niezrozumiałe pozycje. Zaciskam zęby z bezsilności. Wszystkie sklepy, które nie są salonami samochodowymi i elektromarketami to trauma. Bez wyjątków.
W sklepie
Drzwi automatyczne rozsuwają się, a przede mną biega mnóstwo osób, które wyglądają, jakby opanował je jakiś szał albo apokalipsa. Biegają z tymi koszykami jak opętani, kobiety poganiają mężczyzn:
– A wziąłeś ketchup? Nie taki! Innej firmy – ten ma glutaminian w składzie! I weź łagodny.
– No ale weźże tym dzieciakiem się zajmij!
– O rany promocja!
Walczą o jakieś kapcie, czapki, torebki, ryby, majonez. Grzebią łapami w skrzynkach, bo pomidor z wierzchu miał kropkę. Nieśmiało robię krok naprzód, wchodzę do piekiełka, z którego już nie ma odwrotu, chyba że przez kasy z gigantyczną kolejką ciągnącą się wężykiem przez pół hipermarketu. To ten moment – zerkam na listę.
Idę po szynkę
Staję na końcu zajebiście-długiego ogonka i czekam cierpliwie. Jeszcze. W końcu – jest! Jest moja kolej, no to artykułuję wyraźnie, czego potrzebuję, czyli mówię to, co mam zapisane na liście:
– 17dag szynki chudej poproszę.
– Z „Jak za Gierka” może być?
– A ona świeża? – odpowiadam.
– No świeża! Czemu miałaby być stara?! My tutaj porządny dyskont jesteśmy!
– A bo jak od czasu Gierka leży… – próbuję rozładować napięcie, ale już widzę te pioruny w oczach, jej świdrujący wzrok mnie przytłacza, więc szybko dodaję – Może być. Choć po prawdzie to nie mam pojęcia. Skąd mam wiedzieć, która jest chuda, a która nie? Patrzę na plasterki – chude tzn. cienkie. Ja bym cieniej nie ukroił, to chyba może być.
– 40dag mi się ukroiło – i podaje do ręki woreczek. Oczywiście tymi kodami kreskowymi tak zaklejony, że w domu rozerwać go trzeba na strzępy, zanim dobierzesz się do szynki.
Szlag tam. Następny dział
Warzywny
– Makrelę poproszę – mówię i wciągam powietrze, bo już przerabiałem ten zestaw pytań. Trochę mnie tu znają.
– Nie ma sprawy, już podaję! Wędzona?
– Yyy, eee – odpowiadam elokwentnie.
– W łuskach, bez łusek? W zalewie? Bez zalewy? W puszce…?
Właśnie.
Zakupy to cholernie trudna sprawa
Prócz nieoczywistych rzeczy, ciągle muszę się domyślać, co w zasadzie autorka miała na myśli. Paczam i widzę pozycję „jogurt”. Ki czort? Naturalny? Truskawkowy? Zakładam, że naturalny. Czuję się jak saper, który nie wie, który kabel ma przeciąć – zielony czy czerwony? U mnie jest to samo – 250ml czy 400? Maślanka w kartonie, w kubeczku? Dużym, małym, a może w butelce? Zawsze wybieram źle. Zawsze.
Ostatnio pisałem o trzech cytrynach. Że niekumaty jestem? Proszę bardzo – historia z wczoraj. Kup pieprz w kulkach, do tego jakieś podstawowe artykuły spożywcze. Więc kupiłem młynek z pieprzem granulowanym, bo z takiego przecież korzystamy na co dzień. Faktycznie miałem wrażenie, że się kończył. Skąd mogłem wiedzieć, że chodzi o taki do zupy w saszetce? Co ja? Wróżka jestem?
Dział z chemią
Kolejne zadanie: folia.
– Zjadłbyś roladki? – pika na messengerze.
– No zjadłbym – wyklikuję.
– To kup folię, ja zrobię! – mówi ona.
– Super! – odpowiadam szczerze. A potem stoję w tym sklepie i stwierdzam, że ja już żadnych roladek nie chcę! Pierdyliard rodzajów folii – spożywcza, do pieczenia, do zawijania, rękawy z przecinakiem, w rolce, w plastrach… co tylko ci do głowy nie przyszło, to już jest na półce. Jeszcze gorzej, jak na wsi mieszkasz i nic kupić nie możesz – też obrażona, bo „nie załatwiłeś”.
Powrót do domu jest najgorszy
Wraca kobieta do domu albo już w nim jest i zaczyna tyradę.
– Co to? Przecież tego nie było na liście? Po cholerę, żeś to kupił?
– 40dag? Przecież chciałam 17?
– Bakłażan? Nie wiesz, jak wygląda cukinia?
– Miałeś coś kupić na śniadanie dla dziecka, a tu są same słodkie bułki, cukrowe płatki i pseudoserki!
Tyrada bez końca. Zawsze coś jest nie tak – zła gramatura, zły produkt, wszystko źle. Jakby tego było mało, to zawsze dajecie nam lewy sierpowy swoim koronnym zakupem.
Tampony
Jak ja tego nie rozumiem – macie swoje dni co miesiąc. I co miesiąc ta sama historia:
– „Kiciuuuuu! Biegnij do sklepu po tampony!”
No kurna. Co miesiąc! Weź sobie raz kup cały wagon tego, na cały rok od razu albo przynajmniej pomyśl tak ze dwa/trzy dni wcześniej. Nie możesz przecież twierdzić, że nie wiesz, kiedy to się wydarzy. My wiemy doskonale, bo na tydzień przed chodzisz najeżona i fukasz na wszystko dookoła.
No ale prosisz, to idę i patrzę na producentów tych tamponów. Zachodzę w głowę, próbując sobie przypomnieć, czego tak właściwie potrzebujesz. To jest prawie tak fascynujące, jak wybór papieru toaletowego po jego kolorze i zapachu, a ostatecznie i tak wszystko sprowadza się do jednego użycia. Kiedy wreszcie zdecyduję się na kolor pudełka – pozostaje najważniejsza kwestia: ilość tych cholernych kropel. Bo napis niczego nie ułatwia.
Wszystkie są super. Ale jedne są SUPER, a drugie już EXTRA SUPER, a trzecie to już w ogóle NAPRAWDĘ EXTRA SUPER. Czym to się różni, ja się pytam?! Na moją logikę – znów porównam do papieru – różnica jak między dwuwarstwowym a trzywarstwowym. To samo, ale komfort inny. A jak już wybiorę, to idę z tym, jak skazaniec do kasy. A tam każda kasjerka – serio, kurna, każda – chce mnie zagadać, niby z uznaniem, że jako facet kupuję „TO”:
– Uuu… widzę, że ciężkie dni Pana czekają w domu.
No nie kurwa mnie, tylko moją żonę. Przecież ja z tego korzystać nie będę. I jestem przez was skazany na słuchanie i udawanie, że wszystko jest okey. Nie jest ok.
Jak ja rozumiem mężczyzn, którzy do koszyka wrzucają sobie coś ekstra – pętko kiełby, zgrzewkę piwka, chipsy, czekoladę, czy maleńki, kilogramowy kawałek ciasta. My po prostu musimy odreagować tym żarciem. To jest stres, to są przeżycia! Stawiacie nas przed półką z totalnie obcymi produktami i oczekujecie, że na podstawie hieroglifów zapisanych na współczesnym papirusie domyślimy się, jakie produkty mamy przynieść, aby cię usatysfakcjonować. Sorry – to tak nie działa. Umówmy się, że my się będziemy starać przewidzieć – to, co potrzebujecie, a wy nie będziecie dostrzegać, jak sobie do koszyka dorzucimy coś ekstra. Deal?
Prawa do zdjęcia należą do – Bruce Turner
Bardzo krzywdzący i stereotypowy tekst. Tak jak nie znam mężczyzny tak i nie znam kobiety, która lubiłaby chodzić na zakupy spożywcze. Raczej jest to przykry obowiązek, konieczny aby przeżyć we współczesnym świecie. Też mnie krew zalewa, kiedy stoję dłużej w kolejce, albo gdy ktoś się przeciska obok pomiędzy ciasnymi półkami. I to, że tego nie lubię, wcale nie znaczy, że coś mi zwisa spomiędzy nóg. Też chciałabym nie musieć rozszyfrowywać opakowań i liczyć na to, że zawsze potem okaże się, że kupiłam to co chciałam a nie keczup o smaku jogurtu czy jogurt o smaku keczupu.
Podpaski – to inna sprawa i w tym przypadku po prostu trafiłeś na złą kobietę, która nie napisała konkretnie jakich potrzebuje. To trochę jak powiedzieć, że masz kupić papier. Ale jaki? pakowy, do ksero, czy może toaletowy? No dobra, może nie aż taka rozbieżność. Ale innych podpasek używa się na początku okresu, kiedy krwawienie jest bardzo obfite a innych po jego zakończeniu, „na wszelki wypadek”. Jeszcze inne w nocy (dłuższe). Jeśli nie napisała, jakich potrzebuje, a masz taką możliwość, po prostu weź te trzy rodzaje. Na nocnych jest napisane „noc”, a cienkie i grube rozpoznasz po liczbie w opakowaniu podobnej wielkości. Żadna mi tam wielka matematyka.
I bardzo mi przykro, że nie możesz sobie podczas zakupów kupić nic dla siebie – a przynajmniej że musisz prosić o taką możliwość. Mnie by to strasznie denerwowało.
Hej 🙂 Zatem tak, ten tekst jest stereotypowy bowiem cały dział Okiem Faceta taki jest. Uwypuklam stereotypy by potem je obśmiać.
Uwierz mi, że na co dzień jesteśmy raczej zgranym, wesołym małżeństwem z dużym dystansem do siebie 😉
Haha, a ja liczyłam na równie hejterską odpowiedź co mój komentarz 😀
Powiedz mi w takim razie – po co więc szerzyć dalej ten stereotyp? Nawet jeśli Ty masz świadomość, że tak nie jest naprawdę, to wiele osób właśnie tak myśli. Twój tekst tylko dodaje kolejnego argumentu dla osób, które chciałyby powiedzieć, że baby są głupie albo podkreślić nieistniejące różnice pomiędzy płciami. Potem każdemu się wydaje, że kobieta idzie po chleb do Biedronki dla przyjemności, podczas gdy najchętniej wróciłaby po pracy prosto do domu, nie myśląc o obiedzie tylko o odpoczynku.
Nie no – zachęcam do przeczytania innych tekstów z cyklu. Szczególnie „Zaraz” (http://skomplikowane.pl/codziennosc/okiem-faceta-zaraz/). W „Okiem Faceta” w żadnym wypadku nie zamierzam nabijać się z kobiet. Raczej nabijam się z facetów, ich prostych, często dennych wymówek, spłycania tematu itp.
Kiedyś miałem chęć edukowania swojej płci, tłumaczenia ale to nie dociera. Większe efekty zauważam jak uwypuklam jakieś nasze głupie nawyki, przyzwyczajenia i wymówki a potem je obśmiewam.
Kwestię mało precyzyjnych list zakupowych rozwiązałem technicznie : mam abonament no limit na wszystko, i nap…łam ile wlezie z prośbą o sprecyzowanie. W razie potrzeby robię zdjęcia i wysyłam. Jak coś nie tak, to nie moja wina – ja dzwoniłem ?. I sobie oczywiście nie żałuję ?.
I to jest sposób godny naśladowania! My mężczyźni musimy sobie radzić w najbardziej hardcorowych warunkach. Dziękujmy za wynalazek jakim jest telefon z aparatem!
Gorzej jak w sklepie nie ma zasięgu… wtedy z 5 razy wychodzę ze sklepu żeby go złapać :p
Dobrze napisane, kobiety są bardziej skomplikowane niz nam się wydaje, tak samo jeżeli chodzi o malowidła jeden jest róż a drugi już róż ultra soft.
„A tam każda kasjerka – serio, kurna, każda – chce mnie zagadać, niby z uznaniem, że jako facet kupuję “TO”:
– Uuu… widzę, że ciężkie dni Pana czekają w domu.
No nie kurwa mnie, tylko moją żonę. Przecież ja z tego korzystać nie będę. (…)”
Nie, jednak Ciebie. Bo na pewno się okaże, że kupiłeś niewłaściwe. A ona ma OKRES. Więc to Ty będziesz mieć przerąbane.
A co do listy.
Mnie wkurza niemożebnie maniera pisania ogólnikowo co mam kupić, kiedy chodzi o konkretny towar i to jeszcze w konkretnej ilości.
Czasem jeszcze trzeba dopytać: co kupić jeśli akurat tego nie będzie?