Moja przygoda z PS4 zaczęła się dość późno, bo w połowie obecnej generacji, gdy na rynku była już wersja Slim oraz Pro. Nadarzyła się okazja, by rozszerzyć zestaw konsol w domu o propozycję od Sony, więc szkoda było z niej nie skorzystać.
Pierwszym moim tytułem było absolutnie przegenialne The Last of Us pamiętające jeszcze czasy PS3. W międzyczasie nie mogłem odpuścić sobie fantastycznego Spidermana, który jest w mojej ocenie najlepszą grą o człowieku-pająku w ogóle. Skoro tak, to czy Miles Morales mogło być lepsze?
Godne pożegnanie generacji
Dobra, umówmy się – tytuł jedną nogą stoi w starej generacji (PS4) a jedną w nowej (PS5). Naturalne jest, że wszelkie fajerwerki graficzne i usprawnienia zarezerwowane są już dla nowego sprzętu. Gracze, którzy chcą ograć grę jeszcze na PS4, nie poczują się jednak zawiedzeni – gra wygląda dobrze. Nie widać może jakoś znaczącego progresu względem oryginału, ale został podrasowany na tyle, że nie odstaje od innych gier wypuszczonych na ten leciwy już sprzęt. Tej drugiej wersji (na nową generację) jednak nie miałem okazji jeszcze sprawdzić, z tego prostego względu, że nie mam samego sprzętu. Ten do rąk graczy trafi dopiero w tym tygodniu.
Pod względem audio zmieniło się niewiele – to cały czas świetnie udźwiękowiona gra. Dobre wrażenie robią też skonstruowane postacie. Główny bohater Miles, jego matka, czy przyjaciele – to fajne konstrukcje fabularne, które sprawiają, że do misji z nimi związanych chce się zwyczajnie wracać. Czy mamy więc do czynienia z hitem? Zanim odpowiem, zdradzę, co mi nie zagrało.
Co zatem nie zagrało?
Cóż, pamiętasz reakcję ludzi na FarCry: New Dawn? Oburzano się, że otrzymaliśmy tak naprawdę tę samą grę tylko z innym zestawem tekstur. I w Miles Morales jest dokładnie ten sam problem. Podobało ci się wielkie, zróżnicowane miasto? No to teraz otrzymałem dokładnie tę samą lokację, ale skąpaną w śniegu. Autorzy nie ustrzegli się też powtarzającej się, schematycznej rozgrywce – jak w pierwowzorze. W dodatku tym razem – od początku do końca sterujemy jedną i tą samą postacią – właśnie Milesem. Sytuację ratuje fakt, że dostał on własny zestaw umiejętności, gadżetów oraz animacji.
Hit czy kit?
Sony reklamuje grę jako samodzielny dodatek do części pierwszej i… tak też do niej podszedłem. Patrząc na grę z tej perspektywy – można czuć się zadowolonym, szczególnie gdy ktoś nie grał w pierwotną odsłonę tytułu. W rzeczywistości więc otrzymujemy rozbudowany dodatek z nową historią, nowym głównym bohaterem i masą zadań (acz powtarzających się) w poprawionej oprawie graficznej i innym settingu.
To na pewno godne pożegnanie obecnej generacji konsol, bo sama gra cały czas sprawia masę przyjemności, ale czy jest świetnym rozpoczęciem nowej generacji? To pytanie pozostawiam otwarte.
PS. Nie wiedząc czemu, Sony życzy sobie za ten samodzielny dodatek tyle, co za pełnoprawną grę. Czyli 240 zł. To strasznie drogo!
Dodaj komentarz