Oglądaliście kiedyś te wszystkie programy typu metamorfoza? Z niedowierzaniem patrzyłam na kobiety, którym wystarczyła lepsza sukienka, inna fryzura i profesjonalny makijaż, aby stały się zupełnie inne w odbiorze dla otoczenia. Tak niewiele wystarczyło, by się wyprostowały, a w oczach i głosie pojawiła się pewność siebie.
Bohaterki były przedstawione jako osoby, które brały na swoje barki zbyt dużo obowiązków. Przeważnie otoczone wianuszkiem dzieci, gdzie każde akurat chciało co innego – przy okazji dźwigały ciężkie zakupy, sprzątały, prały i gotowały obiadki dla całej ferajny (w tym męża). Nie robiły nic szczególnego, czego nie robiłaby żadna z nas – ale widać było po nich zmęczenie i narastającą frustrację. W lustro nie mogły patrzeć, bo: „już nie jestem tak ładna, jak dawniej”, a jednocześnie nie bardzo wiedziały, od czego zacząć zmiany.
A przecież nic tak szybko nie poprawia samooceny kobiety, jak dobrze wykonany makijaż.
Na co dzień wolę look naturalny. Nie maluję się za wiele, w łazience nie lubię spędzać kilku godzin na perfekcyjne oko. Uwielbiam zielone cienie Inglota i przeważnie na taki kolor się maluję. Uwagę mojej ciotecznej siostry, że zielony to nie jest najlepszy kolor do podkreślenia zielonej tęczówki – zbiłam wzruszeniem ramion. Pff. Skończyła różne kursy i się wymądrza. 😉
Alicja Wrzosek skończyła Akademie Wizażu, przeprowadza metamorfozy, doradza kosmetyki i wykonuje makijaże na specjalne okazje. Maluje zarówno do sesji zdjęciowych, jak i na wesela, imprezy, wieczory panieńskie czy na romantyczne wyjście z mężem. Polecam wam serdecznie, bo ewidentnie – zna się. Jako że jest moją siostrą, to nie dawała mi spokoju i powiedziała, że mnie umaluje tak, aby podkreślić to, co mam w buzi najładniejsze. Przyjęłam wyzwanie.
Na spotkanie przyjechałam bez makijażu, co dało straszny efekt przy profesjonalnym oświetleniu lampą pierścieniową. W świetle słonecznym tak strasznie nie wyglądam, hehe.
Tak trochę porozmawiałyśmy o malowaniu się i Ala zaproponowała mi makijaż wieczorowy, który równie dobrze może służyć za ślubny. Zależało mi, aby zobaczyć, co profesjonalny wizażysta jest w stanie zrobić z moją twarzą i nawet jeśli efekt miałby być lekko przerysowany, to chodziło przede wszystkim o podkreślenie naturalnego piękna i atutów twarzy.
Przez blisko dwie godziny Alicja skupiała się więc na wydobywaniu rysów twarzy i malowaniu oka. Do moich zielonych oczu zaproponowała różne odcienie fioletu, burgundów, czerni, a nawet rudy. Jako rozświetlenia dla oka użyła pigmentu opalizującego na kolor seashell. Kępki otworzyły oko, a brwi zostały mocniej podkreślone. Podkład ujednolicił cerę, a twarz została wykonturowana bronzerem i rozświetlona rozświetlaczem na kościach jarzmowych. Usta zostały naturalnie pokreślone, na policzkach pojawił się róż. I…
Wystarczyło spojrzeć w lustro, aby stwierdzić duże zmiany:
No byłam trochę w szoku. Patrzyłam w lustro i śmiałam się sama do siebie, bo nie spodziewałam się aż TAKIEJ różnicy! Z włosami nic nie robiłam – jedynie do zdjęcia zaczesałam grzywkę na bok.
Ten typ makijażu super sprawdzałby się na weselach i wieczornych wyjściach – Filip jak mnie zobaczył, od razu porwał mnie na miasto i ciągle się zachwycał (chyba też nie mógł wyjść z szoku, że można się tak zmienić). Z Alicją od razu umówiłyśmy się na wrzesień, po moim powrocie z Chorwacji, czekają mnie małe zmiany w kosmetyczce. Bez żalu pozbędę się swoich perłowych zieleni, na rzecz innego kolorku.
A wam jak się podoba?
Dodaj komentarz