Regularnie dostajemy zapytania od naszych najbliższych, znajomych i czytelników jak to jest, że jeździmy po Polsce, mamy swoje hobby i jeszcze nam starcza „do pierwszego”. Cóż – postanowiłem odrobinę uchylić rąbka tajemnicy!
Finanse oczywiste i te mniej
Najprostsza odpowiedź powinna brzmieć – zarabiamy na to pieniądze. Jednak nie oszukujmy się – nikomu nie wystarczyłaby taka odpowiedź. Również nam! Dlatego do kwestii finansowych w życiu prywatnym podchodzimy bardzo rygorystycznie i nie ma co do tego żadnych odstępów.
Gdy w listopadzie na prywatnym profilu pożaliłem się, że jesteśmy w trakcie liczenia budżetu, który – no cóż – nie domykał nam się – wywołałem powszechną ciekawość. Jak to?! Liczenie budżetu na kolejny rok, gdy dopiero listopad za oknem? Ano tak. To kluczowa kwestia! Nieważne ile masz pieniędzy i ile ich zarabiasz – jeśli nie rozplanujesz dochodów i wydatków to żadna suma, nie będzie w stanie zaspokoić twoich potrzeb. A te zawsze są za duże jak na dochody. Uwierz mi. Dlatego w ramach planowania wydatków kierujemy się kilkoma zasadami.
Zasada 1 – licz tylko „pewne” pieniądze
Niezmiernie zaskoczony jestem ludźmi, którzy nawet jakiś plan wydatkowy mają w głowie ułożony, ale… w ramach przewidywanych dochodów biorą pod uwagę również dodatkowe wpływy jak niepewne premie, socjale typu 500+, czy ewentualne pieniądze od rodziny z różnych okazji. To największy błąd, jaki istnieje, bo dodatkowe wpływy mają to do siebie, że mogą się pojawić, ale równie dobrze – może ich zabraknąć.
Dlatego my, opracowując nasze dochody – liczymy wyłącznie pieniądze, które dla nas są pewne – czyli pensje z naszych prac.
Zasada 2 – wypisz wszystkie przewidywane wydatki
To trudny moment, którego i my nie lubimy. Trzeba zderzyć się z własnymi kaprysami, zachciankami i, równie często, zupełnie niepotrzebnymi inwestycjami. Bierzesz kartkę, spisujesz dosłownie wszystko. Rachunki za prąd, wodę, gaz, telefony, internet. Czy to koniec? Absolutnie, to dopiero początek! Na tej samej kartce spisujesz: urodziny bliskich, do których wiesz, że zjawisz się z prezentem. Komunie, śluby, opłaty za samochód, przewidywane remonty (u nas w tym roku jest to wymiana turbiny w silniku oraz rozrządu), abonamenty rozrywkowe (Netflix, HBO Go, Spotify, Xbox Live, PlayStation Network, Legimi…), dzień babci/dziadka/matki/kobiet/dziecka. Słowem – absolutnie wszystkie wydatki, jakie przyjdą ci do głowy!
Na tym etapie warto również zaplanować kwoty, jakie jesteś w stanie poświęcić na wspomniane wcześniej uroczystości. Czy na prezent dla chrzestnego poświęcisz 10-50-100-1000 zł? Ile przewidujesz wydać na Boże Narodzenie? Czy waszą rocznicę w tym roku będziecie obchodzić hucznie i musisz zarezerwować sporą kwotę, czy raczej skromnie i wystarczy paręnaście złotych na kwiatki/czekoladę?
Wbrew temu, co się wydaje – to jest szalenie ciężki etap, który potrafi zająć nawet kilka dni. Po pierwsze – przypomnienie sobie wszystkiego, co nas czeka w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy stanowi wyzwanie. Po drugie – to wcale nie jest proste. Z jednej strony wypisywanie kolejnych wydatków uwypukla, ile rzeczy nas w danym roku czeka, o których na co dzień się nie myśli. I kiedy już myślisz, że zamknąłeś całą listę – nagle przypomina ci się, że przecież jeszcze w czerwcu będziesz leczył ząb, a w listopadzie trzeba rodzinę wyposażyć w ubrania na zimę. Nie znasz dokładnych kwot, ale jesteś już na tyle doświadczony, że możesz mniej-więcej ją oszacować. Zatem – zapisz ją!
Zasada 3 – Szukanie oszczędności
Gdy wypiszesz wszystkie wydatki, które wydają się, że ciągną się w nieskończoność – czeka cię kolejne, równie nieprzyjemne zadanie. W pierwszej kolejności podziel te wydatki na miesiące. Część z nich to tzw. wydatki stałe, czyli rachunki. W życiu pewne są tylko dwie rzeczy – śmierć i podatki. Nie ma więc co udawać, że nie istnieją – opłacić trzeba.
Na tym etapie warto poszukać oszczędności. Wiele telekomów daje rabat np. za zrezygnowanie z papierowych faktur. Może nie jest ci tak niezbędna i warto z niej zrezygnować? Po drugie – rachunki zawsze opłacaj w terminie. Po pierwsze dlatego, że nie ma odsetek. Po drugie – telekomy zwykle za przekroczenie terminu dorzucają aż 5 zł do rachunku pod pretekstem utraty jakiegoś tam rabatu. Jednostkowo kwota może niewielka, ale w skali roku to 60 zł. Na jednym tylko operatorze. Zawsze coś!
My również bardzo uważnie analizujemy nasze wydatki rozrywkowe. Szczerze? Na co komu płacić tych kilkadziesiąt złotych za VOD w okresie wakacyjnym, gdy w domu praktycznie się nie bywa? Zawsze więc odłączamy te usługi w okresie od maja do mniej więcej września. I tak z nich nie korzystamy, a to dodatkowych kilka stówek w kieszeni. To samo dotyczy się konsol czy muzyki!
Kolejnym sposobem na oszczędności to „pakietowanie” usług. Jak masz kilka telefonów, lepiej trzymać je u jednego operatora. Ten daje spore zniżki, a czasem włączy jeszcze jakąś dodatkową usługę za darmo (np. Spotify albo Tidal). Czasem też warto popatrzeć, bo trafiają się promocje gdzie VOD np. na Netflixa albo abonament na Legimi u operatora wychodzi taniej niż… kupiony bezpośrednio u wspomnianego usługodawcy.
Podsumowując – bardzo dokładnie przeanalizuj wszelkie swoje wydatki. Czasem da się utrącić tylko złotówkę, innym razem kilkadziesiąt złotych wyłączając coś, z czego tak naprawdę się nie korzysta. Gdy jednak popatrzysz na to z perspektywy – okaże się, że zaoszczędzić można naprawdę sporo pieniędzy, które możesz przeznaczyć na przyjemności!
My w tym roku zrezygnowaliśmy z karty sportowej, bo odkąd przestaliśmy jeździć na warszawskie baseny – nie skorzystaliśmy z niej ani razu. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i nie łudzić się, że jak będziesz coś opłacał co miesiąc, to nagle pojawi się motywacja, żeby z tego korzystać. To niestety tak nie działa.
Zasada 4 – planowanie wydatków
Jesteśmy szaloną rodziną. Każde z nas ma (drogie) hobby i (drogie) zachcianki. Ja bym w kółko kupował gry lub konsole. Klaudyna nie widzi świata poza fotografią i kolejnymi szkoleniami, a Lilka biegałaby w kółko na dodatkowe zajęcia. A przecież w marcu ktoś chce kupić teleskop, w lipcu mikroskop, a we wrześniu hulajnogę. A w międzyczasie trzeba zmienić telewizor i w sumie nowa pralka też by się przydała. Lampa w salonie się znudził, a do przedpokoju nowy dywan.
Brzmi znajomo?
Znasz już skalę swoich wydatków i wiesz mniej więcej, ile możesz zaoszczędzić na nich. Pora więc byś obliczył, ile tak naprawdę zostaje ci na „czysto” z pensji. To są twoje pieniądze. Czy o czymś zapomniałem? Oczywiście, nie powiedziałem jeszcze o wydatkach na jedzenie i chemię (proszki do prania, pasty do zębów itp.). Tu nie ma zmiłuj – każdy ma inną dietę, więc musisz ponownie oszacować, ile co miesiąc wydajesz na jedzenie. Dopiero po odjęciu tej ostatniej kwoty dysponujesz pieniędzmi na przyjemności. Wiem, jest tego zastraszająco mało. Cóż, życie! Lepiej jednak iść przez nie świadomym, niż udawać, że się nie wie i wydawać za dużo, prawda?
Tu muszę jeszcze wspomnieć, że słodyczy ani fast foodów jedzonych na mieście NIE LICZYMY jako „budżetu na jedzenie”. Możemy je sobie kupić w ramach kieszonkowego, o którym piszę niżej. U nas wbrew pozorom właśnie przypadkowe jedzenie (często mocno niezdrowe) spalało dużą część budżetu.
Kwota, która pozostała to jest dokładnie taka kwota, jaką i my dysponujemy – planując nasze wydatki. W ramach tej sumy musimy rozplanować nasze blogowe wyjazdy, paliwo, noclegi, bilety wejściowe itp. Dlatego też są długie tygodnie, gdy na naszym blogu nie pojawia się nic z podróży, a potem następuje całkiem spory wysyp artykułów. Każda nasza wyprawa jest bardzo dokładnie rozplanowana, by kosztowała nas jak najmniej. Po co jechać dwa razy na koniec Świętokrzyskiego, gdy może się okazać, że taniej wychodzi przenocować się na miejscu i wrócić następnego dnia?
Zdarzały się lata, kiedy pieniędzy nie mieliśmy… wcale. Naprawdę. Byliśmy ciągle pod kreską i ledwo starczało nam na jedzenie, a co dopiero na podróżowanie. A jednak wtedy korzystaliśmy z darmowych atrakcji w Warszawie i okolicach. Poruszaliśmy się autobusami i pociągami (na karcie miejskiej, którą i tak musieliśmy kupić) i odkrywaliśmy ścieżki w lasach, miejsca idealne na długie spacery, gdzie nie wydaliśmy nawet złotówki! Do droższych muzeów chodziliśmy w darmowe dni. Warszawa oferuje mnóstwo darmowych atrakcji, o których informujemy często na grupie. To właśnie wtedy, kiedy nie mieliśmy kasy – nauczyliśmy się doceniać miejsca, o których nie pisze się w przewodnikach, bo każdy myślał, że skoro nikt ich nie opisał – to znaczy, że są… słabe. A one po prostu były nieodkryte. 😉
W ramach tej samej kwoty nie możemy pominąć naszych wzajemnych potrzeb. Dlatego też znaleźliśmy na to sposób, którego trzymamy się od kilku lat i sprawdza się on znakomicie. Co roku, do 31 listopada każdy z nas może wpisywać swoje pomysły, zachcianki, potrzeby na specjalną listę na lodówce. Wpisać tam możesz dosłownie każde życzenie – nowy telewizor 65″, buty na 20cm szpilkach, nowa torebka, nowy telefon… dosłownie wszystko! Lista ta „zamykana” jest z dniem 1 grudnia. Po tej dacie nie można już absolutnie niczego dopisać! Wtedy właśnie siadamy do opracowywania budżetu rocznego, gdzie ustalamy priorytety, co kupić koniecznie trzeba w tym roku, a co jeszcze trochę może poczekać. Staramy się uwzględnić tam potrzeby wszystkich domowników. U nas dużą kwotę stanowią tam podróże w poszczególne rejony Polski.
Lista, która w ten sposób powstaje to nasza swoista Lista Życzeń. To, co się uda z niej zrealizować zależy oczywiście od tych pieniędzy, które nam pozostały. Jak to wygląda więc u nas? Cóż, w tym roku nasza lista jest mocno okrojona, bo oszczędzamy na nowy samochód. Sporo zapisaliśmy już na 2021 rok. Za to poprzedniego roku, zrealizowaliśmy prawie całą. To, co najważniejsze w tej liście, to fakt, że bezwzględnie się jej trzymamy. Każdy w rodzinie powinien być świadomy, że jeśli czegoś nie wpisał – to nie ma już zmiany! Po to planujesz budżet i wydatki, by takie „wrzutki” nie powodowały jego destrukcji. A co, jeśli komukolwiek odwidziało się i uzna, że np. ten telewizor to jednak kiepski pomysł i go tak naprawdę nie potrzebuje? To doskonale – wykreślasz go z listy, ale nie dopisujesz niczego innego w to miejsce. Lista jest święta i nieruszalna. U nas wisi ona dodatkowo cały czas na lodówce, by była widoczna dla każdego domownika.
Zasada 5 – dodatkowe dochody
W końcu czas na przyjemny akapit! Wcześniej wspomniałem, że w budżecie nie wolno planować dodatkowych pieniędzy. Te jednak przecież się trafiają i nawet nie zdajesz sobie sprawy – jak dużo. Tutaj nie powiem ci, co masz z nimi zrobić – to zależy wyłącznie od was. Opowiem ci za to, co robimy my.
Jeżeli są to premie, dodatkowe dochody z jakichś zleceń bądź zwroty z podatków – w połowie trafiają one do puli, z której można zrealizować coś ekstra z naszej listy życzeń. Druga połowa bezwzględnie trafia na rachunek oszczędnościowy na czarną godzinę.
Co innego pieniądze, które wpadają z okazji urodzin, imienin, rocznic czy tak po prostu, bez okazji od rodziców. Tutaj również jesteśmy bezwzględni. Wszystkie te pieniądze trafiają do oddzielnych skarbonek, które są zamykane w sylwestra, a otwierane… dopiero w kolejnego sylwestra! Ile zebraliśmy za ubiegły rok? Gdy zsumowaliśmy zawartość naszych skarbonek – okazało się, że było w nich 8500 zł. Byliśmy w totalnym szoku, że jest to taka kwota! Kiedyś wrzucaliśmy te pieniądze (100zł, 50 zł)do wspólnego budżetu i przepalaliśmy na jakieś pierdoły – lody, pizze, w sumie to sam nie wiem na co. Były i nie ma. Raczej wątpię, żeby sukces aż w takim stopniu udało się powtórzyć pod koniec roku, ale nawet jeśli zebrać połowę tego – spokojnie starczy na kilkudniowy wypoczynek.
Oczywiście, każde z nas miało ciut inną kwotę, ale i tak całość po zsumowaniu robi ogromne wrażenie. To są pieniądze własne każdego z nas. Od stycznia możemy je przeznaczyć totalnie na wszystko, nie czując potrzeby tłumaczyć się z tego przed partnerem. Ja wydałem je na nową konsolę i zostałem prawie pusty. Lilka kupiła upragnione Nintendo Switch wraz z grą i… zostało jej jeszcze bardzo dużo. A Klaudyna zaskoczona zebraną sumą – nie przygotowała jeszcze odpowiedniego celu i po dziś dzień nie wydała jeszcze ani złotówki. 😉
Zasada 6 – kieszonkowe
Każde z nas co miesiąc dostaje kieszonkowe. To kwota w wysokości 50 zł, która ma iść w całości na nasze zainteresowania. Nie na słodycze, nie na napoje – na zainteresowania. Klaudyna dostaje co miesiąc na książki i szkolenia, Lilka na książki i przybory plastyczne, a ja na gry. Jeśli coś kosztuje więcej niż kieszonkowe (np. gra) – muszę sobie odłożyć.
Każde z nas ma także postanowienia noworoczne. Lilka np. codziennie ma mieć wysprzątany pokój; a ja obiecałem sobie, że nie będę kupował słodyczy (co nie jest równoznaczne z ich niejedzeniem). Za każdy dzień, kiedy nie kupię sobie słodycza – mogę wrzucić 2 zł do skarbonki, albo kupić sobie batona, który za mną chodzi. Mogę też uzbierać sobie kasę na fastfooda, którego kupię sobie za kilka dni na mieście. Niby drobna kwota, ale po tygodniu jest już 14 zł. Po miesiącu – 56 zł. A za to można później nieźle zabalować. 😉
Szczerze? Wprowadziliśmy to dopiero w tym roku, ale na razie w ogóle mnie nie ciągnie, żeby je kupować! Co dziwniejsze – nie kupując w ogóle słodyczy, ciągle ktoś je albo przynosi, albo dostajemy je z różnych źródeł (np. po oddaniu krwi przyniosłem 7 czekolad). Ileż tego musiałem jeść wcześniej?!
Brzmi jak rygor, ale tak nie jest
Owszem – bardzo skrupulatnie i sumiennie podchodzimy do realizacji naszych zasad. One są dla nas ważne, ale co jeszcze ważniejsze – zwyczajnie działają. To pozwala nam realizować swoje marzenia, cele i nie wpadać w długi, a wręcz spłaciliśmy praktycznie wszystkie, które mieliśmy. A było tego dużo. Bardzo. Dodatkowo wszystko obudowujemy to w formie zabawy i wyzwanie (jak skarbonki, czy „dniówki”) i nikt z nas nie ma poczucia, że nie może sobie na coś pozwolić.
Czy to zadziała u ciebie? Z całym przekonaniem napiszę, że… nie wiem. Musisz spróbować! Jedno wiem na pewno – planując wydatki – nie pozwolisz, by cokolwiek cię w ciągu roku zaskoczyło. A przynajmniej, zaskoczy cię znacznie mniej. Spróbuj!
Dodaj komentarz