Mogę postawić dolary przeciwko orzechom, że gdybym spytał przeciętnego Polaka na ulicy o marki telefonów, które kojarzy — to niewielu z nich wymieniłoby OnePlus. A jednak firma, która założona została w 2013 roku, a już rok później wydała swój pierwszy telefon — na stałe wpisała się w krajobraz rynku. I wraz z debiutem pierwszego ich modelu, wzbudzali zainteresowanie i u mnie. Chociaż na rynku niewielu ich kojarzy, to od samego początku znani są jako „pogromcy flagowców”. Za niższą cenę użytkownik otrzymywał znacznie, znacznie więcej.
OnePlus 9 zmienia te zasady
Z każdą kolejną generacją cena jednak się podnosiła i śmiało można powiedzieć, że seria 9., bohaterzy dzisiejszego wpisu – wyrównali się cenowo ze swoją najbliższą konkurencją. Oba telefony trafiły do nas (w sensie do mnie i Klaudyny) w czerwcu. Od tamtej pory służyły nam za nasze podstawowe urządzenia, a w takich wypadkach nigdy nie mogę odmówić sobie dłuższego testu. Już wielokrotnie zauważyłem, że krótkie testy nie ujawniają wszystkich niedociągnięć sprzętów.
OnePlus jest jak wino. Z upływającymi miesiącami coraz lepszy
Sprzętowo oba urządzenia są do siebie szalenie zbliżone. Słabszy wariant jest mniejszy – 160 × 74,2 × 8,7 mm i lżejszy – 192 gramy. Ma plastikowy korpus oraz nie posiada certyfikatu wodoszczelności. OnePlus 9 ma mniejszy ekran – Fluid AMOLED, przekątna 6,55 cala, rozdzielczość 1080 × 2400 pikseli, HDR10+, 120 Hz. OnePlus 9 nie ma dodatkowego aparatu odpowiedzialnego za zoom. I w zasadzie tyle.
Co ciekawe, właśnie ten słabszy wariant od samego początku działał… doskonale. Ten trafił do rąk Klaudyny. Ja z racji tego, że uwielbiam duże ekrany — zająłem się wariantem Pro. Pierwsze wrażenie było jednak rozczarowujące. Telefon notorycznie się przegrzewał i zachodziłem w głowę co zrobić, by móc z niego korzystać bez stresu. Drugim problemem wieku dziecięcego było – co najbardziej paradoksalne – problemy z działaniem aplikacji Google. Po zminimalizowaniu aplikacji, nie udawało się jej przywrócić, bądź pojawiał się wyłącznie czarny ekran.
Ostatnim problemem okazywało się rozświetlanie ekranu. Po wyjęciu telefonu z kieszeni i wciśnięciu przycisku zasilającego, trzeba było czasem czekać naprawdę długo, by zobaczyć cokolwiek na ekranie. I to pomimo faktu, że automatyczna regulacja jasności była wyłączona!
Nic dziwnego, że pierwsze tygodnie to była zwykła frustracja. Nie tak wyobrażałem sobie swoje pierwsze, ale jakże wyczekiwane spotkanie z marką. Na szczęście w przeciągu kilku tygodni dostałem aż 3 aktualizacje oprogramowania, które w zasadzie wyeliminowały wszystkie wspomniane problemy. Dziś, pisząc ten tekst, w sumie nie pamiętam kiedy to ostatni raz zanotowałem któryś z nich.
Wygląd rzecz gustu, ale znów ładniejszy wydaje się być podstawowy model 9
Chcąc być złośliwym, mógłbym napisać, że telefony OP9 i OP9 Pro wyglądają jak każdy inny. Diabeł jednak tkwi w detalach. Obecna generacja telefonów to przede wszystkim olbrzymie, monstrualne wręcz wysepki aparatów. OnePlusy też ją mają, ale producent zadbał o to, by wystawały one w naprawdę niewielkim zakresie. Gdy porównamy to z takim Xiaomi 11 Ultra, czy Samsungami – można dojść do wniosku, że wysepka w OnePlus jest wręcz skromna.
Fenomenalną robotę robią za to kolory i tutaj po dziś dzień z zazdrością spoglądam na podstawową dziewiątkę, która to jest w ślicznym, fioletowym kolorze. Ramka w nim jest wykonana co prawda z plastiku, ale ma niezaprzeczalną zaletę. Nie widać tam żadnych anten. To po prostu jeden wielki srebrny pasek jak za starych, dobrych czasów.
Fajnym wspólnym patentem jest za to z kolei boczny suwak, który służy do wyciszania bądź wprowadzania w tryb wibracji. Mając telefon w kieszeni czy gdzieś pod ręką można łatwo i sprawnie przełączać się pomiędzy trybami. Dla użytkowników iPhone’a to żadna nowość, ale w świecie Androida jest to pewien powiew świeżości.
W życiu codziennym
Dawno już minęły czasy gdy ekscytowałem się wszelkimi liczbami w telefonach. Nie pamiętam kiedy ostatni raz uruchamiałem jakiś benchmark, by sprawdzić wydajność jednostki. I uczciwie przyznam, że w opisywanych sprzętach też tego nie zrobiłem. Po co? Od czasu wspomnianych aplikacji ani razu nie zdarzyło mi się, by telefon się zawiesił, przyciął, czy zanotował jakieś chrupanie. I to bez różnicy, czy korzystam z aplikacji społecznościowych, oglądam filmy (czy je nagrywam), czy też gram w wymagające gry.
W grach telefon radzi sobie doskonale. Połączenie procesora i ekranu o ogromnych możliwościach sprawia, że bez krzty przesady mogę napisać, że to mała mobilna konsolka. Tym bardziej że wystarczy podłączyć pada, a dzięki obsłudze 5G można cieszyć się np. grami z Xboxa dzięki xCloud.
Podobnie w kwestii baterii. Dostajemy tutaj solidne 4500 mAh, co starcza spokojnie na cały dzień pracy. A jeśli nawet nie starczy, to dzięki szybkiemu ładowaniu jesteśmy w stanie naładować baterię do pełna w niespełna 35 minut. Dla mnie bomba, co sprawdziło się szczególnie podczas okresu wakacyjnego. Czasem był tylko krótki postój pomiędzy punktami i to wystarczało, by podładować zmęczony nawigacją, zdjęciami i filmami telefon, by po chwili znów cieszyć się pełną baterią.
To po prostu solidne, porządne telefony
Po początkowych przebojach byłem pełen wątpliwości, czy „coś z tego będzie”. A jednak wystarczyło dać wiarę w zapewnienia producenta, że nie pozostawi nas, użytkowników, na lodzie i będzie dalej rozwijał swój sprzęt. Doczekaliśmy się nie tylko poprawek, ale i nowych funkcji. A lada chwila będzie aktualizacja do Androida 12. To telefon, który masz i o nim zapominasz. A wbrew pozorom, to najlepsza rekomendacja! Nie ma nic gorszego niż ciągłe pilnowanie, czy urządzenie się zamoczy, rozładuje albo zwyczajnie podoła stawianym przed nim zadaniom. OnePlus przetrwał gorący, wakacyjny okres i zrobił to w satysfakcjonujący sposób. Obecnie cena obu słuchawek znacząco spadła, a to sprawia, że jeśli potrzebujesz odmiany od najpopularniejszych marek, to warto spojrzeć w kierunku tego mniej popularnego producenta.
Dodaj komentarz