Początek roku jest dla nas intensywny jak żaden inny od wielu lat. Styczeń to była istna jazda bez trzymanki na skutek najróżniejszych wydarzeń i obowiązków – które, mimo iż spodziewane – zupełnie wybiły nas z rytmu. Do tego roku podchodzimy nad wyraz ambicjonalnie. Skoro poprzednio udało się zrealizować większość naszych planów, czemu nie spróbować zrealizować ich jeszcze więcej w nowym roku?
Testowanie naszej silnej woli
Zmiana diety na lżejszą to tylko początek. Dwa lata temu zrezygnowaliśmy z białego, sypanego cukru. W ubiegłym roku ograniczyliśmy do minimum napoje gazowane i napoje słodzone. W tym roku chcemy iść o krok do przodu i możliwe mocno ograniczyć słodycze w postaci przetworzonej. Mamy wypracowany mechanizm na codzienną motywację, który ma nas skutecznie powstrzymać od sięgnięcia po batony, ciasteczka, czy chipsy. Każdy jednak potrzebuje czasem oddechu, także i my. Nie będę się oszukiwał, że wytrzymałbym cały rok bez zjedzenia czegoś dobrego. Skoro więc na co dzień nie mogę ich jeść, trzeba szukać okazji.
A pojawiła się ona bardzo szybko
Ostatni weekend stycznia to nasze małe święto. Mowa o naszej rocznicy spotykania się, a w tym roku obchodziliśmy już 14 taki jubileusz. Szmat czasu! Z początku planowaliśmy wyskoczyć do jakiejś przyjemnej restauracji, w której przesiedzielibyśmy we dwoje – cały wieczór patrząc sobie romantycznie w oczy. Rzeczywistość (i nasza chęć byczenia się przez cały dzień) wzięła jednak górę i stwierdziliśmy, że nie ma nic bardziej romantycznego od leżenia w łóżku, oglądania seriali i obżerania się pysznościami. Pozostało zatem ruszyć do cukierni po łakocie.
5-ta Gwiazdka czekała na swoją kolej dość długo
Będąc najbliżej naszego mieszkania (prócz tych już opisanych) – paradoksalnie było nam tutaj zawsze nie po drodze. Na dodatek w pierwszej chwili przez przypadek weszliśmy do konkurencji i dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak. Zerknęliśmy na nasze mapki i dopiero skierowaliśmy się pod właściwy adres.
Ledwo po przekroczeniu progu, w nasze nozdrza wkradł się słodki, apetyczny zapach
Cukiernia 5ta Gwiazdka jest malutka (stworzona raczej jako miejsce na wynos), a półki uginają się od pyszotek i mniamniotek. Nie wiadomo co wybrać i przyznam, że totalnie zgłupieliśmy. Każdy chciał co innego, a wystarczyło zezować trochę w prawo i tam leżało kolejne warte uwagi ciasteczko. No nie mogliśmy podjąć bardziej zgodnej lepszej decyzji niż wziąć po prostu wszystko, co nam odpowiadało.
Dla usprawiedliwienia dodam, że Cukiernia 5ta Gwiazdka wytwarza swoje wyroby na miejscu. Będąc więc w pomieszczeniu – otaczasz się delikatnym zapachem ciast, kremów, czy nadzienia stosowanego do małych pyszności. Nie jest on nachalny, nie zemdli cię, ale przywołuje na myśl prawdziwe piekarnie, gdzie chodziło się, by jeść jeszcze gorące bułki. Tutaj jest podobnie, tylko zamiast bułek jest prawdziwie szeroki asortyment. Od małych, fikuśnych ciasteczek po serniki, przekładańce i to, co uwielbiam najbardziej – bezy.
Nie mogliśmy postąpić inaczej. Prawda? PRAWDA?
Wszystko rozpakowaliśmy sobie dopiero w domu – babeczki, bezę, sernik słony karmel, red velvet. Wszystko rozpływało się w ustach, było bardzo świeże (a była sobota, więc tym lepiej), delikatne, smaczne. Beza krucha z miękkim środkiem.
Fajnie, że ciasta nie skrzypiały od nadmiaru cukru, za czym nie przepadam (choć słyszałem, że są zwolennicy „ulepków”. Ja nie przepadam. Po ich skonsumowaniu nie miałem wrażenia, że teraz jak już to zjadłem – to muszę się rzucić na łóżko, w żołądku czując nieprzyjemny ucisk. Zwykle po ścisłym detoksie – po zjedzeniu czegoś odbiegającego od planu, co jest przeciętne i takie sobie – czuję irytację, że mogłem wybrać coś innego z listy miejscówek. I że nie do końca zaspokoiło to mój apetyt na „dobre cuśko” i nadal bym coś wszamał. 5ta Gwiazdka spełniła moje oczekiwania i jest świetnym miejscem, do którego z pewnością będę wracał. Mniam!
Cukiernia 5ta Gwiazdka
ul. Szaserów 40, Warszawa
Cukiernia 5ta Gwiazdka na Facebooku
Dodaj komentarz