W różnych kręgach – znajomi, mogliby powiedzieć o mnie różne rzeczy. Zapewne każdy kojarzy mnie z czegoś innego – u jednych jestem typowym ojcem, u innych zapalonym graczem, a jeszcze w innych kręgach – podróżnikiem. Gdybyś jednak kogokolwiek zapytał o dwie charakterystyczne dla mnie cechy, to z pewnością każdy wymieniłby to, że lubię krówki i lubię zjeść. W sumie to jakby jedna cecha…
Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że moje zamiłowanie do żywności jest aż tak widoczne. Gdy zatem podczas ostatnich imienin u mojej teściowej ta zaproponowała dokładkę – grzecznie i skromnie odmówiłem. Teściowa spojrzała na mnie z dezaprobatą i powiedziała:
-Oj nie bądź taki skromny. Przecież wszyscy wiedzą, że lubisz jeść.
Po chwili, zorientowałem się, że każdy, kto słyszał te haniebne słowa, potakiwał głową.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia
Uwielbiam jeść! Kto bowiem nie lubi pysznych kotletów, frytek, pizzy, zup, bigosów, kapusty, makaronu i wszelkiego innego rodzaju jedzenia! Według mnie kuchnia i potrawy to największe dokonanie ludzkości. To fascynujące, że z kilku odrębnych składników, człowiek jest w stanie stworzyć coś, co działa na nasze zmysły i podniebienie.
Nad cyklem, którego początek właśnie czytasz – myślałem z Klaudyną od dłuższego czasu. Ekstremalne Żarcie (bo właśnie ten tytuł przyszedł mi do głowy jako pierwszy) – jest tematem, który bardzo chciałem zrealizować. Oto przed tobą największe, olbrzymie i inne dziwne porcje jedzenia, o których będę cyklicznie pisał. Na pierwszy ogień grill idzie burger.
Największy burger w Warszawie
Miejsce: 7th Street. Burger: Combo Tower Burger 1 kg
Lubię burgery. Zresztą, nie tylko ja, bo często towarzyszy mi Klaudyna. Często chodzimy do tych samych miejsc na najsmaczniejsze buły, ale zdarza nam się kupować w restauracji Pod Złotymi Łukami. Wołowina w bułce z frytkami jest tym, co mógłbym jeść cały czas. Naturalne było, że cykl zacznę właśnie od poszukiwań największego burgera. Klaudyna znalazła miejsce, ale od razu powiedziała, że ona wysiada i mam wziąć ze sobą jakiegoś żartego kolegę. Mięczak.
Udałem się zatem do 7th Street. To sieciówka znana głównie w Warszawie, gdzie są 2 lokale, ale natrafić na nią możesz też w Żyrardowie, Gdańsku i Elblągu. W swojej ofercie ma prawdziwe monstrum burgerowe wielkości małej krowy. Combo Tower Burger, który oferują w karcie – ma wagę 1 kg! To aż 5 burgerów przekładanych bekonem, sałatą, serem cheddar, pomidorem, ogórkiem kiszonym, grillowanymi pieczarkami, czerwoną cebulą, a to wszystko skąpane w sosie BBQ. Ta wieża jest wyższa niż popularny długopis, a zjedzenie tego wszystkiego naprawdę wymaga wprawy. I miejsca w brzuchu.
DUŻO miejsca. Przy tak sporej porcji, nie dają ci już gratisowych frytek ani sałatki, ale powiem szczerze, że po zjedzeniu tego (całego!) burgera i tak nie byłbym w stanie ich pochłonąć.
Jeżeli wydaje ci się on niewielki, to możesz go porównać sobie z inną kanapką z ich menu – Bacon&Bacon Burger, który na wielkość przypominał trochę Big Maca z reklamy restauracji McDonald’s.
Pomówmy jednak o najważniejszym
Czyli smaku. Nie sztuka jest bowiem zrobić ogromne, przesadzone żarcie. Sztuką jest, by było ono zjadliwe. Combo Tower Burger na szczęście jest naprawdę pyszny. Drogi (bo kosztuje 60 zł), ale z drugiej strony – tutaj jest tyle mięsa, ile przeciętna rodzina Kowalskich je przez tydzień! Bułki były świeże, odpowiednio zarumienione i chrupiące. Warzywa i sałata pierwszej jakości, a pieczarki wyczuwalne.
Całość, chociaż może wydać się to absurdalne – apetycznie wyglądała – chociaż nie ukrywam, odczuwałem pewną tremę, czy podołam. To fajne uczucie, bo wiesz, że zamawiasz nieracjonalne na swój sposób danie i dopiero gdy stawiają je przed tobą – zastanawiasz się, co tak właściwie najlepszego zrobiłeś.
Zjedzenie tego cuda zajęło mi około 17 minut (przy niedowierzaniu Adriana ze swoim mikro burgerem), a nie miałem jakiegoś wielkiego ciśnienia na bicie rekordu czy coś. Zresztą, pod koniec kelner, który przyszedł zapytać, czy smakuje – rzucił żartem, że jak nie dam rady, to mogę zrobić jak u mamy: zjeść mięsko, a resztę zostawić.
A co dalej?
No dobra. Nie ma się co oszukiwać. Jedzenie nie należy do dietetycznych, tym bardziej że całość popijałem Spritem. Jakoś ten tandem wydał mi się najbardziej naturalny. Wszak, trudno oczekiwać, że taką bułę będę popijał herbatą prawda? Organizm szybko zaczął walczyć z taką dawką tłuszczyku. Zrobiłem się senny, ociężały, a efektem ubocznym była… chęć ucieczki z knajpy, by złapać odrobinę świeżego powietrza. Całe szczęście, do auta miałem kilkaset metrów piechotą, więc z pewnością po drodze do niego spaliłem już część kalorii. Przynajmniej tak to sobie tłumaczę.
Czy jednak poszedłbym jeszcze raz? Cóż, Combo Tower Burger zdecydowanie jest propozycją dla odważnych. Ewentualnie świetną propozycją dla facetów, którzy lubią się siłować, ścigać czy w jakikolwiek sposób i konkurować między sobą. Mój kolega, który akurat był ze mną i jadł wspomnianego Bacon&Bacon Burgera – również był bardzo zadowolony. Zatem samą restaurację 7th Street polecam. Ja tymczasem przechodzę przez najbliższych kilka dni na dietę, a potem ruszam do kolejnego Ekstremalnego Żarcia! Już nie mogę się doczekać!
7th Street
ul. Jana Nowaka-Jeziorańskiego 7, Warszawa
ul. Kazimierza Szpotańskiego 4, Warszawa
www.7street.pl
Dodaj komentarz